sobota, 30 listopada 2013

Krzysztof Wyszkowski


Czego boi się Donald Tusk?


Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w „transformacji” PRL


Po czerwcu 1992 r., gdy minister Antoni Macierewicz wykazał, że prezydent Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB, UOP podjął akcję poszukiwania innych dokumentów potwierdzających tę agenturalność. Przetrząsano archiwa, znikały teczki, świadectwa, donosy. W r. 1993 zrealizowano prowokację, znaną jako afera „czerwonej rtęci”, mającą na celu odebranie byłemu funkcjonariuszowi SB 1200 stron dokumentacji szpiclowskiej t.w. Bolka. Operacja się powiodła, dokumenty zostały zabrane i przekazane Wałęsie, który już nigdy ich nie zwrócił.

Historia ta przypomniała mi się w związku z rewizjami dokonanymi w mieszkaniach członków Komisji Likwidacyjnej WSI. Podobieństwo obu operacji jest tak poważne, że warto zapytać, czy miały takie same cele?

W r. 1993 UOP pozostawał pod bezpośrednią kontrolą Wałęsy, dzisiaj za działalność ABW odpowiada Donald Tusk. Prezydent bał się kompromitującej go prawdy. Czy premier działał w obawie o to samo?

O lustrację sprzeczałem się niegdyś z Tuskiem przez wiele wieczorów. Ten skądinąd inteligentny człowiek stale zachowywał się jak człowiek impregnowany na argumenty – nie znajdował żadnych rozumnych kontrargumentów, ale upierał się przy swoim. Wówczas mnie to tylko irytowało, ale teraz, po 17 latach obserwacji działań „machera z zaplecza” (tytuł wywiadu z Tuskiem w Gazecie Gdańskiej z 1991 r.), jego roli w „nocnej zmianie”, sposobie budowania KLD i PO, a szczególnie po ujawnieniu raportu o likwidacji WSI, nasuwa mi się inne wytłumaczenie.

Dzisiaj wydaje mi się, że Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w „transformacji” PRL w III RP i, co odróżniałoby go od większości ludzi Solidarności, którzy za głównego animatora „transformacji” uważali SB, dostrzegł fundamentalną rolę WSW/WSI. Przypuszczenie to wyprowadzam m.in. z bardzo bliskich stosunków, nawet przyjaźni, jaką nawiązał wówczas z Wiktorem Kubiakiem, wybitnym agentem WSW.

Ten bliski współpracownik Grzegorza Żemka, znanego jako „mózg” afery FOZZ, w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tym czasie zwerbowano do biernej współpracy przy odbiorze oficjalnie prywatnych paczek z żywnością, w których ukrywano np. układy scalone, liczną grupę osób, które następnie znalazły się w elicie polityczno-kulturowej III RP. Część z tych ludzi przyczyniła się do sukcesu KLD.

W r. 1989 Kubiak objawił się, jako ktoś zupełnie inny – biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. Ofiarowywał swą pomoc np. ś.p. Michałowi Falzmanowi, działaczowi Solidarności i członkowi redakcji pisma „CDN – Głos Wolnego Robotnika”. Falzman wyczuł z kim ma do czynienia i odrzucił propozycję. Tusk, który albo tego nie wyczuł, albo mu to nie przeszkadzało, przyjął pomoc. Za objaw zawarcia kontraktu można zapewne przyjąć moment, w którym „Przegląd Polityczny”, z wydawanego metodami podziemnymi brudzącego palce biuletynu, przeobraził się w eleganckie pismo drukowane na kredowym papierze, a KLD wprowadził się do nowych biur do których wniesiono nowiutkie czarne meble.

Współpraca rozwijała się znakomicie – Tusk organizował spotkania KLD w zajmującym całe piętro biurze Kubiaka w Hotelu Mariott, a Kubiak w fotelu pełnomocnika ministra prywatyzacji. Firma „Batax”, której WSW używało do operacji na Zachodzie, cieszyła się pełnym zaufaniem Tuska.

Szkopuł w tym, że WSW nie była służbą suwerenną, a tylko oddziałem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. Co wiedzieli agenci WSW/WSI, wiedzieli również Rosjanie. Trzymanie pieczy nad młodymi talentami politycznymi, którzy w rekordowo szybkim tempie znaleźli się w elicie władzy III RP, z pewnością było zadaniem, którego nie zlekceważyli.

Przemawiając w imieniu PO z trybuny sejmowej poseł Sebastian Karpiniuk orzekał: „wszystkie osoby, które sprawują funkcje publiczne /…/ powinny mieć w pełni jawne życiorysy”. Zapewne realizując ten program Tusk ujawnił, że kiedyś sporo pił i palił marihuanę. To zaskakująco niewiele na tak bogaty życiorys, jaki stał się jego dorobkiem. Mam poczucie, że premier Donald Tusk powinien go uzupełnić odpowiedzi na wiele innych pytań. Np. takich: Jakich swoich ludzi Kubiak wprowadził do środowiska liberałów? Jakie korzyści otrzymał od Kubiaka? W jaki sposób przeprowadzano rozliczenia? Czy Batax finansował wydatki partyjne i czy łożył również na prywatne potrzeby działaczy? W jaki sposób zmieniła się osobista sytuacja finansowo-mieszkaniowa działaczy KLD po pojawieniu się Kubiaka?

Jest jeszcze bardzo wiele innych ważnych pytań, ale, skoro życiorysy mają być w pełni jawne, premiera będzie chyba stać na napisanie nowego życiorysu. Tym razem prawdziwego.

W wywiadzie dla Newsweeka Tusk oburzał się na hipokryzję Clintona, który twierdził, że palił marihuanę, ale się nie zaciągał. Teraz okaże się, czy Tusk się zaciągał, czy może Kubiaka wcale nie znał, służbami specjalnymi się nie interesuje, WSI go nic nie obchodzi, a w ogóle on jest od miłości, a nie babrania się „Bataxie”.


ródło

Bp Władysław Krynicki: zasady modernizmu


Bp Władysław Krynicki: zasady modernizmu
fot. loleia / sxc.hu
„Nadmierny indywidualizm i opieranie się w wywodach na uczuciowości, zamiast na ścisłym rozumowaniu, doprowadziło modernistów do przeinaczania prawd chrześcijańskich, choć oni sami do tego się nie przyznają. Pomawiając Kościół o wsteczność, niepojmowanie ducha czasu i kultury nowożytnej, żądają odeń przystosowania się do pojęć i dążności dzisiejszych, jako warunku jego dalszej żywotności, rozwoju i pożądanego wpływu” – przestrzegał na początku wieku XX ks. biskup Władysław Krynicki, profesor, później rektor włocławskiego seminarium. Konsekwencją programu modernistów jest ateizm.

Główne ich zasady są następujące:
1. W dziedzinie filozofii: a) Agnostycyzm, czyli teoria głosząca, że rozum ludzki jest całkowicie zamknięty w dziedzinie zjawisk, czyli że poznaje tylko to, co jest dla zmysłów dostępne, i w takiej postaci, w jakiej jest dostępne; nie ma nawet możliwości przekroczenia tych granic; stąd wniosek, że Bóg nie może być bezpośrednim przedmiotem ani nauki, ani historii.

b) Immanencja życiowa, czyli jakaś nieświadoma, wrodzona człowiekowi potrzeba czegoś Boskiego; uczucie religijne, wywołane ową potrzebą, jest jedynym źródłem wiary, objawienia, religii i pewnych zewnętrznych jej form, zwanych dogmatami albo symbolami. Stąd wynika, że nie było i nie ma żadnego objawienia zewnętrznego. Bóg objawia się ludziom tylko przez uczucie, gdy je sobie uświadamiają. Ono też jest najwyższą normą działania dla wszystkich, nawet dla Kościoła, ilekroć naucza lub wydaje przepisy. Owo uczucie religijne rozwija się powoli z postępem życia ludzkiego i cywilizacji, a rozwój ten wpływa rozstrzygająco na treść każdej religii. Religia katolicka nie stanowi tu wyjątku, ponieważ, jak twierdzą moderniści, powstała ona w samowiedzy Chrystusa, męża posiadającego pierwszorzędne przymioty, a powstała nie inaczej, jeno przez proces Jego życiowej immanencji.

2. W dziedzinie wiary: 
a) Opieranie pewności istnienia Boga na pochodzącym z uczucia religijnego instynkcie, czyli na bezpośrednim osobistym doświadczeniu. To podmiotowe doświadczenie czyni człowieka wierzącym.

b) Stawianie na równi wszystkich religii na tej zasadzie, że źródłem wszystkich jest religijne uczucie i że we wszystkich formuły, czyli symbole, są zastosowane do religijnego uczucia wierzących.

c) Tradycją w mniemaniu modernistów jest udzielanie drugim pierwotnego doświadczenia religijnego za pomocą słowa lub książek. Jeżeli doświadczenie religijne, w ten sposób rozpowszechnione, żyje i trwa w ludziach, ma ono za sobą dowód prawdy, gdyż prawda a życie, to jedno.

d) Całkowite odgraniczenie wiary od nauki. Dla tych, którzy stanęli na podwójnej wyżynie filozofa i wierzącego, nie może być zatargu pomiędzy nauką i wiarą, gdyż obydwie są całkiem od siebie odgraniczone. Nauka obraca się w świecie zjawisk, wiara w sferze rzeczy Boskich, całkiem dla nauki niedostępnych. Co zatem może być dla uczonego fałszem, to może być prawdą dla wierzącego. Wiara atoli musi podlegać nauce, ponieważ formuły religijne (dogmaty), będące zjawiskami poznawalnymi, poddane są kontroli nauki, więc od niej zależą.

3. W dziedzinie teologii: a) Immanencja teologiczna, rozumiana według niektórych jako działanie Boga w człowieku; według innych jako czysto przyrodzone współdziałanie przyczyny pierwszej (tj. Boga) z przyczyną drugorzędną (tj. naturą). Są prócz tego moderniści, tłumaczący immanencję jako utożsamienie Bóstwa z człowiekiem w znaczeniu panteistycznym.

b) Symbolizm teologiczny. Formuły, czyli dogmaty nie są niczym innym, jak tylko określeniem przez Kościół prymitywnych pojęć, wywoływanych w ludziach przez uczucia religijne. Muszą tedy owe formuły stosować się tak do wiary, jak do uczuć człowieka wierzącego; a ponieważ te ostatnie są zmienne, zależne od poziomu kultury, więc i formuły religijne muszą podlegać zmianom. Charakter ich zatem jest czysto symboliczny. Należy je atoli szanować, dopóki opinia publiczna uważa je za odpowiednie do sformułowania przekonań ogółu.

c) Permanencja Boża. Samowiedza religijna chrześcijanina jest dalszym rozwinięciem takiejże samowiedzy Chrystusa, jak roślina jest rozwinięciem nasienia; co zatem zrodziło się w samowiedzy Chrystusowej i z niej wyszło, to żyje, zachowuje się i rozwija w samowiedzach chrześcijan i w tym znaczeniu chrześcijanie żyją życiem Chrystusowym.

d) Dogmaty, sakramenty, Pismo Święte, Kościół, o tyle pochodzą od Chrystusa, o ile je z biegiem czasu wytworzyło życie chrześcijańskie, biorące początek od Chrystusa. Sakramenty, podobnie jak formuły dogmatyczne, są czystymi symbolami; ich zadaniem jest działać na zmysł religijny, wywoływać w nim odpowiednie uczucie religijne. Pismo Święte jest zbiorem niezwykłych doświadczeń religijnych, wyrażonych słowem, a natchnienie silnym, acz naturalnym popędem do wyrażenia swej wiary pismem. Jest więc ono według modernistów czymś w rodzaju natchnienia poetyckiego. Jak to ostatnie jest działaniem Boga, tak w tenże sam sposób można natchnienie ksiąg świętych przypisać Bogu.

e) Kościół jest wytworem zbiorowej samowiedzy i potrójna (dogmatyczna, dyscyplinarna i liturgiczna) władza Kościoła z tego samego źródła wypłynęła i od niego zależy. Jak w państwie świeckim samowiedza zbiorowa stworzyła demokrację, tak i władza kościelna powinna się nagiąć do form demokratycznych.

f) Kościół i państwo są sobie obce ze względu na cel swego istnienia, stąd koniecznością jest rozdział Kościoła od państwa i wyodrębnienie w każdym człowieku obywatela od katolika. Nadużyciem jest według modernistów wtrącanie się Kościoła w stosunki obywatela do kraju; natomiast jak wiara nauce, tak Kościół w tym wszystkim, co ma w sobie zewnętrznego, powinien podlegać państwu.

g) Rozwój (ewolucja) jest wynikiem ścierania się dwóch sił, z których jedna prze naprzód, druga ma w sobie charakter zachowawczy. Siła postępowa to ogół wiernych; siła zachowawcza – to tradycja, znajdująca swój wyraz we władzy. Czynnik pierwszy przez głębiej czujące jednostki wpływa na samowiedzę zbiorową, przekształca dogmaty stosownie do wymagań postępu i pobudza władzę Kościoła do uwzględniania owych wymagań.

4. W dziedzinie historii i krytyki: Staranne omijanie wszystkiego, co Boskie, ponieważ wszelka działalność nadprzyrodzona w sprawach ludzkich należy do zakresu wiary, nie zaś do historii. Co dotyczy faktów, w których nadprzyrodzoność pomieszana jest z przyrodzonym, historyk bierze tylko ludzką stronę rzeczy, oczyszczając ją od wszelkiej nadprzyrodzoności. Więc historyk modernista odmawia Chrystusowi i Jego dziełom wszelkiego charakteru Boskiego i rozpatruje go po ludzku, w przeciwieństwie do Chrystusa, o jakim uczy wiara; stąd Chrystus „historyczny” znacznie różni się od Chrystusa „wiary”. Podobnie modernista krytyk poddaje księgi święte prawu rozwoju życiowego, stosowanemu przez się do wszystkich zjawisk i powstanie dalszych ksiąg Pisma Świętego tłumaczy jedynie przez wyjaśnianie, przestawianie i rozszerzanie pierwotnego opowiadania, zawartego w Pięcioksięgu Mojżeszowym i trzech pierwszych ewangeliach.

5. Na powyższych zasadach oparty, apologeta modernista stawia sobie za cel dopomagać niewierzącym do obudzenia w nich przeświadczenia religijnego, jako jedynego fundamentu wiary, a następnie do uznania religii katolickiej, pomimo istniejących w niej błędów i sprzeczności (?!); w katolicyzmie bowiem, bardziej niż w innych religiach, tkwi i rozwija się siła niewiadoma, tryskająca życiem, więc tym samym zawierająca i prawdę.

6. Jako reformatorzy, żądają moderniści wyrugowania z seminariów filozofii scholastycznej i zastąpienia jej przez filozofię nowoczesną; zamiast teologii pozytywnej podstawiają po swojemu pojętą historię dogmatów. Wykład historii i katechizmu chcą mieć również dostosowany do swojej metody i swych zasad. Dalej, wołają o zmniejszenie ceremonii kościelnych i pobożnych praktyk, o zdemokratyzowanie rządów Kościoła, zreformowanie kongregacji rzymskich, zwłaszcza Świętego Oficjum, o zniesienie celibatu duchownych. Jednym słowem pragną całkowitej przemiany Kościoła, ponieważ według nich nie ma w nim niczego, co by nie wymagało reformy.

Zgubną doktrynę modernizmu potępił Ojciec Święty Pius X w encyklice Pascendi Dominici gregis (z 8 września 1907) i napiętnował ją jako stek wszelkich herezji i błędów, wygłaszanych kiedykolwiek przeciwko religii katolickiej, najwyraźniej sprzecznych z objawioną nauką Kościoła, usiłujących zniweczyć wszelką religię, prowadzących do panteizmu, a w ostatecznym wyniku do ateizmu.


„Modernizm potępiony przez papieży”, red. Marcin Karas, Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu 2010, ss. 312.



Read more: http://www.pch24.pl/bp-wladyslaw-krynicki--zasady-modernizmu,19420,i.html#ixzz2m7t3yGAW

Papież odpowiada Środzie i Nowickiej: Kościół potwierdza swoje wielkie "nie" wobec gender. Pasterze mają obowiązek przestrzegać przed wypaczeniami niebezpiecznych ideologii


Właściwa współpraca z międzynarodowymi instytucjami w dziedzinie rozwoju i promocji człowieka nie powinna prowadzić nas do zamykania oczu wobec tych niebezpiecznych ideologii, a pasterze Kościoła — który jest «filarem i podporą prawdy» (1 Tm 3, 15) — mają obowiązek przestrzegać przed tymi wypaczeniami.
Benedykt XVI

Siostry działaczki z Kongresu Kobiet postanowiły raz na zawsze rozprawić się z zacofaniem polskiego Kościoła i uciąć sprawę na pniu. Napisały list do papieża, skarżąc się na brak otwartości i postępowości "księży, katechetów i katolickich publicystów", którzy w swojej ciężkiej bezrozumności "krytykują tak zwaną ideologię gender". 

Magdalena Środa, która od miesiąca biega po mediach z ewangeliczną nowiną o tym, że Jezus jest  twórcą teorii gender, także w liście do Ojca Świętego zabłysnęła gruntowną znajomością Pisma Świętego, przypisując cytat ze św. Pawła - Chrystusowi. Siostry działaczki przedstawiły swój Kongres jako "największy ruch społeczno-obywatelski w Polsce". Nie zdradziły tylko, że gdyby odebrać im tubę medialną i pozbawić finansowania, byłyby nic nieznaczącą strukturą sfrustrowanych kontestatorek.

Zachęcone medialnym obrazem papieża Franciszka, jako innowatora zmieniającego oblicze Kościoła, najwyraźniej stwierdziły, że w ramach rozgrzewki przed kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego, upieką dwie pieczenie na jednym ogniu: nabiorą medialnego rozgłosu w międzynarodowej prasie i może spróbują coś ugrać, atakując polski Kościół w donosie do samego Ojca Świętego.

Brak znajomości doktryny, tradycji i filozofii Kościoła katolickiego przebija niemal z każdego zdania sióstr działaczek. Rozpaczliwy zwrot: "Prosimy Cię, Jego Świątobliwość o możliwość rozmowy" doprawdy rozczula. Widać też, że w innych kategoriach, niż polityczne, siostry myśleć nie potrafią.Wiedzą, że kilka miesięcy temu zmienił się papież, więc uderzają jak do nowego prezesa, ministra, premiera czy prezydenta. Skoro nowy, musi się wykazać kreatywnością i innowacyjnością, wprowadzając nowe projekty. Nie wiedzą, bidulki, że za zmianą Głowy Kościoła, zmiana doktryny raczej nie podąży. 

Działania i słowa papieża Franciszka bywają wprawdzie przeinterpretowywane przez media, ale nigdy nie były nawet najmniejszym zakwestionowaniem nauczania Kościoła. Wręcz przeciwnie. Papież Franciszek wielokrotnie nawiązuje w swoim nauczaniu do swoich ostatnich poprzedników: Jana Pawła II i Benedykta XVI. Przypomnijmy więc siostrom genderystkom stanowisko Kościoła wobec ideologii gender, które Benedykt XVI bardzo jednoznacznie i stanowczo uwypuklił w jednym ze swoich wystąpień przed złożeniem urzędu.
Istota ludzka nie jest samoistną jednostką ani anonimowym elementem w zbiorowości, lecz osobą wyjątkową i niepowtarzalną, z natury ukierunkowaną na życie w relacjach i więzi społeczne. Dlatego Kościół potwierdza swoje wielkie "tak" wobec godności i piękna małżeństwa jako wyrazu wiernego i płodnego przymierza mężczyzny i kobiety, a jego "nie" wobec filozofii takich jak filozofia gender uzasadnione jest faktem, że wzajemne dopełnianie się męskości i kobiecości jest wyrazem piękna natury zaplanowanej przez Stwórcę
- mówił Benedykt XVI podczas audiencji udzielonej uczestnikom sesji planarnej Papieskiej Rady "Cor Unum", obradującej na temat: "Miłosierdzie, nowa etyka i antropologia chrześcijańska".

Bardzo mocno wyakcentował wówczas szkodliwość ideologii gender, zobowiązał katolików do czujności, ostrożności i mądrości przy współpracy z organizacjami, które pod pozorem niesienia pomocy, zaszczepiają niebezpieczną i szkodliwą ideologię. Podkreślił, że duszpasterze i świeccy, którzy dostrzegają niebezpieczeństwo, mają obowiązek przestrzegać przed nim innych.
Wiara i zdrowe rozeznanie chrześcijańskie skłaniają nas zatem do profetycznego zwrócenia uwagi na tę problematykę etyczną i będącą u jej podłoża mentalność. Właściwa współpraca z międzynarodowymi instytucjami w dziedzinie rozwoju i promocji człowieka nie powinna prowadzić nas do zamykania oczu wobec tych niebezpiecznych ideologii, a pasterze Kościoła — który jest «filarem i podporą prawdy» (1 Tm 3, 15) — mają obowiązek przestrzegać przed tymi wypaczeniami zarówno wiernych katolickich, jak i wszystkich ludzi dobrej woli i prawego umysłu. Chodzi bowiem o negatywne dla człowieka wypaczenie, nawet jeśli przybiera pozory szlachetnych uczuć pod szyldem rzekomego postępu, rzekomych praw bądź rzekomego humanizmu
- mówił papież, idąc w swoich ostrzeżeniach jeszcze dalej.
Jakie zadanie, w obliczu tego antropologicznego redukcjonizmu, staje przed każdym chrześcijaninem, a w szczególności przed wami, którzy angażujecie się w działalność charytatywną, a zatem utrzymujecie bezpośrednie relacje z tak licznymi innymi działaczami społecznymi? Niewątpliwie musimy zachowywać krytyczną czujność i niekiedy odmawiać finansowania czy współpracy, jeżeli w sposób bezpośredni bądź pośrednio służyłyby działaniom bądź projektom sprzecznym z antropologią chrześcijańską. A pozytywnie, Kościół wciąż angażuje się w promowanie człowieka według Bożego zamysłu, w pełni jego godności, z poszanowaniem jego dwojakiego wymiaru — wertykalnego i horyzontalnego. Taki cel przyświeca także działaniu na rzecz rozwijania organizacji kościelnych
- przypomniał Benedykt XVI.

To było jedno z ostatnich przemówień Ojca Świętego przed odejściem. Przebija z niego wysoka świadomość zagrożenia i chęć dotarcia do wiernych z jasnym przekazem. Z tym nas zostawił.

Papież Franciszek, który bardzo często podejmuje temat miłosierdzia, trzyma tę linię. Mówi o poszukiwaniu prawdy i zachowaniu roztropności. Widać to choćby w Encyklice Lumen Fidei, którą napisał wspólnie ze swoim poprzednikiem. Franciszek przypomina, że wiara jest światłem, które ma swoje realne przełożenie na życie społeczne. Wskazuje na szczególną rolę rodziny, w której człowiek kształtuje się i wzrasta:
Pierwszym środowiskiem, w którym wiara oświeca miasto ludzi, jest rodzina. Mam na myśli zwłaszcza trwały związek mężczyzny i kobiety w małżeństwie. Powstaje on z ich miłości, będącej znakiem i obecnością miłości Bożej, z uznania i akceptacji dobra odmienności seksualnej, dzięki czemu małżonkowie mogą stać się jednym ciałem (por. Rdz 2, 24) i są zdolni zrodzić nowe życie, co jest przejawem dobroci Stwórcy, Jego mądrości i Jego planu miłości. Opierając się na tej miłości, mężczyzna i kobieta mogą przyrzec sobie wzajemną miłość gestem angażującym całe życie i przypominającym bardzo wiele cech wiary.
Co na to siostry genderystki? Czy "uznanie i akceptacja odmienności seksualnej kobiety i mężczyzny" nie uderza w ich sam fundament ich ideologicznych dogmatów? A co powiedzą na przestrogę papieża Franciszka przed fałszywym rozumieniem "równości" i "braterstwa"?
W "modernizmie" starano się budować powszechne braterstwo między ludźmi, przyjmując za podstawę ich równość. Stopniowo jednak rozumieliśmy, że wspomniane braterstwo, pozbawione odniesienia do wspólnego Ojca jako swego ostatecznego fundamentu, nie potrafi się ostać. Trzeba więc powrócić do prawdziwego źródła braterstwa. Od samego początku historia wiary była historią braterstwa, choć nie pozbawioną konfliktów
- pisze papież Franciszek w Lumen Fidei.

Istnieje obawa, że siostry działaczki z Kongresu Kobiet papieża Franciszka znają jedynie z przekazu "Gazety Wyborczej", więc zapoznanie się z jego myślą mogłoby się dla nich skończyć ciężką kontuzją feministycznej wrażliwości. Niech więc może lepiej pozostaną w swojej błogiej niewiedzy, bo co bidulki zrobią, gdy się dowiedzą co Franciszek myśli o aborcji, antykoncepcji, eutanazji, in vitro i homoseksualizmie? Do kogo wtedy napiszą? Jedyną pociechą będzie przyznanie racji ich ideowo-partyjnej koleżance Ewie Wójciak, która od czasu ostatniego konklawe, bryluje na salonach Ruchu Palikota.
Zainteresował Cię artykuł?  

Wojna kulturowa w Polsce!

Skutki uboczne rządów Platformy Obywatelskiej. Spór w Polsce staje się z dnia na dzień wojną kulturową

Od dłuższego już czasu widać, że spór o Polskę jaki toczy się pomiędzy „nami” a „nimi” nie jest sporem, ale wojną kulturową.Na samym początku, gdy ze zdumieniem patrzyliśmy na fiasko rozmów koalicyjnych w 2005 roku wydawać by się mogło, że to tylko nie pohamowana ambicja Donalda Tuska rozwaliła plan wspólnego rządzenia tych dwóch partii, które pozostały na placu boju po spektakularnym upadku SLD na skutek afery Rywina.
Potem jednak zobaczyliśmy, że jednak to nie tylko żądza władzy, ambicje czy cokolwiek takiego indywidualnego, lecz z góry powzięty plan determinuje działania tych ludzi.  I wszystko to co stało się później po tamtych wyborach układa się jak w łamigłówce, zazębia się i teraz już właściwie widać cały obrazek tego puzzla z którym mamy do czynienia.
Otóż to, co widzimy po prawie 7 latach rządów Platformy Obywatelskiej w postaci kolosalnego zadłużenia, likwidacji przemysłu, katastrofalnego obniżenia poziomu nauczania w oświacie, zapaści usług publicznych – to wszystko są skutki uboczne. Skutki uboczne powstałe w wyniku dopuszczenia do władzy przez naród ludzi jak najmniej nadających się do zarządzania czymkolwiek, a tym bardziej krajem odbudowującym się po dziesięcioleciach okupacji sowieckiej.
Te skutki uboczne odczuwane przez nas na własnej skórze są na tyle uciążliwe i absorbujące uwagę, że nie dostrzegamy tego, od czego owe skutki pochodzą, a co tylko momentami jest dostrzegalne w ogólnym jazgocie medialnym i migotaninie działań rządowych.
Uczestnicy całego tego „projektu” zwanego oficjalnie Platformą Obywatelską od początku chwalili się, że ich organizacja jest pluralistyczna, że jest tam możliwa wielość światopoglądów, a wszystkich łączy myślenie wolnościowe.  A więc z jednej strony w jednej organizacji mógł być libertyn-apostata poseł Palikot i pobożny poseł Gowin – ot taki sobie szeroki wachlarz poglądów.
Jeśli jednak uważnie analizować przebieg wydarzeń, to widać, że Palikot i wszystko to co wiąże się z tym nazwiskiem było  głównym narzędziem działań Platformy – chodziło o radykalną zmianę mentalnościową polskiej polityki, tak radykalne obniżenie standardów, aby postępki do tej pory niewyobrażalne stały się powszedniością. Znieważanie przeciwników politycznych, a przede wszystkim śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego było środkiem do celu i celem jednocześnie, który równocześnie osiągano  –  pamiętamy to sformułowanie „zniszczenie godnościowych podstaw tej prezydentury”. Chodziło o wprowadzenie nowego obyczaju politycznego, który rzutuje na całe życie społeczne,  o wprowadzenie do obiegu publicznego pojęć i zachowań, które do tej pory funkcjonowały jedynie w środowiskach marginesu społecznego lub izolowanych społecznościach dewiantów.Wyprowadzono na wierzch, na powierzchnię życia, to co do tej pory dla polskiego obyczaju było nie do przyjęcia, co wprawdzie było gdzieś głęboko ukryte (jak w każdej społeczności) lecz nie akceptowane publicznie.
Dlaczego to zrobiono?
Platforma Obywatelska jest partią rewolucyjną sensu largo. Partią rewolucyjną, która ma na celu przebudowanie życia polskiego w kierunku radykalnie libertyńskim.Ta rewolucja jest celem, a skutkami ubocznymi – obsadzenie przez dyletantów z tej partii wszystkich kluczowych stanowisk, a w konsekwencji ogólna zapaść. Oczywiście charakter tej grupy zmienia się w czasie – skutkiem trwania przy władzy i „konfiturach” jest oczywiście zarządzanie przez kryzys i wzbudzanie kolejnych zawieruch medialnych, lecz główny cel jako partii rewolucyjnej pozostaje nie zmieniony.Rewolucja libertyńska przeprowadzana w Polsce idzie nie postrzeżenie, ponieważ skupiamy się właśnie na skutkach ubocznych, podczas gdy kwestią zasadniczą, główną jest przyszłość, a konkretnie – zachowanie lub zatracenie polskiego kodu kulturowego.
Kwestia „związków partnerskich”, ale też prowokacyjna budowa symbolu LGBT na pl. Zbawiciela, profanacja Krzyża w Centrum Sztuki Współczesnej lub fakt, że ludzie wyznający tradycyjne wartości, w tym młodzież z takich rodzin są praktycznie odcięci od klasyki w teatrach – te sprawy nie są bynajmniej „tematem zastępczym”.  To są fragmenty problemu, wokół którego toczy się walka i wokół czego powinien być skupiony wysiłek środowisk patriotycznych. W doraźnej taktyce politycznej, wydawać by się mogło, że kwestie obyczajowe, atak genderyzmu działają jak przykrywka niewygodnych tematów (typu korupcja, aresztowania podejrzanych itd.) jednak z punktu widzenia prawdziwej polityki – to jest wehikuł, który ma doprowadzić do przebudowy społecznej, do zbudowania nowego społeczeństwa i nowego człowieka. Przy okazji następuje demontaż państwa, korupcja – i to są właśnie skutki uboczne.
W tym kontekście należy widzieć rozmaite wydarzenia ze sfery prawodawstwa, zachowania polityków, deprecjonowanie polskiej tradycji itd. Polska i Polacy z ich cywilizacją są zwornikiem cywilizacji łacińskiej, czy raczej tych resztek, które z niej pozostały w Europie. Polska położona w centrum kontynentu, pomiędzy wschodem, który jeszcze  opiera się permisymizmowi (a dlaczego to zupełnie inna historia – kto chętny wiedzieć niech przeczyta Golicyna) i zachodem, który już zgnił do reszty – Polska zachowuje jeszcze w znacznej mierze tradycyjne wartości. Zniszczenie tej ostoi otworzy wrota piekieł, mówiąc obrazowo, a politycznie – da wolną drogę nowemu komunizmowi, który wzrósł na glebie „politycznej poprawności”.
Tak więc toczy się bój o wszystko. Osławiona ustawa o związkach partnerskich, uznanie ”praw” dla aktywistów LGBT, likwidacja wrażliwości i deprawacja dzieci i młodzieży w przedszkolach i szkołach, bluźnierstwa przeciwko Krzyżowi, namawianie do apostazji, budowa fałszywej symetrii zrównującej kapłanów i katechetów do siatki pedofilskiej (sławne zarządzenie MEN)  to fragmenty, kolejne plasterki, odcinane od tego salami, jakim jest cywilizacja europejska, cywilizacja polska. Najpierw związki partnerskie, potem adopcje homoseksualne, potem penalizacja krytyki, a na końcu obozy reedukacyjne dla ludzi nie akceptujących nowego wspaniałego świata. A gdzieś w perspektywie „komory eutanazyjne” dla nieproduktywnej ludności.
Przesada? Rewolucyjna zmiana społeczna rozpoczyna się od małych zmian życia codziennego.Totalitaryzm francuski w po rewolucji 1789, rosyjski po 1917 , lub niemiecki w 1933 zaczął przebudowę społeczną od zmiany nazw, zmiany kalendarza, zmiany obyczajów, zmiany ról społecznych – niby nic wielkiego, ale wystarczy ruszyć pojedyncze kamienie u podstaw konstrukcji społecznej, jakimi na przykład są role dwóch płci lub obyczaje z nimi związane, a wszystko się posypie. To samo dotyczy tradycyjnej rodziny. A jak już się posypie, to wtedy można na nowo rozdysponować pozycje społeczne i beneficja – jak w każdej rewolucji.
Do osiągnięcia tego celu służą rozmaite działania – od antyrodzinnego systemu podatkowego, poprzez zniszczenie usług społecznych, publiczne bluźnierstwa, likwidację przemysłu (aby zlikwidować centra oporu społecznego), aż do procesów wytaczanych red. Terlikowskiemu za „politycznie niepoprawne” wyrażenia. W konsekwencji powstanie zastraszona masa ludzka przyjmująca bez oporu nowe stosunki społeczne, bez oporu, ponieważ głównym problemem będzie utrzymanie jako tako godnej egzystencji, a sprawa wolności stanie się drugorzędna.
Jak zatem możemy przeciwdziałać?
Przemysł medialny, będący awangardą rewolucji przeprowadzanej w Polsce jest wrażliwy tylko na jeden środek rażenia – bojkot. Ta awangarda rewolucji jest finansowana przez tych, których ta rewolucja ma dotknąć bezpośrednio – przez polskie rodziny, które wydają pieniądze na produkty reklamowane w rewolucyjnych środkach masowego przekazu. A więc bojkot programów, telewizji, czasopism i gazet które propagują treści tej rewolucji, a także bojkot produktów w nich reklamowanych  spowoduje, że firmy finansujące te środki przekazu wstrzymają to finansowanie i kampania propagandowa, „wbijanie miliona gwoździ w milion desek” ustanie. Kto ma wezwać do bojkotu?
Odpowiedzmy sobie sami na to pytanie. Jest jeden „Wielki Nieobecny” w Polsce. I milczy.


Zapraszam do wstępowania do Reduty Dobrego Imienia – Polskiej Ligi Przeciw Zniesławieniom. Formularz jest na stronie Reduty.
Zapraszam także do składania podpisów pod petycją do Sejmu w sprawie uznania użycia sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” za kłamstwo oświęcimskie. Formularz PDF do pobrania jest pod tym linkiem.

Zainteresował Cię artykuł?  

piątek, 29 listopada 2013

Podwójna prowokacja. W rosyjskiej pułapce

Dodano: 28.11.2013 [21:49]
Podwójna prowokacja. W rosyjskiej pułapce - niezalezna.pl
foto: Piotr Galant/Gazeta Polska
Rosjanie dążą do zwiększenia swoich wpływów w Polsce, a prowokacja przeprowadzona 11 listopada jest tego najlepszym przykładem. To jednak nie koniec – jak się dowiedziała „Gazeta Polska”, jest przygotowywana kolejna, tym razem wymierzona w zespół parlamentarny do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS.

Wymiana grupy Tuska wymaga pewnej destabilizacji, by przyszła ekipa, która potępi „błędy i wypaczenia”, mogła zająć miejsce starej i z poparciem ludu nadal gwarantować rodzimej elicie i obcym siłom bezkarne pasożytowanie na Polsce.

Dopóki jednak istnieje organizacja niezależna od oligarchii i orientacji prorosyjskiej, nie można dokonać operacji usunięcia „złego” Tuska i zastąpienia go nowym, „dotkniętym przez Boga wielkim geniuszem” lemingów. Konieczna destabilizacja mogłaby przecież wymknąć się spod kontroli i zostać wykorzystana przez przeciwników systemu do rozpoczęcia jego demontażu.

Prowokacje 11 listopada miały umożliwić rozbicie PiS, co było zarówno w interesie Tuska, jak i orientacji prorosyjskiej, szykującej się do jego wymiany na nowszy model. Nieudacznictwo Bartłomieja Sienkiewicza, który płakał, że PiS nie chciał grać według jego scenariusza, spowodowało, iż konieczne stały się nowe prowokacje przygotowane przez specjalistów.

PiS trzeba zepchnąć na margines, a najlepiej uderzyć w partię, niszcząc zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza. Dlatego do kolejnej prowokacji ma zostać użyty rządowy zespół Macieja Laska i propagujące go media. Celem są m.in. eksperci zespołu Macierewicza oraz przygotowane przez nich analizy.

– Mieliśmy już przedstawione przez Macieja Laska zdjęcia rządowego tupolewa, które miały być zrobione tuż po katastrofie i obalić ustalenia ekspertów zespołu parlamentarnego. W rzeczywistości okazało się, że zostały wykonane dużo później i nic nowego nie wniosły do sprawy. To działanie Laska wprowadziło jednak celowy zamęt i o to właśnie chodziło. Teraz prowokacja zostanie skierowana na ustalenia ekspertów – mówi nasz rozmówca, znający kulisy funkcjonowania komisji Macieja Laska.

„PiS idzie na Moskwę”

Rok temu podczas Marszu Niepodległości część burd aranżowali policyjni prowokatorzy, by prorządowe media mogły je sfilmować i przedstawić jako dzieło opozycji. W tym roku celem Tuska było przekonanie Polaków, że jak PiS dojdzie do władzy, to wywoła wojnę z Rosją, bo teraz już atakuje rosyjską ambasadę i wszczyna walki uliczne. Narracja ta miała też uzasadniać dalsze ograniczanie praw obywatelskich, a gdyby się całkowicie powiodła, mogłaby posłużyć do represji wobec Prawa i Sprawiedliwości.

Scenariusz Sienkiewicza się nie udał, politycy PiS wyjechali do Krakowa, gdzie wspólnie z klubami „GP” obchodzili święto odzyskania niepodległości. Prorządowym mediom pozostało pokazywanie Jarosława Kaczyńskiego przemawiającego w Krakowie na tle relacji filmowych z Warszawy.

„Atak na ambasadę” ma jednak drugie dno, gdyż wątpliwe, by bez uzgodnienia z Rosjanami ekipa znana ze służalczości posunęła się aż do takich ułatwień przy spaleniu budki. W tej sytuacji kluczowe jest oświadczenie Ławrowa i przedstawicieli ambasady.

Rosjanie pogrążają Tuska

Tydzień po awanturze minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow w wywiadzie dla rosyjskich mediów powiedział, że Rosjanie zwrócili się do polskich władz o ochronę ambasady kilka dni wcześniej, ale ich prośby zostały zignorowane. Słowa Ławrowa potwierdziła "Gazecie Polskiej" rosyjska ambasada.

– Przed Marszem Niepodległości w ambasadzie Rosji w Warszawie odbyło się kilka spotkań przedstawicieli rosyjskiej placówki dyplomatycznej z funkcjonariuszami polskiej policji. W formie ustnej zgłosiliśmy swoje obawy związane z tym, że marsz odbędzie po obu stronach naszej placówki. Otrzymaliśmy od polskiej policji ustne zapewnienia o wzmocnieniu ochrony terenu ambasady – powiedziała "Gazecie Polskiej" rzecznik Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie Waleria Pierżinskaja.

"Gazeta Polska" zapytała rzeczników prasowych MSW i MSZ o rozmowy z Rosjanami przed 11 listopada –w obydwu ministerstwach odpowiedziano "GP", że takich rozmów nie prowadzono. Pytania wysłane przez nas do rzecznika policji pozostały bez odpowiedzi.

Przypomnijmy, że minister przekonywał, jakoby tyłów ambasady nie zabezpieczono, aby „obniżyć poziom napięcia”. I w ogóle tamtejszymi wydarzeniami został zaskoczony. Ponadto MSW stwierdziło, że „do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nie wpłynął żaden wniosek o dodatkowe zabezpieczenie Ambasady Federacji Rosyjskiej w dniu 11 listopada br.”.

Kto kłamie

Informacja ambasady rosyjskiej oznacza, że w MSW dokładnie wiedziano o problemie zabezpieczenia budynku z dwu stron. Twierdzenie o niewpłynięciu wniosku jest o tyle prawdziwe, że uzgodnienia zapadały ustnie, nie było więc potrzeby skierowania specjalnego pisma w tej sprawie. Dokument o takiej treści byłby światowym kuriozum. Trzeba jednak przyznać, że gdyby Rosjanie potraktowali Sienkiewicza jak przedszkolaka i wniosek o tej treści wysłali, postąpiliby słusznie z wielkim analitykiem UOP ds. wschodnich.

Albo zatem ktoś w MSW dokonał sabotażu i nie wszystkie informacje dotarły do Sienkiewicza, albo on sam świadomie dopuścił do zaistniałej sytuacji. Pozostaje jeszcze wyjaśnić, kto był inspiratorem lub organizatorem „spontanicznego” spalenia budki.

Najciekawsze jest jednak, dlaczego Rosjanie takie informacje ujawniają. Uderzają one bezpośrednio w Tuska, pozwalając jawnie postawić tezę, że spalenie budki było prowokacją jego ludzi. Ekipa Tuska wyćwiczona w pełzaniu przed Moskwą nie może przecież zaprzeczyć, a milczenie jeszcze bardziej ją pogrąża i kompromituje jako prowokatora, niewahającego się w swoich wewnętrznych rozgrywkach z opozycją posunąć do ataku na obce państwo.

Przesłanie Ławrowa i ambasady FR jest jasne: „Tusk musi odejść”.

Bezczynne służby

Rosjanie mogą swobodnie prowadzić gry operacyjne w Polsce i umacniać swoje wpływy, ponieważ za rządów Donalda Tuska Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, mimo rosnącej infiltracji Służby Wnieszniej Razwiedki, nie złapała żadnego szpiega, a na dodatek wycofała się z działań wywiadowczych na kierunku wschodnim. Podobnie jest ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego – obecnie Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga bada niedopełnienie obowiązków przez gen. Janusza Noska oraz podległych mu funkcjonariuszy w okresie od grudnia 2009 r. do 10 kwietnia 2010 r. w Warszawie i Smoleńsku w związku z przygotowaniem i brakiem zapewnienia ochrony kontrwywiadowczej samolotu Tu-154M, jego załogi, prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego oraz członków delegacji udających się do Katynia.

Według nieoficjalnych informacji po tragedii 10 kwietnia 2010 r., gdy już było wiadomo, że doszło do katastrofy, ówczesny szef SKW gen. Janusz Nosek oraz podległe mu kierownictwo SKW nie wprowadzili podwyższonego stanu alarmowego, nie powołali żadnego zespołu, nie prowadzili monitoringu komunikacji radiowej lotu oraz nadajników rosyjskich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej w czasie przelotu delegacji do Smoleńska oraz po katastrofie. Śledczy zbadają również, dlaczego SKW nie podjęła na miejscu katastrofy działań operacyjnych.

10 kwietnia SKW wysłało do Smoleńska tylko jednego oficera – Tomasza S., i to bez dokumentów legalizacyjnych. Na liście pasażerów lecących do Smoleńska przy nazwisku Tomasza S. figurował zapis: SKW. W ten sposób kierownictwo SKW zdekonspirowało Tomasza S. przed FSB. Efekt był taki, że po przylocie do Rosji Tomasz S. został zamknięty w szopie stojącej przy lotnisku Siewiernyj, a Rosjanie wypuścili go tylko po to, by wsiadł do samolotu powracającego do Polski. Po powrocie ze Smoleńska Tomasz S. złożył wniosek o przejście na emeryturę, ponieważ rosyjskie służby specjalne dowiedziały się, że jest on oficerem SKW, i poznały jego wygląd. Wcześniej Tomasz S. pracował wyłącznie pod przykryciem, posługując się dokumentami wystawionymi na inne nazwisko. Gen. Nosek wyręczył więc w robocie wywiad rosyjski, który poznając tożsamość Tomasza S., mógł się zorientować, jakie jego działania na terenie RP i siatki szpiegowskie zostały rozpracowane przez SKW.

Po katastrofie gen. Janusz Nosek przyjął propozycję pomocy tylko od służb specjalnych Federacji Rosyjskiej, chociaż taką pomoc deklarowało większość krajów członkowskich NATO. Szef SKW współpracował z FSB, m.in. potajemnie uruchamiając tajne linie łączności w kwietniu 2010 r. Janusz Nosek nie powiadomił o tym premiera, Kolegium ds. Służb Specjalnych ani członków sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Rosyjskie służby bez problemu mogły pozyskiwać informacje z SKW, na co miały wpływ m.in. nieformalne związki SKW z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. „Gazeta Polska” wielokrotnie pisała o wizytach przedstawicieli rosyjskich służb specjalnych w siedzibie SKW przy ul. Oczki. W Warszawie Rosjanie wjeżdżali na teren siedziby SKW swoim samochodem, który nie był sprawdzany pod kątem urządzeń rejestrujących emisję elektromagnetyczną. Kierownictwo SKW spotykało się z przedstawicielami rosyjskich służb specjalnych m.in. na terenie Krakowa i w Moskwie. Jakby tego było mało, kierownictwo SKW miało zaplanowane szkolenia przez rosyjskie służby specjalne w Moskwie.

W potrzasku

Donald Tusk nie jest już nikomu potrzebny. Konflikt z zachodnimi grupami finansowymi wywołał skok na OFE, uderzający w ich interesy. Wycofanie się Jacka Rostowskiego, który strzegł ich inwestycji w Warszawie, oznacza koniec poparcia zachodnich finansistów dla Tuska. Stąd lansowanie Jerzego Buzka, który przypilnowałby ich interesów. Wątpliwe jednak, by były premier mógł przejąć PO, gdyż nie ma odpowiedniej liczby stanowisk i apanaży do rozdania, a Bruksela wszystkich nie pomieści.

Poparcie niemieckie dla Tuska, jeśli nie zostało wycofane, to w najlepszym wypadku mocno ograniczone. Inaczej Tusk nie stałby się przedmiotem powszechnej krytyki w prasie niemieckiej. Problem Angeli Merkel polega na tym, że dalsze poparcie dla odchodzącego w niebyt Tuska załamie ich wpływy, ale nie mają dobrego Tuska-bis, w którego powinni zainwestować. Buzek może odegrać tylko rolę pomocniczą.

Ujawnienie afery korupcyjnej, służące wewnętrznym rozgrywkom w PO, ma skutek uboczny, nieprzewidziany przez Tuska. Komisja Europejska zainteresowała się rozkradaniem funduszy europejskich, a to oznacza, że kraść będzie trudniej, czyli dla zaplecza biznesowego Tusk stanie się przeszkodą funkcjonalną systemu III RP.

Deklaracja Ławrowa jest dowodem, że Moskwa widzi już lepszego kandydata na polepszacza stosunków polsko-rosyjskich. Nie ma bowiem takiego stopnia służalstwa wobec Rosji, który byłby dla niej zadowalający. Zawsze można znaleźć kogoś pełzającego sprawniej.

Sekwencja wydarzeń wskazuje, że moment wystąpienia Ławrowa nie był przypadkowy. Poprzedził konwencję PO i ostateczną rozgrywkę z Grzegorzem Schetyną, wspieranym przez Bronisława Komorowskiego i Krzysztofa Bondaryka. Jej celem było więc uderzenie w premiera. Na razie okazało się niewystarczające.

Kurs czołowy Niemiec i Rosji na Ukrainie i w Polsce stwarza dla nas nowe możliwości działania, oparte na analizie interesów, a nie na hasłach. To jednak już nowy, obszerny temat.

 źródło

czwartek, 28 listopada 2013

Upadek liberalnej wizji człowieka

Maciej Gurtowski
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”

Upadek liberalnej wizji człowieka

Liberalizm opiera się na błędnych założeniach na temat natury ludzkiej. Zgodnie z aktualnymi ustaleniami nauki współczesnej promowany przez tę ideologię „człowiek gospodarujący”  nie istnieje.
W naszej kulturze, możemy ją nazwać judeochrześcijańską lub zachodnią, przywykliśmy traktować rozum i emocje jako dwa różne światy. Patrzymy na nie jako na siły przeciwstawne, rywalizujące ze sobą.
Ów podział jest dziedzictwem kartezjańskiego racjonalizmu, który zakładał, że rozum cechuje się daleko posuniętą autonomią. Co więcej, w wyrażeniu „Myślę, więc jestem” nadaje się czynności myślenia rangę najwyższą, konstytuującą ludzką egzystencję.
Uderzenie w fundamenty
Racjonalizm to pierwszy z trzech wielkich filarów, na których opiera się liberalizm, tak filozoficzny, jak i polityczny. Drugim jego filarem jest założenie, iż człowiek ma wolną wolę. Wywodzi się ono z judeochrześcijańskiego dogmatu, głoszącego, że człowiek posiada autonomię w wyborze dobra lub zła. Pochodną tego założenia jest indywidualizm. Skoro człowiek sam odpowiada za swoje czyny, to ingerencja w jego wybory może być traktowana jako naruszanie zasady, że „chcącemu nie dzieje się krzywda”. Trzeci filar liberalizmu to utylitarystyczna wizja człowieka. Jednostka racjonalnie dążąca do maksymalizacji korzyści i unikania strat stała się protoplastą „człowieka gospodarującego” (homo oeconomicus). To dla niego skrojono ideologię liberalizmu. W niniejszym tekście chciałbym pokazać, że zgodnie z aktualnymi ustaleniami nauki współczesnej homo oeconomicus nie istnieje.

Rozmowa z prof. Thomasem Woodsem, ”Gość Niedzielny”, nr 47/2007, 25-11-2007
Cała nadzieja w Kościele


– Trzeba pokazać ludziom piękno katolickiej wiary i piękno katolickiego życia. Taka powinna być najważniejsza obecnie misja Kościoła. Bo to jest prawdziwa alternatywa dla barbarzyńskiej, materialistycznej wizji świata, jaka wyrosła na naszych oczach – mówi prof. Thomas E. Woods, autor bestsellera pt. „Jak Kościół katolicki zbudował cywilizację zachodnią” w rozmowie z Pawłem Tobołą-Pertkiewiczem.


Prof. Thomas E. Woods jest czołowym amerykańskim promotorem idei wolnego rynku, wybitnym znawcą ekonomii i stosunku Kościoła katolickiego do tych zagadnień; jest autorem kilku bestsellerów: „Jak Kościół katolicki zbudował zachodnią cywilizację”, „Kościół a rynek. Katolicka obrona wolnej gospodarki” oraz „Nie-poprawna politycznie historia Stanów Zjednoczonych”. Jest pracownikiem naukowym Mises Institute, wykładowcą Abbeville Institute. Laureat wielu prestiżowych nagród, w tym Nagrody Templetona w 2006 r.

5 grudnia br. prof. Thomas Woods wygłosi w Krakowie – w Sali Fontanowskiej Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, Rynek Główny 35 (godz. 18,30) – wykład zatytułowany „Katolicy a kapitalizm”.
Paweł Toboła-Pertkiewicz: W swej książce obala Pan czarną legendę średniowiecza, mówi o wpływie katolickich uczonych na rozwój fizyki, chemii czy astronomii, które przyjęło się uważać za mało związane z religią. Wspomina Pan o jej udziale w tworzeniu ram prawnych i moralnych dla budowy państw, rozwoju instytucji rządowych. Jak ocenia Pan postawę europejskich przywódców, którzy jakby zapomnieli o religijnym dziedzictwie Europy?

Prof. Thomas E. Woods: – Religijne dziedzictwo Europy nie zostało zapomniane – ono jest celowo pomijane, a walka z religią stała się kluczowym punktem budowy nowej, laickiej Europy. Nas, katolików, nie powinno to załamywać, a raczej zmuszać do cięższej pracy. W wojnie wypowiedzianej religii musimy zewrzeć szyki. Dotyczy to zarówno świeckich, jak i duchownych. Niedopuszczalne jest, by współpracować z ludźmi, których celem jest wyeliminowanie z życia publicznego Kościoła i religii. W ten sposób nie uda nam się uczynić postępów w obronie naszej cywilizacji. Najwyższa pora, żeby wszyscy to zrozumieli. Bo kryzys, w jakim znajduje się nasza cywilizacja, jest ogromny.
W Europie mamy do czynienia nie tylko z kryzysem wiary, ale przede wszystkim z kryzysem wartości. Czy cywilizacja ma szansę przetrwania, skoro w większości krajów dopuszcza się, a czasem promuje, aborcję, związki homoseksualne, eutanazję? 
– Mógłbym wymienić jeszcze kilkanaście innych znamion kryzysu. Oczywiście, rezultat tego typu działań może być tylko jeden – katastrofa. 

Jakie może ona przybrać oblicze? 
– Obrazy społeczeństw zbudowanych na ludzkich, a nie boskich wartościach, zostały nakreślone w książkach Orwella i Huxleya. 

Jak uchronić przed tym naszą cywilizację? 
– Trzeba pokazać ludziom piękno katolickiej wiary i piękno katolickiego życia. Taka powinna być najważniejsza obecnie misja Kościoła. Bo to jest prawdziwa alternatywa dla barbarzyńskiej, materialistycznej wizji świata, jaka wyrosła na naszych oczach. Proszę zwrócić uwagę: nie sposób spotkać człowieka nawróconego na wiarę, który żałowałby, że tak uczynił. Wierzący są ludźmi szczęśliwymi, podczas gdy ludzie żyjący w społeczeństwie bez Boga i religii są w istocie nieszczęśliwi i zakompleksieni, a przez to tak bardzo nienawidzą naszej wiary.

Prawda jako dobro
hare on twitterMore Sharing ServicNajwiększym wyzwaniem w naszym życiu społecznym jest obrona prawdy, rozumianej jako dobro, i przeciwstawienie się kłamstwu, które jest oczywistym złem. Niestety mamy wrażenie, że w naszym życiu publicznym kłamstwo jest już powszechne, szczególnie po tragedii smoleńskiej 10 kwietnia 2010 roku. Za kłamstwem podąża zawsze egoizm, brak szacunku dla drugiego człowieka i coraz częściej nienawiść i pogarda dla niego.
Nie ma już w naszym kraju urzędu cenzury, ale „cenzorskie zapisy” na ludzi, tematy, słowa, zachowania, obowiązują, obejmując coraz to większe przestrzenie. Nawet nie wolno już publicznie wątpić, na przykład w oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej. Jeszcze nie zdążyliśmy odkłamać tego wszystkiego, co przyniósł nam narzucony siłą komunizm, niestety zaakceptowany przez wielu Polaków, a znowu musimy zmagać się z nowymi kłamstwami w mediach, kulturze, polityce, ekonomii, w zasadzie w całej przestrzeni publicznej.
Czy rzeczywiście nie wolno nam wyrażać swojego sprzeciwu wobec oczywistego zła, jakim jest coraz częstsza w naszym kraju obraza uczuć religijnych, niszczenie dobrych obyczajów, powszechne kłamstwo. Na to pytanie coraz więcej Polaków odpowiada dziś w duchu poszanowania i aktywnej obrony prawdy. Stąd godne zachowanie Krucjaty Różańcowej w Centrum Sztuki Współczesnej, gdzie doszło do bluźnierstwa wobec Chrystusowego krzyża, gwizdy i okrzyki „hańba” w Starym Teatrze w Krakowie, będącym ponoć „sceną narodową”.

środa, 27 listopada 2013

Prof. Przyłębski: Niemcom trzeba uświadomić, że nie maja patentu na „europejską mądrość". NASZ WYWIAD

opublikowano: dzisiaj, 14:43

PAP/EPA
W Hildesheim w Dolnej Saksonii, tam gdzie znajduje się wspaniała romańska katedra, jedno z symbolicznych duchowych centrów Europy, miałeś niedawno wykład o sprawiedliwości dla niemieckich intelektualistów. Jako uczeń Gadamera jednego z największych filozofów XX wieku, musisz być uważnie słuchany, choć to, co mówisz niekoniecznie Niemcom musi się podobać?
Prof. Andrzej Przyłębski*: Mój wykład otwierał całosemestralny cykl wykładów dotyczących współczesnego rozumienia pojęcia sprawiedliwości, oświetlanego z perspektywy rozmaitych dyscyplin humanistycznych i społecznych. Poproszono mnie o „przedstawienie polskiego punktu widzenia”. A ja im zaproponowałem wykład o „grubej kresce”, jako rażącym przejawie niesprawiedliwości społecznej, mającym swe dalekosiężne skutki, trwające do dziś, i to nie tylko dla Polski, ale – poprzez polską politykę – dla bezpieczeństwa całego kontynentu. Wystąpienie zostało przyjęte z życzliwością, bo większość Niemców jest słabo zorientowana w tym, co dzieje się i działo w naszym kraju. Ale i z pewną rezerwą, szczególnie w odniesieniu do ważnych jego części.