czwartek, 30 maja 2013

Globalne ocieplenie obalone: raport NASA wskazuje, że dwutlenek węgla chłodzi atmosferę.
Ethan A. Huff, naturalnews.com
USA
2013-05-23
Nauka i technologia
Według nowych danych zebranych przez Centrum Badawcze Langley NASA praktycznie wszystko, co przekazały środowiska naukowe głównego nurtu i media na temat rzekomych szkód wyrządzanych przez gazy cieplarniane a zwłaszcza nt dwutlenku węgla jest nieprawdą. Jak się okazuje, wszystkie te, znajdujące się w atmosferze gazy cieplarniane, o których Al Gore i inni oszuści globalnego ocieplenia twierdzili, że przyczyniają się do przegrzania i zniszczenia naszej planety w rzeczywistości ją ochładzają, co wykazały najnowsze wyniki badań.

Globalny szwindel globalnego ocieplenia. Wykład Lorda Christophera Moncktona:


OGLĄDAJ DALEJ>>>

Jak donosi gazeta Principia Scientific International (PSI), Martin Młyńczak i jego koledzy z NASA śledzili emisje promieniowania podczerwonego w górnych warstwach atmosfery Ziemi w trakcie i po niedawnej słonecznej burzy, która miała miejsce między 8 a 10 marca. Odkryli, że zdecydowana większość energii uwolnionej ze słońca po ogromnej erupcji (CME) została odbita z powrotem w kosmos, nie będąc uwięzioną w niższych warstwach atmosfery ziemskiej.

W wyniku tego nastąpił ogólny efekt chłodzenia, który całkowicie zaprzecza oświadczeniom płynącym z oddziału klimatologii NASA, że gazy cieplarniane są przyczyną globalnego ocieplenia.


Jak pokazują dane z pomiarów atmosfery za pomocą Radiometrii Szerokopasmowej Emisji (ang. Broadband Emission Radiometry) (SABER), zarówno dwutlenek węgla (CO2) jak i tlenek azotu (NO), których duże ilości znajdują się w ziemskiej, górnej atmosferze odbijają energię cieplną, a nie chłoną.

"Dwutlenek węgla i tlenek azotu są naturalnymi termostatami," mówi James Russell z Uniwersytetu Hamptona, który był jednym z głównych naukowców przełomowego badania SABER. "Kiedy górne warstwy atmosfery (lub" termosfera") nagrzewa się, cząsteczki działają tak aby, jak tylko mogą, odbić z powrotem ciepło w przestrzeń kosmiczną."

Prawie całe "podgrzewające" promieniowanie generowane przez słońce jest blokowane przez CO2 by nie przeszło w niższe warstwy atmosfery.

Według danych do 95% promieniowania słonecznego jest dosłownie odbijanych z powrotem w przestrzeń kosmiczną przez CO2 i NO znajdujące się w górnej warstwie atmosfery. Bez tych, niezbędnych elementów, innymi słowy, ziemia mogła by wchłonąć potencjalnie katastrofalne ilości energii słonecznej, które doprowadziły by do stopienia polarnych pokryw lodowych i zniszczenia planety.

"To szokujące odkrycie wyraźnie zaprzecza kluczowej propozycji tzw teorii gazów cieplarnianych, która twierdzi, że więcej CO2 oznacza więcej ocieplenia na naszej planecie," napisali H. Schreuder i J. O'Sullivan dla PSI. "Nowe dane NASA obala ten pogląd, a to ogromny kłopot dla szefa klimatologii w NASA, dr Jamesa Hansena i jego zespołu z NASA GISS".

Dr Hansen, oczywiście, jest działaczem promującym globalne ocieplenie, który pomógł rozniecić histerię zmian klimatycznych w USA w 1988 roku. Tuż po premierze nowego badania SABER, Dr Hansen odszedł na emeryturę porzucając swoją karierę jako klimatologa NASA i ponoć teraz planuje przeznaczyć swój czas "na naukę", i "zwrócenie uwagi na [jej] implikacje dla młodych ludzi."


Link do oryginalnego artykułu: LINK


|  Pierwsza Globalna Rewolucja. Czyli kto wymyślił problem CO2.   |  "Naukowcy" żądają pernamentnej recesji by zatrzymać zagrożenie globalnego ocieplenia.   |  Audycja Wiadomości PrisonPlanet.pl: Problematyka globalnego ocieplenia.   |  Audycja Wiadomości PrisonPlanet.pl: Problematyka zrównoważonego rozwoju.   |  WWF wzywa do ubóstwa by uratować planetę.   |  Degrowth - cofanie rozwoju. Nowa polityka ekologicznych fanatyków.  |  Ecocide: kryminalizacja ludzkości w imię ratowania planety.   |  Eko-szaleństwo: jak dżdżownice są obwiniane za "globalne ocieplenie", a ekolodzy proponują eutanazję niedźwiedzi polarnych.  |  Fiasko ustanowienia eko-faszystowskiego rządu podczas szczytu w Durban.   |  Globalne ociep... Zima trzydziestolecia w Berlinie i śnieg w marcu.   |  Profesor bioetyki: podajmy ludności środki farmakologiczne by przyjęła "Zielony Porządek Świata".  |  Film: Ecoscience - plan globalnej eksterminacji ujawniony.  |  Ban Ki Moon deklaruje, że "model konsumpcji jest martwy", opisując świat przymusowej pracy na rzecz środowiska.   |

środa, 15 maja 2013


środa, 15, maj 2013 23:30

Polacy padli ofiarą współczesnego niewolnictwa, już nic nie da się zrobić!

Napisał Redaktor
Twoja ocena newsa!
(4 głosów)
W filmie „Matrix” maszyny zniewoliły człowieka. A obecnie jesteśmy świadkami tego, jak system administracyjno-bankowy przejmuje kontrolę nad wszystkimi aspektami życia człowieka. Jest to proces niezauważalny, a drobne i zdawałoby się niewinne zmiany umykają nam w natłoku innych pustych informacji. Oto kilka z nich.
Płatny dostęp do własnych pieniędzy

Teoretycznie jest to nieistotny i mało medialny temat. Opłata za pobranie gotówki z bankomatu banku, w którym posiadamy konto, wydaje się rzeczą niewinną, która znajdzie ochoczych zwolenników wśród bankowców. W końcu to dodatkowa usługa, oferowana w większości przypadków przez prywatny podmiot, jakim jest bank. Jednak na problem należy spojrzeć szerzej, a wtedy wprowadzenie drobnych opłat za „wygodę” okaże się preludium do czegoś większego.

Od dawna banki i pracodawcy lobbują za wprowadzeniem zasady wypłaty wynagrodzeń tylko na konto pracownika. Osoba fizyczna może jeszcze konta nie posiadać, ale większość firm nie może bez niego funkcjonować. Powoli obrót środkami płatniczymi poza systemem bankowym staje się niemożliwy, wręcz niezgodny z prawem.

Czy można uczynić krok dalej? Można nałożyć opłaty za wypłatę pieniędzy nawet w oddziale banku. Na razie jest to nielegalne, bo stosowne praktyki wpisano do rejestru klauzul abuzywnych, ale zawsze znajdzie się sposób na to, aby wprowadzić je z innego powodu. Duże sumy, zwykle powyżej 20 tys. zł, należy zgłaszać wcześniej, bo bank i tak każe to zrobić, a za nieodebranie własnej gotówki w terminie trzeba zapłacić karę.

Rząd rozważa także wprowadzenie obowiązku wypłaty emerytur z ZUS-u tylko na konto w banku. Argumenty o ciężkich torbach listonoszy stają się miałkie w sytuacji, gdy uświadomimy sobie istotę nakazu: otóż państwo zmusza pokaźną część ludzi do korzystania z prywatnych przedsiębiorstw, czyli banków. Łatwo można sobie wyobrazić, jakie produkty finansowe wymyślą banki dla nowej grupy klientów. Od ubezpieczeń, przez „produkty inwestycyjne dla wnuków”, aż po konkursy SMS-owe. Opłaty za korzystanie z usług banków nie są rzeczą złą do momentu, kiedy nie zacznie nas do nich zmuszać państwo. Wówczas staną się elementem systemu podatkowego, który nie będzie finansował dóbr publicznych, tylko dobra luksusowe swoich właścicieli.

Żyj po to, by kupić mieszkanie

To jest wybitny przykład tego, jak system zrobił wodę z mózgu całkiem sporej części społeczeństwa. Mieszkanie stało się największą wartością, praktycznie celem życia. Dziesiątki tysięcy młodych ludzi dniami i nocami analizują swoją zdolność kredytową, oferty deweloperów, finansowe korzyści różnego typu rządowych programów, prawne aspekty i koszty zakupu nieruchomości. Wszystko dlatego, że jest to produkt drogi. Jest wręcz za drogi jak na możliwości przeciętnego Polaka i to powinno być dla każdego oczywiste! Wystarczy spojrzeć na średnie zarobki w Niemczech i ceny mieszkań w tym kraju. Z tego powodu większość młodych ma tylko jedną możliwość zakupu własnego mieszkania – muszą iść do banku po kredyt.

Później czeka ich ponad 20 lat spłaty i życie w ciągłym zagrożeniu utraty pracy, z małą szansą na zmianę lokum na inne. Kredyt na mieszkanie jest jak smycz, która ogranicza mobilność młodych ludzi. Związuje go z miejscem pracy i życia dokładnie tak samo, jak kiedyś pańszczyzna przywiązywała chłopa do ziemi. Ucieczka jest bardzo trudna i obarczona ryzykiem, że jeżeli nie wywiążesz się z umowy, to konsekwencje i koszty poniesie najbliższa rodzina. Dodatkowo odpowiedzialnością za niegospodarność, ryzykiem, obarczony jest tylko klient – banku to nie dotyczy. W razie problemów finansowych zlicytuje kredytobiorcę za ułamek wartości majątku i zostawi na bruku z wciąż olbrzymim kredytem. Bank kontroluje „ognisko domowe”, bo uważa, że wszystko do niego należy. Kredyty udzielane są na cokolwiek, nie trzeba oszczędzać – wystarczy chcieć. Społeczeństwo w prosty sposób dało się zwieść na pokuszenie.

System podatkowy i przymus pracy

Podatki pożerają 70% dochodów przeciętnego Polaka. Część stanowią koszty pracy, reszta to VAT, akcyza, podatki od nieruchomości i inne opłaty. Fiskus kontroluje przepływy finansowe – praktycznie wszystkie są opodatkowane. Darowizny i akty pomocy międzyludzkiej również. Nie mogę po prostu dać pieniędzy koledze w potrzebie. Nie mogę komuś bliskiemu, ale niespokrewnionemu podarować mieszkania na własność bez podatku. Praca na czarno, czyli poza systemem podatkowym jest nielegalna, nawet jeżeli człowiek zrobi wszystko, aby nie korzystać z wszelkich możliwych dóbr publicznych.

Na razie w Polsce nie ma przymusu pracy, ale niewiele brakuje, by taki wprowadzić. Już teraz trwa debata w Brukseli, czy zagwarantować pracę młodym najpóźniej 4 miesiące po ukończeniu przez nich nauki. W systemach totalitarnych obywatele też mają dożywotnią gwarancję zatrudnienia.

Przeciętnego Polaka, czyli tego, który zarabia poniżej 2 tys. zł na rękę, stać na bardzo mało. Gdy już zapłaci ratę za mieszkanie i opłaci rachunki i żywność, to zostają mu drobne oszczędności. A te bardzo szybko topnieją, na przykład gdy popsuje mu się auto (kupione na kredyt). Innymi słowy, nie ma możliwości samodzielnego oszczędzania na emeryturę. Teoretycznie państwo robi to za niego, pobierając składkę do ZUS-u, ale emerytura będzie mu wypłacana dopiero wtedy, gdy ukończy odpowiedni wiek. Teraz jest to 67. rok życia, ale za 5 lat może trzeba będzie pracować do 70. Zatem praktycznie nikogo nie stać na luksus zrezygnowania z pracy i prowadzenia wędrownego trybu życia za uczciwie zaoszczędzone pieniądze. Zresztą taki człowiek jest określany mianem darmozjada, rentiera lub kapitalisty, który na pewno prędzej czy później trafi do więzienia. Jeśli nie za włóczęgostwo, to za oszustwa podatkowe. Sposób stary jak Al Capone.

Dług publiczny

Budżet państwa jest jak tort na weselu, ale nie dla każdego wystarczy kawałków. Politycy, żeby rządzić, muszą obiecać jak najwięcej. Jednak pieniądze nie biorą się znikąd. Aby sprostać roli gospodarza na weselu, państwo musi zaciągać kredyt, nazywany długiem publicznym. Na jego obsługę wydajemy 43 mld zł. Nie spłacamy go, tylko coraz bardziej się zadłużamy. Korzystają na tym banki i inne instytucje finansowe będące wierzycielami państwa, które czerpią dochody z odsetek płaconych przez podatników. Obecnie dług publiczny wynosi ponad 50% PKB, czyli wartości wszystkich wyprodukowanych dóbr i usług w Polsce w ciągu roku.

Żeby to spłacić, każdy Polak musiałby pracować przez ponad pół roku jak niewolnik – bez wynagrodzenia, bez żadnych zakupów, a wszystkie wytworzone dobra i usługi oddawać za darmo swoim wierzycielom. Kolejne pół roku mógłby pracować normalnie, ale też nie zarobiłby ani jednej złotówki, bo całe wynagrodzenie oddałby w formie podatków, by państwo mogło odtworzyć budżet. To nie jest informacja przesadzona – dzień wolności podatkowej, czyli moment, kiedy przestajemy pracować na państwo, a zaczynamy dla siebie, wypada mniej więcej w połowie roku. Dług publiczny w przeliczeniu na jednego Polaka od oseska do starca to ponad 20 tys. zł!


Każdy polityk, który proponuje budżet z deficytem, w rzeczywistości zaciska pętlę na szyjach obywateli. Clou programu polega na tym, że rządzący nie widzą w tym absolutnie nic złego, bo wzorce czerpali z nieomylnego zachodu. A ludzie kiedyś sądzili, że na syfilis najskuteczniejsza jest kuracja rtęcią.

Demokracja sondażowa i statystyka

W Polsce demokracja uzależniona jest od obietnic wyborczych. Najwięcej głosów zdobywa ta partia, która obiecała najwięcej. Ludzie głosują owczym pędem, ale nie za czymś korzystnym, lecz przeciw czemuś jeszcze mniej korzystnemu. Z natury każdy jest socjalistą, bo lubi, jak ktoś coś mu daje za darmo. Tylko nieliczni zastanawiają się nad tym, kto za to płaci.

Ponadto obywatele żyją w ciągłym napięciu, że jeśli nie zagłosują za obecnym porządkiem, to do głosu dojdą jeszcze więksi radykałowie, wariaci, frustraci, wrogowie polskości itd. Z tego powodu wybieramy partie bez programów wyborczych, bez ideologii i celów. Te nie muszą ich nawet tworzyć, bo i tak nikt ich nigdy nie będzie z tego rozliczał. Dla systemu administracyjno-finansowego to idealna sytuacja, bo pozwala zachować status quo – politycy i obywatele skupiają się na nieistotnych szczegółach, które leżą bardzo daleko od sedna sprawy.

To samo dotyczy statystyki. Wierzymy w to, że dane podawane przez GUS i inne instytucje są rzetelne i prawdziwe. Nie bierzemy pod uwagę możliwości manipulowania nimi, bo taki zarzut to wystąpienie antysystemowe. Niestety, wystarczy sprawdzić metodologię podstawowych wskaźników i będziemy wiedzieli, jak jesteśmy oszukiwani. Przeciętne wynagrodzenie liczone jest na podstawie danych pochodzących tylko z przedsiębiorstw zatrudniających co najmniej 9 pracowników. Takie przedsiębiorstwa odpowiadają tylko za 30% miejsc pracy, czyli ok. 5,3 mln ludzi. Pozostałe 11 mln pracujących nikt nie pyta o wysokość wynagrodzenia, a są to nasi dobrzy znajomi pracujący w kioskach, biurach rachunkowych czy osiedlowych sklepach spożywczych.

Z kolei bezrobocie dotyczy tylko ludzi zarejestrowanych w urzędach pracy, czyli teoretycznie połowa z nich może pracować na czarno. Koszyk inflacyjny zawiera wiele rzadko kupowanych produktów, na które nie stać 70% ludzi w tym kraju. W końcu czy ktoś uwierzy, że artykuły spożywcze podrożały w ciągu roku tylko o 3%? Statystyka w służbie systemu jest jednym z narzędzi do budowania nastroju dobrobytu, a ten jest zachętą do zwiększania poziomu zadłużenia.

Nie oszczędzaj, wszystko od razu oddaj państwu

Włożenie oszczędności do słoika i zakopanie ich w ogródku niedługo będzie ciężkim przestępstwem – pieniądz musi krążyć w systemie, jest jak krew dla organizmu. Prawdziwym geniuszem okazał się ten, kto wpadł na sposób, jak kontrolować krwiobieg i regulować nim wszystkie aspekty życia człowieka. Kto się wyłamuje, ten świadomie szkodzi gospodarce, staje się przestępcą i będzie napiętnowany jako dziwak, anarchista lub po staremu – szkodnik. W końcu media nie od dziś przekonują, że człowiek żyje nie dla siebie, ale dla mitycznego wzrostu gospodarczego, wskaźników, konferencji. Strategia systemu bankowego jest bardzo prosta i nastawiona na ekspansję. Wszystko dla systemu, nic poza systemem i bez wiedzy systemu.

Łukasz Piechowiak
Bankier.pl

wtorek, 14 maja 2013


Ks. Adam Boniecki znał Turowskiego już w latach 80.?

Dodano: 13.05.2013 [17:38]
Ks. Adam Boniecki znał Turowskiego już w latach 80.? - niezalezna.pl
foto: Tomasz Hamrat/Gazeta Polska
Ks. Adam Boniecki skłamał, składając oświadczenie, w którym stwierdził, że poznał Tomasz Turowskiego jako ministra pełnomocnego ambasady w Moskwie, w latach 90. - powiedział w Radiu Wnet Piotr Jegliński, w PRL działacz opozycji demokratycznej.

Oświadczenie ks. Bonieckiego zostało wykorzystane w procesie, który Tomasz Turowski wytoczył dziennikarzowi Cezaremu Gmyzowi. Duchowny pisze, że poznał Turowskiego, gdy ten był ministrem pełnomocnym ambasady RP w Moskwie (1996-2001) oraz ambasadorem w Hawanie (2001-2005). Zdaniem ks. Bonieckiego Turowski, były komunistyczny szpieg, "wykazał znaczną inicjatywę w dziele podtrzymania i rozprzestrzeniania wiary we wspomnianych krajach" (Rosja i Kuba).

Piotr Jegliński, inwigilowany przez Turowskiego w latach 80., powiedział w Radiu Wnet, że oświadczenie redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego" jest całkowicie nieprawdziwe. "Przede wszystkim już nieprawdziwe twierdzenie ks. Bonieckiego dotyczące okoliczności poznania Tomasza Turowskiego, ponieważ ks. Boniecki poznał go w Rzymie wiele, wiele lat wcześniej. Zresztą byłem świadkiem tego. To stało się przy mnie" - twierdzi Piotr Jegliński.

Jak pisała "Gazeta Polska", według osób znających Turowskiego w latach 80. był on na „ty” m.in. z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, nazywanym w Stolicy Apostolskiej „don Stanislao”, a także z wieloletnim spowiednikiem papieża Jana Pawła II, ks. Antonim Mrukiem. Rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej w odpowiedzi na pytanie "GP", czy kardynał Dziwisz był na „ty” z Turowskim, odpisał, że kardynał „mimo praktyki zwyczajowej na Zachodzie mówienia na »ty« nie akceptował tej formy w stosunku do siebie”. Dodał, że „wszelkie próby łączenia metropolity z panem Turowskim są bezpodstawne” i że Turowski nie cieszył się w Watykanie zaufaniem ks. Dziwisza. Rozmówca "Gazety Polskiej" mówił jednak, że w jego obecności Tomasz Turowski telefonował do ks. Dziwisza, zwracając się do niego po imieniu. Wspomina też rozmowę ks. Dziwisza i Turowskiego w Sali Klementyńskiej, podczas której w ten właśnie sposób zwracali się do siebie.

Według informatorów "GP", Turowski w latach 80. odwiedzał w Łomży abp. Juliusza Paetza. Agent PRL-owskiego wywiadu znał również bardzo dobrze o. Roberto Tucciego, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Ojca Świętego, oraz komendanta gwardii szwajcarskiej w Watykanie.


 
Autor: