poniedziałek, 25 czerwca 2012


Nikt nie wierzy w samobójstwo

Nikt nie wierzy w samobójstwo(foto. Tomasz Gzell/PAP)
Sławomir Petelicki. Ulubieniec mainstreamowych mediów. Przedstawiano go tak, jak sam chciał i jak się wykreował: twórca jednostki specjalnej GROM, oficer wywiadu, dyplomata, przyjaciel wielu polityków. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna: związki ze służbami specjalnymi PRL-u, przejście na stronę USA po 1989 r., funkcjonowanie w sieci wielkiego biznesu. I chociażby z tych powodów samobójstwo jako przyczyna śmierci gen. Sławomira Petelickiego dla jego znajomych jest po prostu czystym absurdem
Mecz Polska–Czechy zgromadził w minioną sobotę przed telewizorami miliony Polaków. Niemal wszyscy emocjonowali się rozgrywkami Euro 2012 i dlatego informacja o śmierci gen. Sławomira Petelickiego nie stała się główną wiadomością serwisów. Dopiero dzień później trafiła na czołówki i – co ciekawe – niemal natychmiast prorządowe media jednoznacznie wskazały na samobójstwo.
Pierwszy raz w mediach nazwisko Sławomira Petelickiego pojawiło się w pierwszej połowie lat 90. i od tego momentu stał się najbardziej rozpoznawalną medialną twarzą służb specjalnych. Jego przeszłość była owiana tajemnicą do momentu, gdy w Instytucie Pamięci Narodowej odtajniono dokumenty wywiadu PRL-u. Było to możliwe dzięki decyzjom szefa IPN prof. Janusza Kurtyki, który zginął w smoleńskiej katastrofie.
Z wojskowej rodziny
„Gazeta Polska” dotarła do niepublikowanych wcześniej dokumentów wywiadu PRL-u. Wynika z nich, że Sławomir Petelicki złożył podanie o przyjęcie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 13 czerwca 1969 r., tuż przed zdaniem końcowego egzaminu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Mieszkał wówczas z rodzicami w luksusowej dzielnicy Warszawy, przy ul. Parkowej, tuż obok Łazienek Królewskich.
„Urodziłem się 13 września 1946 r. w Warszawie w rodzinie wojskowej. Mój ojciec Mirosław od 1943 do 1945 r. walczył w szeregach Armii Ludowej i był skoczkiem spadochronowym brygady „Grunwald” w woj. kieleckim. Od 1945 r. jest oficerem zawodowym i pracuje obecnie w Ministerstwie Obrony Narodowej w stopniu pułkownika” – pisał Sławomir Petelicki w swoim życiorysie załączonym do podania o przyjęcie do MSW.
W wywiadach Sławomir Petelicki mówiąc o ojcu, wspominał, że był wielokrotnym mistrzem Polski w strzelectwie sportowym, i że jako jeden z dowódców Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego dowodził akcją, w której 26 polskich spadochroniarzy zabiło w zasadzce ponad stu esesmanów.
Pomijał natomiast milczeniem prawdziwą historię brygady „Grunwald”, będącej oddziałem sowieckiej partyzantki, jednostki dywersyjnej. Sformowano ją zgodnie z decyzją KC KP Ukrainy z 14 marca 1944 r. i przerzucono z Kijowa przez linię frontu na podstawie rozkazu szefa Ukraińskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, generała majora Timofieja Strokacza, „celem niesienia pomocy nacierającym oddziałom Armii Czerwonej” – jak pisał dowódca brygady, komunistyczny partyzant Józef Sobiesiak we wspomnieniach pt. „Brygada Grunwald”. Sobiesiak opisywał również walki z „podstępnym wrogiem kryjącym się w faszystowskim gnieździe” – chodziło oczywiście o żołnierzy niepodległościowych Narodowych Sił Zbrojnych.
W momencie składania przez Sławomira Petelickiego podania o przyjęcie do pracy w MSW jego ojciec pracował w II Zarządzie Sztabu Generalnego, z którego później powstały Wojskowe Służby Informacyjne. Kariera zawodowa ojca bardzo pomogła Sławomirowi Petelickiemu w jego pracy w wywiadzie PRL-u. W MSW kluczowe stanowiska zajmowali wówczas ludzie, którzy zanim trafili do pracy w resorcie, byli w LWP i walczyli z podziemiem niepodległościowym, jak np. Mirosław Milewski, wiceminister spraw wewnętrznych, który osobiście skierował Sławomira Petelickiego do pracy wywiadowczej w USA.
Od 1969 do 1990 r. Petelicki był funkcjonariuszem wywiadu PRL-u. Przez dziesięć lat pracował na placówkach dyplomatycznych, początkowo w 1971 r. w Wietnamie Północnym, był także w Chinach – w 1972 r.
Kariera w wywiadzie PRL-u
Ze znajdujących się w IPN dokumentów wywiadu PRL-u dotyczących Sławomira Petelickiego wynika, że przed przyjęciem do pracy w wywiadzie Petelicki intensywnie działał w Komisji Kultury Zrzeszenia Studentów Polskich, gdzie zajmował się m.in. pracą w STS.

„Po wykazaniu dużych zdolności organizacyjnych został powołany na stanowisko wiceprzewodniczącego Środowiskowej Sekcji Teatrów i Kabaretów, którą to funkcję pełni do dziś” – pisali 16 czerwca 1969 r. szefowie Komisji Kultury ZSP.

W I Departamencie MSW (wywiad) Sławomir Petelicki zrobił błyskawiczną karierę. Najpierw przeszedł kurs indywidualny na oficera I Departamentu, a już w 1973 r., mimo niewystarczającej znajomości języka angielskiego, został wysłany do pracy w Nowym Jorku.

„Proszę o delegowanie ppor. Sławomira Petelickiego, st. oficera Wydziału III Dep. I MSW, do pracy w rezydenturze nowojorskiej. (…) Zadania wywiadowcze będzie realizował pod przykryciem attaché konsularnego w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. Przestrzega należycie tajemnicy służbowej. Ma ugruntowany światopogląd marksistowski. Od lat jest aktywistą społecznym i młodzieżowym. W marcu 1972 r. został kandydatem PZRP” – pisał 3 lutego 1973 r. naczelnik Wydziału III Departamentu I, płk J. Słowikowski w raporcie skierowanym do gen. Mirosława Milewskiego, ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych.

Po dwuletniej działalności w Nowym Jorku przełożeni Petelickiego ocenili go pozytywnie.

„Pion informacyjny b. pozytywnie ocenia opracowania por. Petelickiego z zakresu operacji ogólnooperacyjnej, niektórych rejonów kraju pobytu, co miało szczególne znaczenie w związku z państwową wizytą Towarzysza Edwarda Gierka. Por. Petelicki dokonał kilku innych opracowań z zakresu sytuacji wywiadowczej, które okazały się przydatne i pożyteczne w systemie naszej pracy” – czytamy w „Charakterystyce polityczno-zawodowej za okres pracy w rezydenturze od maja 1973 r. do czerwca 1975 r.”, opracowanej 25 lipca 1975 r.

W dokumencie wymieniono kryptonimy kilku spraw, w które był zaangażowany Sławomir Petelicki, m.in. „Tobiasz”, „Ptica” i „Sam”.

Rozpracowanie środowisk patriotycznych na terenie USA przez Sławomira Petelickiego było na tyle dobre, że jego przełożeni zdecydowali się na przedłużenie jego pobytu do roku 1979 – na terenie Stanów Zjednoczonych Petelicki używał pseudonimu Wan. W 1976 r. w Wydziale XI Departamentu I, specjalizującym się w rozpracowywaniu wychodźstwa, założył m.in. sprawę o kryptonimie „Tyrmand”, zamkniętą dopiero w 1981 r. Dotyczyła ona Leopolda Tyrmanda, polskiego pisarza znanego z antykomunistycznych poglądów.

Po powrocie do kraju Petelicki najpierw został zastępcą naczelnika Wydziału VIII Departamentu I MSW, który to wydział prowadził sprawy ekonomiczne. W lutym 1980 r. powołano go na zastępcę Wydziału XI, który zajmował się dywersją ideologiczną. Rok później Sławomir Petelicki otrzymał od przełożonych premię specjalną za skuteczne zrealizowanie przedsięwzięć inspiracyjno-propagandowych.

Szefowie MSW mieli tak duże zaufanie do Petelickiego, że w lutym 1983 r. skierowali go do pracy w charakterze rezydenta w ambasadzie polskiej w Londynie, gdzie oficjalnie miał być I sekretarzem ds. politycznych. Zgodę na jego wyjazd wydał ówczesny szef wywiadu MSW, gen. Stanisław Pożoga.

Petelicki miał kierować w Londynie pracą rezydentury, ponieważ – jak napisali jego przełożeni w raporcie – znał doskonale problematykę dywersji ideologicznej.

Zaangażowanie Petelickiego w Wielkiej Brytanii spaliło jednak na panewce – nie przyznano mu wizy.

„Fakt nieudzielenia wizy przez władze brytyjskie wskazuje, że może on być znany zachodnim służbom jako oficer wywiadu” – czytamy w notatce dyrektora Departamentu I MSW płk. Fabiana Dmowskiego.

Po odmowie wjazdu do Wielkiej Brytanii Sławomir Petelicki został skierowany do pracy w rezydenturze w ambasadzie polskiej w Sztokholmie, gdzie używał pseudonimu Raja.

Do kraju wrócił 1 lipca 1988 r. – czytamy w notatce służbowej płk. Wiesława Mickiewicza, naczelnika Wydziału XVI Departamentu I MSW. Powodem powrotu Petelickiego do kraju była dekonspiracja.

„W wyniku dezercji i zdrady Ryszarda Noska został zdekonspirowany mjr Sławomir Petelicki, który może być znany Noskowi z pracy w Centrali” – pisał w czerwcu 1988 r. płk Mickiewicz.

Rok później, gdy w kraju odbywały się obrady okrągłego stołu, mjr Sławomir Petelicki został skierowany na wyjazd do Austrii do pracy operacyjnej.

Oficjalnie wyjechał jako Andrzej Malicki, pracownik „Pagartu” (działającej w czasach PRL-u polskiej agencji artystycznej, zajmującej się m.in. promowaniem polskich artystów). Kolejną służbową podróż Petelicki odbył w listopadzie 1989 r., tym razem do Paryża i Strasburga. Była to jego ostatnia podróż jako funkcjonariusza Departamentu I MSW PRL-u – resort o takiej nazwie przestał istnieć w 1990 r.

Prawda o GROM

W 1990 r. Sławomir Petelicki zadeklarował swoje poparcie dla USA – był w wąskiej grupie komunistycznych funkcjonariuszy, którzy w wywiadzie PRL-u zajmowali wysokie stanowiska i którzy ze służby dla Sowietów przeszli do Amerykanów.
To właśnie wtedy – według oficjalnych źródeł – miała powstać jednostka wojskowa GROM. Istnieje kilka wersji pochodzenia nazwy jednostki, nigdzie jednak nie ma jednoznacznego dowodu na wiarygodność tych informacji. Oficjalnie jest to skrót od Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego. Według innej, niepotwierdzonej wersji nazwa ma nawiązywać do imienia Gromosława Czempińskiego, funkcjonariusza wywiadu PRL-u, a później Urzędu Ochrony Państwa, który odpowiadał za organizację tzw. Operacji Samum (chodzi o operację polskiego wywiadu, podczas której z Iraku w 1990 r. wywieziono sześciu oficerów CIA). Wdzięczni za jej sukces Amerykanie sfinansowali stworzenie jednostki 2305. Jeszcze inna wersja mówi, że nazwa GROM wywodzi się od Grupy Realizacyjnej Operacji „MOST”, w skład której wchodzili m.in. funkcjonariusze Departamentu I MSW Gromosław Czempiński, Sławomir Petelicki, zajmujący się na początku 1990 r. ochroną transportu dużej liczby Żydów z ZSRS przez Polskę do Izraela.

GROM początkowo podlegał Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i w rzeczywistości był kontynuacją specjalnej jednostki antyterrorystycznej utworzonej przez gen. Edwina Rozłubirskiego, twórcę wojsk powietrzno-desantowych w LWP.

Co ciekawe, jednostka stworzona przez gen. Rozłubirskiego powstała nie w strukturach MON, lecz w MSW. Powodem powstania formacji były wydarzenia, które miały miejsce 6 września 1982 r. w ambasadzie PRL-u w Bernie.

„Uzbrojona w broń maszynową grupa Polaków – m.in. Florian Kruszyk, Krzysztof Wasilewski i Mirosław Plewiński – występująca jako oddział Polskiej Powstańczej Armii Krajowej, dokonała napadu na ambasadę PRL w Bernie, podczas którego przy całkowitej bierności i błędach personelu zajęła attachat wojskowy, przejmując dokumentację operacyjną Zarządu II. Napastnicy zażądali od władz PRL zniesienia stanu wojennego, uwolnienia Lecha Wałęsy, zwolnienia wszystkich internowanych i aresztowanych oraz zakończenia represji. Okupacja placówki trwała kilka dni (do 9 września). Nikomu nic się nie stało, ale wywiad poniósł olbrzymie straty” – czytamy w dokumentach Departamentu I MSW przytoczonych w książce pt. „Długie ramię Moskwy” dr. hab. Sławomira Cenckiewicza.

Po tych wydarzeniach gen. Edwin Rozłubirski w 1982 r. został oddelegowany z MON do dyspozycji gen. Czesława Kiszczaka, gdzie opracował m.in. koncepcję centralnego ośrodka szkolenia antyterrorystycznego, który później przekształcił się w GROM. Co ciekawe, nazwa ta funkcjonowała już w latach 80., po ataku na ambasadę w Bernie. Kryptonim GROM miał być użyty w razie ataku na zagraniczne placówki PRL-u.

W 1990 r. Sławomir Petelicki faktycznie przejął struktury stworzone przez gen. Rozłubirskiego, jednak publicznie o tym nie mówił.

Pierwszy raz odszedł z GROM w 1995 r. – w 1996 r. na krótko został pełnomocnikiem rządu Włodzimierza Cimoszewicza ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Rok później, w 1997 r., wrócił do jednostki, z której został odwołany przez ówczesnego koordynatora do spraw służb specjalnych Janusza Pałubickiego.

Tuż przed odejściem Sławomir Petelicki udostępnił część należących do GROM budynków Wojskowym Służbom Informacyjnym, co spotkało się z krytyką części żołnierzy.

Przyjaciel polityków

Sławomir Petelicki już wiele lat temu stał się celebrytą. Uwielbiał światła jupiterów, media. Szukając w internecie jego zdjęć, najczęściej znajduje się ujęcia na różnych galach lub w studiu telewizyjnym.
Po odejściu z GROM Sławomir Petelicki zaczął funkcjonować w biznesie: pracował w polskim oddziale firmy doradczej Ernst & Young, z której odszedł ponad rok temu. Zasiadał m.in. w Radzie Nadzorczej Biotonu – firmy należącej do Ryszarda Krauzego, i w Radzie Nadzorczej Pol-Aqua SA, w której znaleźli posady m.in. byli żołnierze Wojskowych Służb Informacyjnych.

Był także we władzach Fundacji Byłych Żołnierzy GROM oraz w Grupie GROM, które przynosiły spory dochód. Media ujawniły, że byli żołnierze GROM szkolili m.in. ochroniarzy Muammara Kaddafiego. Według nieoficjalnych informacji w drugiej połowie czerwca Sławomir Petelicki miał podpisać duży kontrakt na szkolenie antyterrorystów w jednym z krajów arabskich. Współpracował także z amerykańskimi firmami zajmującymi się wydobyciem gazu łupkowego.

– Miał doskonałe kontakty z ambasadą USA w Warszawie, o czym wiedziało kilka osób. Ostatnio jeden z biznesmenów miał ogromne problemy z dotarciem do Amerykanów. Wystarczył jeden telefon Sławka i od razu przed tym człowiekiem otworzyły się drzwi ambasady – mówi nam jeden ze znajomych Petelickiego.

Generał miał wielu znajomych w kręgach każdej władzy. Znał doskonale m.in. Włodzimierza Cimoszewicza, Jerzego Szmajdzińskiego (obydwaj z SLD), Janusza Wójcika (posła z Samoobrony) czy Pawła Grasia (PO), z którym łączyły go wspólne interesy do czasu, gdy publicznie nazwał go „cieciem na usługach Niemców”. Przyjaźnił się z Radosławem Sikorskim, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach. Petelicki krytykował rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych i chwalił Sikorskiego jako ministra obrony narodowej.

– Z resortem obrony Sławek był związany od wielu lat, doradzał m.in. podczas przetargu na F16, miał też inne kontrakty z wojska. To urwało się za czasów Bogdana Klicha – mówi nam jeden z byłych żołnierzy GROM.

Sławomir Petelicki miał też ambicje polityczne, dlatego zaangażował się w tworzenie PJN.

– Spotykałem się wielokrotnie z gen. Petelickim i rozmawialiśmy o nowej formacji. Był w nią zaangażowany, ponieważ rozczarował się rządami Platformy Obywatelskiej – mówi nam Paweł Poncyljusz, jeden z liderów PJN.

Sławomir Petelicki spotykał się także z innymi politykami PJN, m.in. z Joanną Kluzik-Rostkowską, obecnie posłanką PO.

Po katastrofie smoleńskiej gen. Petelicki ujawnił, że politycy PO rozsyłali SMS-y, by winą za katastrofę obciążyć pilotów. Atakował rząd PO, a w szczególności Donalda Tuska, że nic nie robi w sprawie Smoleńska. Powtarzał, że wiele można uzyskać od Amerykanów. Jednocześnie publicznie atakował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, m.in. podczas rozmów w studiu telewizyjnym.

W związku ze sprawą Nangar Khel, w której oskarżono polskich żołnierzy o zastrzelenie bezbronnych afgańskich cywilów, broniąc żołnierzy, atakował śp. Aleksandra Szczygły, szefa MON, który na tym stanowisku zastąpił Radosława Sikorskiego.

Śmierć w garażu

Gen. Sławomir Petelicki zginął 16 czerwca ok. godz. 16 w garażu apartamentowca, w którym mieszkał. Jego ciało znalazła żona, która zaniepokojona przedłużająca się nieobecnością męża zeszła na dół.

Zamontowany w budynku monitoring zarejestrował, jak gen. Petelicki w jasnej koszuli i dżinsach znika za załomem podziemnego korytarza. Później widać jedynie wypływającą smugę krwi. Znajomi generała podkreślają, że garaż, do którego praktycznie każdy może wejść, był właściwie jedynym miejscem, w którym generał nie był bezpieczny. Wystarczyło przejść przez otwartą bramę, kiedy wjeżdżał nią samochód któregoś z lokatorów. Bez użycia specjalnego kodu i karty nie można natomiast dostać się do części mieszkalnej, gdzie znajdują się apartamenty.

Prokuratura wstępnie przyjęła wersję samobójstwa, chociaż nie wierzy w to nikt z jego znajomych.

– Miewał huśtawki nastrojów, ale kto ich nie ma? Dla Sławka najważniejsza była rodzina, miał małe dzieci. Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałby się zabić – mówi jeden z jego bliskich znajomych.

W podobnym tonie wypowiadają się inni.

– To był cholernie twardy facet. Potrafił odizolować się od wielu spraw i iść wytyczoną drogą wbrew wszystkiemu – podkreśla Janusz Wójcik, były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej i były poseł Samoobrony, przyjaciel generała.

– Prywatnie nie wierzę, żeby szef popełnił samobójstwo, ale nie chcę spekulować na tym etapie, zostawmy śledztwo prokuraturze – mówi ppłk Krzysztof Przepiórka, prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM.

– Nie wierzę, że Sławek sam targnął się na życie. Odkąd go pamiętam, zawsze grał, bo w rzeczywistości był człowiekiem służb specjalnych. Dlatego najlepiej czuł się w towarzystwie kolegów z wywiadu PRL-u. Był tak jak oni bez poglądów politycznych, bez idei – mówi nam proszący o anonimowość jeden z byłych współpracowników gen. Petelickiego.

– Sławek wiele mówił o honorze żołnierza polskiego, o mundurze, epatował tymi pojęciami, często ich nadużywając. Gdyby rzeczywiście sam, z własnej woli popełnił samobójstwo, to zrobiłby to w mundurze, z listem pożegnalnym, w którym wskazałby przyczyny tak desperackiego kroku. A odszedł po cichu, w najmniej spodziewanym momencie. I to mi najbardziej nie pasuje w tym rzekomym samobójstwie – dodaje nasz rozmówca.
Kategorie:
Dorota Kania
Współpracownicy: Katarzyna Pawlak,


www.gazetapolska.pl

poniedziałek, 18 czerwca 2012


Nikt nie wierzy w samobójstwo gen. Petelickiego






Nie żyje gen. Sławomir Petelicki - były oficer komunistycznego wywiadu, twórca jednostki GROM, osoba bardzo wpływowa w elitach władzy.


Śledztwo w sprawie śmierci Petelickiego poprowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. - Całą noc trwały czynności na miejscu zdarzenia. Ciało pana generała zostało już przewiezione do zakładu medycyny sądowej, ale sekcja zwłok zostanie przeprowadzona prawdopodobnie w poniedziałek - poinformowała prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska. Z oględzin zwłok wynika, że Petelicki zginął z powodu rany postrzałowej głowy.
Pierwsza wersja depeszy PAP w tej sprawie sugerowała, że generał miał kilka ran postrzałowych, potem informacja ta została jednak skorygowana. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie po godzinie 16.00. Ciało znalazła żona na parkingu podziemnym w apartamentowcu, w którym mieszkali (w pierwszych przekazach była mowa o garażu). Na stronie internetowej "Gazety Wyborczej" pojawiły się wczoraj informacje o "kłopotach z nałogiem, z którym sobie nie radził", "problemach rodzinnych" oraz blokadzie na interesy z MON, w których miał pośredniczyć. W podobnym tonie był profilowany przekaz na innych portalach. Tymczasem właściwie nikt nie wierzy w wersję z samobójstwem. Zdaniem Witolda Gadowskiego, dziennikarza śledczego, taka osoba jak Petelicki nie popełnia samobójstwa w wyniku zawiedzionej miłości czy zaprzepaszczenia perspektyw zawodowych. A to, co napisała "GW" o problemach alkoholowych generała, jest w jego ocenie zwykłą brednią. - Szkolenie komandosów w Quantico, a takie przeszedł także Petelicki, kładzie wielki nacisk na wyszkolenie psychologiczne i umiejętność wytrzymywania długotrwałej presji. Petelicki prowadził poważne biznesy, był konsultantem poważnych firm, jeśli dostrzeżono by, że pije i nie radzi sobie z depresją, zostałby wykluczony - dodaje. - To kolejne samobójstwo osoby, która miała pojęcie o tym, co działo się w państwie - podkreśla Gadowski. - W Polsce w ostatnich latach grasuje "masowy samobójca" - ironizuje dziennikarz. Generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM, nie chce komentować sprawy. Od roku procesował się z Petelickim za słowa, które ten kierował pod jego adresem. - Nie skończę procesu o zniesławienie, nie chcę niczego komentować - ucina Polko. Antoni Macierewicz, likwidator Wojskowych Służb Informacyjnych, jest również powściągliwy w ocenie. Petelicki jako były komunistyczny oficer wywiadu i człowiek zaangażowany w tzw. transformację ustrojową, związany z takimi postaciami jak choćby Gromosław Czempiński, był przeciwnikiem wielu zmian, jakie w armii przeprowadził Macierewicz. - To bardzo tajemnicza śmierć. Prokuratura musi jak najszybciej ustalić, czy to rzeczywiście była śmierć samobójcza, w co bardzo trudno uwierzyć. Tym bardziej jeśli zestawi się tę tragedię z serią tajemniczych samobójstw, poczynając od śmierci dyrektora generalnego kancelarii premiera Donalda Tuska i specjalisty od ochrony informacji niejawnych pana Grzegorza Michniewicza, potem pana Leppera - ocenia Antoni Macierewicz.
Generał Sławomir Petelicki w ciągu ostatniego roku zarzucał premierowi osobiście i obozowi władzy ustawienie Polski w roli petenta w stosunkach z Rosją. Pytał publicznie, czy Polska jest w dalszym ciągu państwem NATO, czy wciąż należy do Układu Warszawskiego. Miał na myśli oddanie badania katastrofy smoleńskiej Moskwie i próbę kwalifikacji lotu samolotu z prezydentem na pokładzie jako cywilnego. Ujawnił w końcu, że tuż po katastrofie na Siewiernym politycy Platformy Obywatelskiej rozsyłali sobie SMS-y z tekstem narzucającym oficjalną wersję przyczyn tragedii, obwiniającym polskich pilotów. Jednocześnie Petelicki był związany z grupą oficerów wywiadu PRL, którzy doskonale urządzili się w postkomunistycznym państwie. Zdaniem Witolda Gadowskiego, wiele na temat tego, co robił w ostatnich latach Petelicki, opowiada wydana w ostatnich dniach książka "Tropiąc Bin Ladena" autorstwa Aleksandra Makowskiego, byłego funkcjonariusza wywiadu PRL. Makowski był jednym z bliskich przyjaciół Petelickiego, a jednocześnie jedną z najbardziej ponurych i niebezpiecznych postaci przedstawionych w raporcie z likwidacji WSI. - Książka ta potwierdza wszystko to, co zawierało się w żartach na temat Klewek, o których mówił Andrzej Lepper, który również rok temu popełnił samobójstwo. Opisuje eskapady do Afganistanu po szmaragdy, handel nimi - tłumaczy Gadowski. Wszystko dzieje się w sytuacji wyraźnej politycznej gry w służbach specjalnych. - One nie są monolitem, ABW jest podporządkowana ośrodkowi rządowemu, ale w wojsku trwa gra między częścią byłych oficerów wywiadu, którzy wspierają Leszka Millera, a innymi, które wspierają prezydenta Komorowskiego. W tej grze Petelicki i Czempiński zaczęli się wyraźnie dystansować od ośrodka rządowego, ujawniając np. kulisy powstania Platformy Obywatelskiej - tłumaczy.
Antoni Macierewicz zwraca uwagę, że Petelicki był jedną z najważniejszych osób w środowiskach dawnych komunistycznych służb specjalnych związanych z bogatym wachlarzem interesów gospodarczych, prywatyzacjami i zagranicznymi operacjami prowadzonymi w III RP. - Śmierć osoby, która była uznawana na kwintesencję siły i sprawności fizycznej, musi budzić niepokój i wiele znaków zapytania - zauważa. Dlatego, w ocenie Macierewicza, nie sposób wypowiadać się inaczej, niż stawiając liczne pytania o to, co się rzeczywiście stało i czy Polska jest krajem tajemniczych samobójstw. Kilka dni temu pod zarzutem korupcji przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej prokuratura zatrzymała Jana W. - byłego prezesa Kulczyk Holding oraz byłego szefa rady nadzorczej PKN Orlen. To brat opisywanego przez "Nasz Dziennik" admirała Romualda Wagi, któremu byli funkcjonariusze WSI przypisywali dostarczanie kutrem marynarki wojennej Lecha Wałęsy podczas strajku sierpniowego w 1980 roku. Waga był również zamieszany w interesy nielegalnego handlu paliwem na początku lat 90., co zostało opisane w raporcie z likwidacji WSI. Poza Janem W. zatrzymany został także Wojciech J., były wiceprezes Kulczyk Holding. Śledczy zarzucają im niegospodarność oraz przyjęcie prawie 1 mln zł łapówki przy prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Sprzedaż Telekomunikacji Polskiej w latach 2000-2001 była krytykowana w związku z wyborem państwowego francuskiego operatora France Telecom. Co więcej, francuski inwestor wszedł najpierw w konsorcjum z Kulczyk Holding, ale po kilku latach ten wycofał się z inwestycji, sprzedając Francuzom wszystkie swoje udziały w TP SA. Dzięki temu France Telecom posiada prawie 50 procent akcji spółki i jest zdecydowanie największym jej udziałowcem.

Po Smoleńsku atakował Tuska
Rok temu Petelicki często wypowiadał się krytycznie na temat rządu Donalda Tuska i jego ministrów. Szczególnie w kontekście badania katastrofy smoleńskiej.
"NATO powiedziałoby nam o wiele więcej na temat przyczyn katastrofy, niż możemy się dowiedzieć od Rosjan. Rosjanie nie są zainteresowani, by pokazać całą sytuację - np. to, co działo się w baraku na lotnisku smoleńskim, którego nie można nazwać wieżą kontroli lotów. Ale Tusk najwyraźniej też nie jest tym zainteresowany" - mówił w jednym z ubiegłorocznych wywiadów, który ostatecznie nie został opublikowany. Stało się tak, choć jego zapowiedź znalazła się na stronach internetowych tygodnika "Wprost" kierowanego przez Tomasza Lisa. Po kilku godzinach została z nich jednak zdjęta. Petelicki podkreślał, że zwrócenie się po katastrofie smoleńskiej do instytucji NATO-wskich było obowiązkiem premiera. Były szef GROM ujawnił też, że tuż po katastrofie smoleńskiej czołowi politycy Platformy Obywatelskiej otrzymali SMS-y z instrukcją, jak mają się wypowiadać na temat tragedii. Mieli mówić, że katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. - Tak się składa, że poznałem treść tego SMS-a. Brzmiał on tak: "Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił" - ujawnił Petelicki. Podejrzewał, że komunikat zawarty w SMS-ach powstał w trójkącie Donald Tusk - Tomasz Arabski - Paweł Graś. Petelicki podkreślał, że dla rządu Tuska rozwiązanie, w którym śledztwo prowadzą Rosjanie, było wygodne, ponieważ Moskwa odpowiedzialnością za katastrofy lotnicze zwykle obarcza pilotów. Tłumaczył, że próba kwalifikacji lotu samolotu z elitą polskiego państwa jako cywilnego jest skandalem, ponieważ lot wykonywali wojskowi piloci, według wojskowych instrukcji i dokumentów, a pasażerowie znajdowali się na pokładzie maszyny, której lot był oznaczony jako "M" - military (wojskowy). Podkreślał, że samolot, którym 10 kwietnia 2010 r. leciał do Katynia prezydent, wchodził w skład wojskowego pułku, na ogonie miał wymalowaną szachownicę ustawowo zastrzeżoną dla lotnictwa wojskowego. W swoich wypowiedziach atakował także BOR oraz sposób przygotowania do wizyty prezydenta w Katyniu. "Kapitan Protasiuk w ogóle nie powinien był wystartować z Okęcia. Ten lot był źle przygotowany. Jeżeli szef BOR otrzymuje informacje, że jego ludzie nie zostali wpuszczeni na lotnisko w Smoleńsku i nie mogą sprawdzić terenu - to powinien natychmiast zameldować o tym ministrowi spraw wewnętrznych i administracji, a ten o całej sprawie powinien poinformować premiera" - mówił Petelicki. Po kilku miesiącach ostrych i osobistych ataków na rząd i udziale w tzw. zespole ekspertów niezależnych, który wspierał PJN, Petelicki jednak ucichł. Nie komentował już kolejnych informacji na temat katastrofy smoleńskiej.
- Zarzuty wobec polityki obronnej formułowane przez niego były podzielane przez dużą część opinii publicznej i posłów. Wpisywał się po prostu w powszechną krytykę polityki rządu Donalda Tuska, która jest polityką likwidacji armii polskiej - komentuje Antoni Macierewicz.

Z PRL-owską przeszłością
Petelicki był byłym oficerem wywiadu PRL, do którego trafił w 1969 roku. W latach 70. pełnił funkcję attaché kulturalnego, naukowego i prasowego w Nowym Jorku, a od 1975 r. - wicekonsula ds. Polonii. Od 1978 do 1983 r. pracował w centrali wywiadu i pełnił funkcję I sekretarza ds. politycznych Ambasady PRL w Sztokholmie. W latach 1987-1988 był zastępcą naczelnika kontrwywiadu zagranicznego, a od 1988 do 1989 r. - doradcą ministra spraw zagranicznych i kierownikiem ochrony placówek. Rozpracowywał m.in. polską emigrację niepodległościową, a w latach 80. NSZZ "Solidarność". W 1990 r. stał się twórcą i pierwszym dowódcą słynnej jednostki antyterrorystycznej GROM. Jej żołnierze zajmowali się osłanianiem mostu powietrznego, w ramach którego transportowano emigrantów żydowskich z ZSRS do Izraela. Zaraz potem Petelicki dowodził polskimi komandosami w słynnej operacji stabilizacyjnej na Haiti. Obok Gromosława Czempińskiego stał się ikoną III Rzeczypospolitej, w której zrobił zawrotną karierę, stając się kimś w rodzaju celebryty pilnie strzegącego swego wizerunku: twardziela, silnego człowieka, osoby wpływowej i dobrze poinformowanej.
Śmierć Petelickiego oznacza też odejście kolejnego wysokiego rangą wojskowego bliskiego NATO. W katastrofie transportowej CASY pod Mirosławcem zginęło 20 oficerów, w tym dowódcy lotnictwa wojskowego. W Smoleńsku zginęli szef Sztabu Generalnego WP i dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych. W styczniu br. został zamordowany przez syna gen. Henryk Szumski, kierujący Sztabem Generalnym w latach 1997-2000.

Maciej Walaszczyk

Nasz Dziennik 18.06.12




Rysunek dla Generała. Ponad rok zbierałem się z przesłaniem tego obrazka Panu Generałowi...


opublikowano: wczoraj, 13:10 | ostatnia zmiana: wczoraj, 13:21

rys. Jerzy Wasiukiewicz

Rysunek powyżej to jeden z kilku moich rysunków, którego oryginał generał Sławomir Petelicki chciał mieć w swojej kolekcji. Tego jednego nigdy ode mnie nie otrzymał. Ponad rok zbierałem się z przesłaniem obrazka Panu Generałowi...
Pamiętając o tym właśnie rysunku, dziwnie oglądało mi się mecz Polska-Czechy (informacja o śmierci Pana Generała pojawiła się w serwisach tuż przed meczem), kiedy na ekranie pojawiał się "Pierwszy Kibic RP" - jak go usłużnie w swoich komentarzach podczas meczu nazywał red. Szpakowski – który to kibic, co przykro powiedzieć, pamiętając, że jest to głowa naszego państwa, zachowywał się na trybunach po prostu jak jakiś głupek. Taki knajpiany wesołek. Co można by bez problemu wybaczyć nawet głowie państwa, gdyby tą głową rzeczywiście była. Tymczasem od kilkunastu, a w zasadzie kilkudziesięciu już miesięcy oglądamy sobie zamiast męża stanu jakąś rubaszną pacynkę, która występuje w zaserwowanym nam surrealistycznym teatrzyku. Od razu przypomina się obrazek, kiedy to nasz Pierwszy Wesołek RP, wówczas jeszcze jako marszałek Sejmu, dowcipkował sobie z premierem na płycie lotniska na którym lądował samolot z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej.
Rysunek, który spodobał się generałowi Petelickiemu komentuje właśnie taką postawę Wesołka i całej tej obecnej naszej "elity" rządzącej, a powstał na okoliczność pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Na śmierć Pana Generała usłyszymy zapewne ponownie tę głupawą przyśpiewkę "Nic się nie stało! Polacy, nic się nie stało!". Zresztą już ją słyszymy jako refren. Zaś zwrotka zaczyna się od słowa "samobójstwo", a dalej leci tekst o "problemach rodzinnych". Ta zwrotka sprawdziła się w przypadku byłego wicepremiera, dlaczego nie miałaby więc sprawdzić się w przypadku Generała.
Tyle już medialnej lipy, tyle kłamstw udało się wcisnąć, więc naprawdę dlaczego nie miało by się udać po raz kolejny? Przeszły "cztery podejścia do lądowania", które od razu wskazały na "błąd pilotów", to przejdzie i "samobójstwo generała w garażu jego domu z powodu problemów rodzinnych". Naprawdę ta śpiewka "Nic się nie stało! Polacy, nic się nie stało!" wesoło odśpiewana przez chór bez honoru znowu zrobi swoje. Chociaż już nieco mniej ludzi ją kupi. I bądźmy w gronie tych, którzy jej nie kupią.
I módlmy się za duszę Pana Generała. Za jego oprawców również.



Jeżeli to nie było samobójstwo, to mordercy wybrali idealny dzień

opublikowano: wczoraj, 8:43 | ostatnia zmiana: wczoraj, 12:10

P.AP/Grzegorz Jakubowski

Informacja o śmierci generała Petelickiego stałaby się głównym newsem dnia. Byłaby przez kilkanaście godzin na „żółtym pasku”. Ekipy telewizyjne nie wyjeżdżałyby spod domu twórcy GROM. Wczoraj co innego było jednak najważniejszą informacją dnia.

Trudno jednak uwierzyć, że generał Sławomir Petelicki, twórca Grom i jeden z najsłynniejszych polskich żołnierzy, odebrał sobie sam życie. Nie wierzą w to jego najbliżsi współpracownicy. Oczywiście nie można wykluczyć takiego scenariusza. Ludzka psychika jest skomplikowana bardziej niż fabuły Davida Lyncha i nawet najtwardsi żołnierze będąc pod presją różnych zdarzeń nie wytrzymują ciśnienia. Trudno więc kilkanaście godzin po tak tragicznym zdarzeniu pisać z niezachwianą pewnością o przyczynach śmierci słynnego żołnierza. Należy jednak stawiać pytania.  Niektóre media już kpią z „prawicowych oszołomów”, którzy nie wierzą w samobójstwo gen. Petelickiego. Zapewne tak samo kpiono z dziennikarzy, którzy niedowierzali, że można popełnić samobójstwo strzelając sobie kilka razy w pierś jak miało to miejsce w przypadku znanego postkomunisty. Teraz w tajemniczych okolicznościach zginął inny znany funkcjonariusz poprzedniego sytemu. Nie można bowiem zapominać kim był Petelicki. Generał w latach 1969-1990 był funkcjonariuszem i Departamentu I MSW, Służby Bezpieczeństwa i wywiadu PRL. Pracował przez 10 lat za granicą w placówkach dyplomatycznych. Był odpowiedzialny za kontrwywiad zagraniczny. Po powrocie do kraju pracował w wywiadzie ekonomicznym, następnie przebywał w Szwecji. Przed objęciem dowództwa GROM był szefem Wydziału Ochrony Placówek MSZ. Był specjalistą od dalekiego rozpoznania i dywersji. Brał udział w wielu tajnych operacjach zagranicznych, m.in. w operacji „Most”. Dr hab Sławomir Cenckiewicz mówi w „Rz”, że Petelicki był symbolem transformacji.  Jego zdaniem razem z Gromosławem Czempińskim i Aleksandrem Makowskim należał on do kręgu oficerów komunistycznych służb specjalnych, którzy bardzo dobrze urządzili się w nowej rzeczywistości zyskując nawet zaufanie niektórych kręgów amerykańskich, choć wiele lat działali przeciw USA i polskiej opozycji.
Petelicki był więc symbolem wielu patologii III RP i zapewne miał ogromną wiedzę o jej funkcjonowaniu. I tutaj widziałbym potencjalną przyczynę jego śmierci. Wiedza o mechanizmach funkcjonowania służb, które od lat działały na styku biznesu i polityki może być zabójcza. Pamiętajmy, że służby PRL przeniosły swoje interesy i wpływy do III RP i o pewnych mrocznych mechanizmach ich funkcjonowania nigdy się nie dowiemy. Nie wiem więc czy łączenie śmierci generała ze sprawą smoleńską jest dobrym tropem. Nie on jeden krytykowała rząd PO. To samo robił gen. Gromosław Czempiński, któremu postawiono za późno zarzuty (sic!) w sprawie korupcyjne. Jednak trudno tego wątku nie badać, choć istnieje niebezpieczeństwo, że pewnych kręgach ten były komunistyczny żołnierz stanie się ikoną walki z obecnym rządem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie można również wykluczać, że Petelicki rzeczywiście strzelił sobie sam w głowę tak samo jak robili to członkowie Cosa Nostry, którym „ktoś dał propozycje nie do odrzucenia”. Czy taki scenariusz jest niemożliwy? Naiwnością jest wiara, że takie sytuacje zdarzają się jedynie w filmach.
Jedno jest jednak pewne. Śmierć Petelickiego została w idealny sposób przykryta medialnie przez mecz Polska-Czechy. W normalnych okolicznościach informacja o śmierci generała Petelickiego stałaby się głównym newsem dnia. Byłaby przez kilkanaście godzin na „żółtym pasku”. Ekipy telewizyjne nie wyjeżdżałyby spod domu twórcy GROM. Wczoraj co innego było jednak najważniejszą informacją dnia.  Dziś niemal wszystkie portale internetowe dają ją na drugim albo trzecim miejscu…wymarzona sytuacja dla hipotetycznych morderców…
Zainteresował Cię artykuł? 


czwartek, 14 czerwca 2012

Grupa Bilderberg

Brytyjscy parlamentarzyści ujawniają tajne obrady tajnego rządu światowego. Wydarzenie miało miejsce od 9-11 czerwca 2011 roku, w St. Moritz, Szwajcaria. Nie udało się utajnić tego posiedzenia szkodliwego dla wielu Narodów, w tym Polaków. Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z ustalonym prawem milczenia pod grożbą śmierci. Nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. W świecie zorganizowanej przestępczości prawo milczenia jest prawem bezwzględnym. Jego całkowitą gwarancją jest śmierć tego, który posiada wiedzę.





piątek, 1 czerwca 2012


Ścieżka obok drogi

Stanisław Michalkiewicz

28 maja 1992 roku Sejm podjął tzw. uchwałę lustracyjną, mającą postać polecenia wydanego ministrowi spraw wewnętrznych, by poinformował posłów i senatorów, kto z parlamentarzystów, członków rządu i wojewodów był w przeszłości tajnym współpracownikiem UB lub SB. Bezpośrednim impulsem do podjęcia próby ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa była informacja, jaką miesiąc wcześniej podał Krzysztof Wyszkowski - że traktat polsko-niemiecki o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy jest niesymetryczny na niekorzyść Polski, bo ministrowi Skubiszewskiemu grożono, że w razie jego nieustępliwości zostanie ujawniona jego agenturalna przeszłość. Jak pamiętamy, próba ta zakończyła się obaleniem rządu premiera Jana Olszewskiego z inicjatywy prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy. Również i on był odnotowany w zasobach archiwalnych MSW jako tajny współpracownik SB. Kulisy obalenia rządu oraz powołania nowego, pod przewodnictwem Waldemara Pawlaka, kto chciał, mógł obejrzeć na filmie "Nocna zmiana" z udziałem m.in. Donalda Tuska i Stefana Niesiołowskiego. Epilogiem całej sprawy był wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który - przy votum separatum prof. Wojciecha Łączkowskiego - uznał uchwałę lustracyjną za niezgodną z Konstytucją. Żeby było śmieszniej, Trybunał ogłosił wyrok w półtorej godziny po zamknięciu przewodu sądowego, zaś prof. Andrzej Zoll po ogłoszeniu wyroku odczytał 30 stron maszynopisu gotowego już uzasadnienia.
Od tamtej pory minęło 20 lat, na przestrzeni których coraz bardziej odczuwamy niekorzystne dla naszego Narodu skutki okupowania państwa przez tajne służby z komunistycznym rodowodem. Po pierwsze - okupujące państwo tajne służby nie kierują się interesem Polski, tylko krajów, do których ci tajniacy przewerbowali się jeszcze pod koniec lat 80., kiedy przygotowania do ewakuacji imperium sowieckiego z Europy Środkowej były widoczne gołym okiem. Służą Rosji, służą Niemcom, służą Stanom Zjednoczonym, służą Izraelowi, służą każdemu, kto im zapłaci - tylko nie Polsce. Dlatego żadne z państw ościennych nie jest zainteresowane ujawnieniem agentury w strukturach państwa polskiego - tak samo jak w wieku XVIII. Po drugie - okupacja Polski odbywa się właśnie za pośrednictwem agentury, przy pomocy której bezpieczniackie watahy kontrolują kluczowe segmenty gospodarki, z sektorem finansowym i paliwowym na czele, scenę polityczną, media głównego nurtu i różne gałęzie przemysłu rozrywkowego. Dlatego właśnie podjęta 28 maja 1992 roku próba ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa zakończyła się niepowodzeniem - bo w przeciwnym razie cała kombinacja, jaką w Magdalence wykoncypował generał Kiszczak z gronem osób zaufanych, wzięłaby w łeb. Konfidenci stanowią sól naszej ziemi i kiedy jedna generacja odchodzi w stan spoczynku, konfidenckie dynastie dostarczają kolejne generacje - dzięki czemu od roku 1944 zachowana jest polityczna ciągłość. Po trzecie - okupacyjna eksploatacja kraju i jego zasobów odbywa się dzięki ustanowionemu w roku 1989 ekonomicznemu modelowi państwa - kapitalizmowi kompradorskiemu, w którym o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decyduje przynależność do bandy, której najtwardsze jądro stanowią bezpieczniackie watahy z PRL-owskimi korzeniami. Skutkiem kapitalizmu kompradorskiego jest częściowe tylko wykorzystanie narodowego potencjału ekonomicznego, w następstwie czego nasz Naród się zwija, a nie rozwija, Polska zaś nie może stworzyć siły w żadnym segmencie życia państwowego, z segmentem militarnym na czele. Ocenia się, że poza kontyngentem afgańskich askarisów nie ma w armii formacji zdolnej do wykonania jakiegokolwiek zadania militarnego, poza służbą wartowniczą. I tego stanu rzeczy nie zmieni narkotyzowanie się Euro 2012 czy innymi przedsięwzięć

Nasz Dziennik 01.06.2012.