środa, 26 lutego 2014

Kabaret Śmierci

Miało być wielkie poprawianie Stwórcy i natury, a wyszła prowizorka, brakoróbstwo, tandeta. 

Felieton z tygodnika "Gość Niedzielny" nr 5/2014

W XX wieku cywilizacja śmierci zachowywała się poważnie. Tworzyła zbrodnicze ideologie, potężne arsenały broni i wielkie armie. Jej wysłannicy nosili czarne mundury i trupie główki na czapkach albo wymachiwali czerwonymi od ludzkiej krwi sztandarami. Jej naturalnym środkiem ekspresji był patos. Uwielbiała opery Ryszarda Wagnera i śpiewy Chóru Aleksandrowa, swoim architektom kazała wznosić ogromne budowle, malarzom – przedstawiać monumentalne sceny zbiorowe, poetom – heroizować wodzów rewolucji. Swoim ofiarom nie pozostawiała złudzeń: mordowała ich na skalę przemysłową. Ktokolwiek stał po stronie życia, patrzył na łagry i obozy koncentracyjne z uczuciem grozy.

Dążąc do zdobycia władzy nad światem, totalitaryści XX w. z reguły zachowywali realizm. Głównym narzędziem w ich rękach była przemoc militarna. Wprawdzie komuniści próbowali zawracać rzeki kijem, a naziści prowadzili eksperymenty genetyczne z myślą o stworzeniu „nadczłowieka”, ale starali się podporządkować sobie prawa natury, a nie je znieść lub zignorować. Dzisiaj cywilizacja śmierci działa zupełnie inaczej. Jej propagowane przez media ideologie są tak głupie, że trudno znaleźć w nich choćby ziarenko sensu. Weźmy jako przykład opinię, że człowiek rodzi się nie jako chłopiec lub dziewczynka, lecz jako „czysta karta” i płeć może sobie wybrać w późniejszym okresie życia. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie traktuje tego twierdzenia serio. Jedni parskają śmiechem, inni stukają się w czoło, większość nie rozumie, o co chodzi.

Żeby uświadomić sobie absurdy współczesnej cywilizacji śmierci, wystarczy przyjrzeć się jej wyznawcom. Mężczyzna, który zapragnął być kobietą, zgolił wąsy, założył wypchany stanik i paraduje w sukni. Feministka domaga się likwidacji pisuarów – pragnie, by obie płcie siusiały na siedząco. Wojujący „gej”/ pederasta/* żąda, byśmy uznali nieodpowiednie dopasowywanie puzzli w biologicznej układance za wzór precyzji. Nowoczesny „artysta”, który nie potrafi malować, składa bluźniercze instalacje z części kupionych na Allegro. Miało być wielkie poprawianie Stwórcy i natury, a wyszła jakaś prowizorka, brakoróbstwo, tandeta. Przyszywanie łat, maskowanie braków, wata i plastik. Jedno nie pasuje do drugiego, a całość ledwie trzyma się kupy. Przecież gdyby nowoczesne ideologie miały do zaoferowania coś naprawdę konkurencyjnego wobec planów Pana Boga, zadbałyby o komfort swoich klientów. I nie narażałyby ich na śmieszność.

W końcu XIX w. w Brukseli powstał „Cabaret de la Mort” (Kabaret Śmierci), który wkrótce został przeniesiony do słynnej dzielnicy Montmartre w Paryżu. Tam przemianowano go na „Cabaret du Néant” (Kabaret Nicości). Goście tego modernistycznego przybytku mogli podziwiać dziesiątki ponurych rekwizytów. Pod wpływem zakulisowego operowania światłem „ożywały” sceny rzezi na obrazach, a ułożeni w trumnach śmiałkowie na chwilę „zamieniali się” w kościotrupy. Jedno z haseł umieszczonych na ścianach brzmiało: „Życie jest głupotą, którą koryguje śmierć”. Dzisiejsza cywilizacja śmierci również przypomina kabaret, w którym występują przebierańcy i gdzie stosuje się iluzjonistyczne sztuczki. Niestety, tym razem nie jest to odpowiedź na ludyczne zamiłowanie do makabry. Śmierć jest tu przerażająco realna, a jej ostrze codziennie godzi w miliony ludzkich dusz.

Najbardziej żal wspomnianych już wyznawców cywilizacji śmierci, bo to oni w pierwszym rzędzie stają się jej ofiarami. Dotknięci problemem homoseksualnym, kompleksami na tle własnej męskości czy kobiecości, chcą wierzyć, że ich transgresje dadzą się oswoić w kulturze. Mają dość wyrzutów sumienia, wewnętrznej walki, poszukiwania źródeł swojego dramatu. Ponieważ trudno im zmienić siebie, udają, że świat jest inny niż w rzeczywistości. Ignorują prawa natury. Fakt, że tylko związek mężczyzny i kobiety prowadzi do prokreacji, zbywają dziecinnymi kontrargumentami o „toksyczności tradycyjnej rodziny”. I tę wizję pragną narzucić milczącej większości. Za swój upór płacą samotnością, skazując się na wieczną pogoń za fantomem miłości. Uciekają w ideologiczny aktywizm albo w tzw. fun, powierzchowną zabawę, która pozwala przytłumić rozpacz. Gdyby tylko wiedzieli, że jest Ktoś, kto kocha ich takimi, jakimi są. I że wcale nie muszą stać się bezgrzeszni, by – zaufawszy Chrystusowi – z dnia na dzień wkroczyć na drogę życia.

Jednak cywilizacja śmierci jest groźna nie tylko dla tych, którzy znaleźli w niej fałszywą receptę na własne problemy. Bagatelizowana przez większość ludzi jako odrealniony kabaret, ale rozpowszechniona w głównych mediach, jest coraz bliżej nas. Dociera na uniwersytety, do szkół i państwowych instytucji. Rodzicom odbiera dzieci (dosłownie i w przenośni), mnoży ofiary aborcji i eutanazji, próbuje seksualizować postawy i wyobraźnię najmłodszych, toczy bezwzględną wojnę z Kościołem. Siedząc na widowni Kabaretu Śmierci, który w gruncie rzeczy zupełnie nie jest śmieszny, mamy wrażenie, że jesteśmy bezpieczni, bo od sceny dzieli nas zdroworozsądkowy dystans, system wartości, dojrzałość. Jeśli jednak nie uda się nam powstrzymać spektaklu, prędzej czy później staniemy oko w oko z jego reżyserem – autorem starych i nowych totalitaryzmów. Dlatego lepiej już dziś mocno chwycić się krzyża i wyszeptać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną grzesznym”. Tylko w ten sposób mamy szansę obronić siebie, nasze rodziny i fundament europejskiej kultury.

wywiad z Grzegorzem Braunem

“Trzeba wykupić naszych pasterzy z niewoli babilońskiej” –wywiad z Grzegorzem Braunem

Aktualizacja: 2014-02-14 12:49 pm 
Na potrzebę wykupienia przez Naród Polski pasterzy Kościoła katolickiego zwrócił uwagę Grzegorz Braun. Reżyser, publicysta i dokumentalista w rozmowie Agnieszką Piwar z KSD przytoczył druzgoczące przykłady, w jaki sposób rządzące nami państwo – które na pewno nie jest państwem polskim – doprowadziło do pozbawienia Kościoła suwerenności.
Braun wskazuje m.in. na uwikłanie Kościoła przez włączenie go w charakterze żyranta w
 tzw. transformację ustrojową ll. 80./90., a następnie umowy euro-kołchozowe, czyli system korumpowania elit znany jako tzw.dotacje europejskie; uwikłanie Kościoła w system antypolskiej i antykatolickiej edukacji wg kołłątajowsko-stalinowskiego systemu spod znaku Komisji Edukacji Narodowej; wreszcie -uwikłanie w system wyzysku fiskalnego przez wpisanie Kościoła katolickiego w PIT. Zdaniem Grzegorza Brauna to tragiczne i bardzo źle rokujące fakty. Jego zdaniem można ten tragiczny trend odwrócić realizując pozytywny program oparty o trzy ośrodki „pracy organicznej”: KOŚCIÓŁ, SZKOŁĘ i STRZELNICĘ.
Publikujemy wywiad udzielony Katolickiemu Stowarzyszeniu Dziennikarzy

Grzegorz Braun: TRZEBA WYKUPIĆ NASZYCH PASTERZY Z NIEWOLI BABILOŃSKIEJ

Lata PRL. Cisiec – niewielka miejscowość na Żywiecczyźnie. Mieszkańcy pragną mieć swój kościół, a władze nie wyrażają zgody na budowę świątyni. Po wielu odmowach komunistów wierni z Ciśca pod przewodem ks. Władysława Nowobilskiego z pobliskiej Milówki podejmują dzieło budowy: wspólnymi siłami w ciągu 24 godzin, wbrew pogróżkom władz i pomimo prześladowań ze strony esbecji budująupragniony kościół, który stoi tam do dziś. Historia ta pokazuje, że z pomocą Bożej Opatrzności nie ma rzeczy niemożliwych. Czy postanowił Pan opowiedzieć losy mieszkańców Ciśca w formie filmu dokumentalnego, aby pokazać, że cuda naprawdę się dzieją i w ten sposób dodać otuchy Polakom?
Pięknie to Pani ujmuje – nic dodać, nic ująć – będę szczęśliwy, jeśli mój skromny film kogoś taką otuchą natchnie. Historia kościoła w Ciścu jest wyjątkowa także ze względu na swoją „filmowość”: obfituje w momenty wzruszające, nawet i zabawne, ale także bardzo dramatyczne, wręcz tragiczne – jak np. śmierć jednego z uczestników nielegalnej budowy z rąk tzw. „nieznanych sprawców”. Dzieje budowy kościoła w Ciścu bezwzględnie zasługują na rozpropagowanie – stara się to czynić niestrudzony ks. prałat Nowobilski. Przy okazji polecam jego piękną, skromną książeczkę: „On namaścił moje dłonie” – ten tytułowy „on” to bł. Karol Wojtyła, który jako abp krakowski udzielał ks. Nowobilskiemu święceń, a potem odegrał opatrznościową rolę w walce o cisiecki kościółek. Trudno doprawdy wymyślić ciekawszy scenariusz: przyszły Papież jako „deus ex machina” przesądzający o happy-endzie całej opowieści. Najpierw trzeba jednak film skończyć – to, co mogłem na zaproszenie KSD zaprezentować, to zaledwie próbka wstępnego montażu.
Jednak jak dotąd nie udało się dokończyć produkcji. Dlaczego?
Pozostało sporo pracy do wykonania – na przeszkodzie stoją tymczasem inne moje zobowiązania zawodowe, ale przede wszystkim brak dostatecznych środków. Projektów jest bez liku, a dobrych pomysłów i pobożnych życzeń jeszcze więcej. Natomiast możliwości realizacji tych projektów są bardzo mocno zredukowane i limitowane przez mało sprzyjające „okoliczności przyrody”. Być może prasa, media katolickie już na tyle stężały w jakieś koncerny, że może zechcą kiedyś zamówić taki film.
Innym problemem jest powszechny wśród naszych rodaków nawyk – ugruntowany przez dekady socjalistycznej propagandy – że media, nauka i kultura, czyli wszystkie produkty sfery intelektualnej i duchowej mają być „darmowe”. A to nie stwarza perspektyw kontynuacji jakiejkolwiek działalności – poza, ma się rozumieć, paradygmatem etatystycznym, poza układem państwowych dotacji i instytucji, do partycypacji w którym niezbędne jest wykazanie się legitymacją lojalizmu wobec władzy, jaka by ona nie była. Ten fatalny stan rzeczy polska inteligencja przywykła uważać za jedną ze swych „zdobyczy” – nic to, że tracimy państwo, byle by nam władza dalej fundowała „obiady czwartkowe”; byle by dalej mieć etat w jakimś „Teatrze Narodowym”, czy zaczepić się na posadzie w jakichś „Łazienkach” aktualnego króla Stasia. To jest efekt 2,5 stulecia propagandy oświeceniowej, która doprowadziła do zetatyzowania nauki i kultury. Bo jak wiadomo w Komisji Edukacji Narodowej wszystko jest „darmowe”… – tylko najpierw trzeba obrabować parę klasztorów, rozgrabić skarbce i roztrwonić księgozbiory, a potem legion urzędników zatrudnić… Nota bene: KEN to była pierwsza tak rozbudowana biurokracja w dziejach Polski. To doprawdy tragiczna ironia losu, że zafałszowaną pamięć tej instytucji – powołanej wszak do istnienia przez masonerię przede wszystkim jako narzędzie walki z Tradycją katolicką w Polsce – kultywują dziś także katoliccy publicyści, nauczyciele, ba, nawet duchowni. „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy” – „żyjemy” na koszt podatnika na państwowych posadach, „my”, tj. zetatyzowana inteligencja, dla której Polska = Księstwo Warszawskie.
Podczas konferencji zorganizowanej przez Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy w Hebdowie powiedział Pan, że jedyną instancją, która może coś zmienić na lepsze w tej szerokości geograficznej jest Kościół katolicki, ponieważ jest z istoty i natury opatrznościowo cudownie reakcyjny. Czy może Pan szerzej wyjaśnić co miał na myśli?
Oczywiście Kościół katolicki pod każdą szerokością geograficzną jest generatorem cywilizacji – w każdych czasach uczy ludzi być relatywnie najbardziej wolnymi i solidarnymi, jak tylko to możliwe.