niedziela, 25 marca 2012


CZESŁAW MIŁOSZ – LEWY PROFIL1 
Polska deptana, gwałcona na nowo, uderzona w to, co w niej najszlachetniejsze – apokalipsa [...] tylko patrząc z otwartymi oczami na „nieludzką ziemię” można jeszcze oddychać z uczuciem
Józef Czapski2
      Zawsze bardzo przejmowało mnie to zdjęcie: Jerzy Andrzejewski, Czesław Miłosz i Kazimierz Wyka, nieprawdopodobnie młodzi, siedzą na jakichś deskach, przy jakiejś szopie. To w Krzeszowicach, 1942. Mieszkałem tuż obok, w Krakowie. Wszyscy oni w mniejszym lub większym stopniu oddziałali na moje życie, także przez kontakt osobisty. Ale najbardziej, jak zawsze przy oglądaniu starych zdjęć, przejmuje mnie kontrast między tamtą unieruchomioną chwilą, a przyszłymi, nie przesądzonymi jeszcze wyborami życia, i moją dzisiejszą wiedzą. Upływ czasu, nawet najlepszego, jest zawsze okrutny, a darzyłem tych ludzi zmienną, lecz oczywistą sympatią. Nie wiadomo było, co będzie z Polską, że światem, z nami. Nie było też wtedy przesądzone, że najważniejszym doświadczeniem, jakie czeka jeszcze nas wszystkich, będzie komunizm.

     Komunizm był totalitaryzmem podobnie jak nazizm niemiecki. Podstawowym kryterium moralnym i intelektualnym oceny jest tu – jak w wypadku hitleryzmu – globalny wymiar ludobójstwa sowieckiego. Czy robiono to w imieniu idei uniwersalnej czy partykularnej, to sprawa dla ofiar samego ludobójstwa drugorzędna. Ludobójstwo to objęło także Polskę. I właśnie ten nieludzki wymiar komunizmu, idea zastosowana, musi być zasadniczym odniesieniem oceny powojennego zaangażowania ludzi pióra w Polsce po stronie komunistycznej. Zaangażowanie to – choćby nawet nominalne – umacniało zabór sowiecki i stanowiło także narzędzie totalitarnej indoktrynacji, przynosiło szkodę kulturze. Tej oceny nie zmienia narzucony i krótki udział Polski w koalicji antyhitlerowskiej razem z Sowietami, zakończony zdradą sowiecką i zniewoleniem. We wstępie doHańby domowej polemizowałem z tezą, którą wysunął Raymond Aron o pięknie ideologii komunistycznej – pisałem, że należy widzieć teorię stosowaną, ale także inne elementy teorii, na przykład wyznawanie idei i praktyki terroru.

1 Esej ten ukazał się w piśmie „Arcana” 1999, nr 3 (27).
W liście Józefa Czapskiego do Czesława Miłosza z 4 marca 1983 [w:] Czesław Miłosz: Nieobjęta ziemia. Paryż. Instytut Literacki, s. 117.
      Właściwe opisywanie faktów stało się w pełni możliwe u schyłku PRL i po jego upadku. Postawa pisarzy czy intelektualistów ukazuje się na tle sytuacji w zniewolonym kraju. Jednak mimo coraz pełniejszego obrazu ponurych i strasznych faktów, nadal działa „lobby” usprawiedliwiające współpracę z reżimem. Zabierają także głos nieliczni już twórcy, popierający reżim w okresie tworzenia komunistycznego państwa. Najczęściej akceptują oni tamto swoje uczestnictwo lub je tłumaczą. Wnoszą, że nie byli sprawcami zła moralnego i społecznego, gdyż według nich element sprawczy znajdował się na zewnątrz. Lub przekonują, że współtworząc kulturę akceptującą tamte państwo, prowadzili swoistą grę, której celem i skutkiem było ratowanie jakiejś innej, prawdziwej kultury:
„Byłem zaangażowany w Grę: ustępstw i zewnętrznych oświadczeń lojalności, podstępów i zawiłych posunięć w obronie pewnych walorów.”3
      Tak stawia sprawę Czesław Miłosz, ukazując strategię swoich życiowych i politycznych wyborów, już od czasu okupacji, jako „troskę o zdrowie polskiej poezji w perspektywie nie lat, ale stuleci” 4. Służbę komunistycznemu reżimowi uzasadniał potrzebami swego duchowego rozwoju:
Być we właściwym obozie: wyrachowanie, ale wyższego rzędu. Bo rozpada się wewnętrznie, kto siebie bez ustanku nie przezwycięża [...] na to rzeczywistość społeczna musi być dostatecznie plastyczna, nie tak ustalona jak na Zachodzie. I przecie nic innego jak ten chaos nowych kształtów kazał mi trzymać się Polski Ludowej5.
       Miłosz idzie tu dalej niż inni, relatywizując czynnik etyczny życia, gdyż według niego nieetyczne działanie może być usprawiedliwione osiągniętym poziomem twórczości. Ta teza powraca wielokrotnie:
„Moją sytuację [po wojnie –J.T.] określiłbym jako karkołomną, niesamowitą, nielogiczną, niemoralną, nie-do-opisania. Po upływie wielu lat to, czego udało mi się dokonać w literaturze, jest rzutowane wstecz, czyli ówczesna fałszywa gra zyskuje uzasadnienie ex post. Zarazem cała tamta faza historyczna traci ostrość i w swoich być może najważniejszych rysach pogrąża się w niepamięć”6.  
     Po pierwsze, jak powiedziało się wyżej, tamta faza historyczna coraz bardziej wyłania się z niepamięci. Po drugie, tak zwane „dokonania” podlegają zawsze zmiennym ocenom, mogą więc relatywizować to, co Miłosz nazywa „uzasadnieniem ex post”. Zdarzyło mi się na przykład słyszeć od ważnych dla literatury polskiej osób – że wyżej oceniają poezję Miłosza Trzech zim, niż jego poezję późniejszą. Inaczej mówiąc: czy opłaciło się zamieniać poetykę Trzech zim na poetykęTraktatu moralnego i Toastu? Z częściowym nawrotem do tego, co poprzedziło Trzy zimy – publicystycznych efektów Poematu o czasie zastygłym? Kto wie, czy podobne oceny nie mają powiązania z faktami społeczno-politycznymi biografii pisarza. Takich sądów i podobnych zależności nie będę w zasadzie tutaj sprawdzał.  

3 Czesław Miłosz: Zniewolony umysł. Wyd. II. Paryż 1980. Instytut Literacki, s. 14.
4 Czesław Miłosz: Zaraz po wojnie. Kraków 1998. Znak, s. 10.
Czesław Miłosz: Tygrys [w:] Rodzinna Europa. Paryż 1959, s. 225-226.
6Czesław Miłosz: Rok myśliwego. Paryż 1989. Instytut Literacki, s. 118.
     Zresztą powodem, dla którego zajmuję się stosunkiem Czesława Miłosza do komunizmu nie jest jego znana powojenna współpraca z komunistyczną władzą, nie tylko jemu właściwa. Rzecz idzie o jego wypowiedzi na temat komunizmu, ten stan rzeczy jeszcze dziś usprawiedliwiające, będące ważnym elementem twórczości Miłosza także po upadku komunizmu w Polsce. W niektórych przypadkach także poezja Miłosza stanowi porte parole dla poglądów bliskich komunistycznym. To ostatnie zresztą nierzadkie w poezji polskiej, choć u Miłosza słabo rozeznane. Jeśli wraca „sprawa Miłosza”, to przede wszystkim ze względu na ten typ usprawiedliwiającej refleksji. Bez niej epizod powojenny Miłosza, raz zaklasyfikowany, mało kogo by już interesował, jak dzieje się w wypadku Tadeusza Brezy czy Juliana Przybosia.7

     Przez oceny i samooceny Miłosza przewija się jak leitmotiv sugestia, że pisarze w Polsce po wojnie „starali się chronić, co można”8. Trzeba powiedzieć, że mało wiadomo o tym, co – za cenę jakiejś akceptacji zniewolenia – rzeczywiście zostało czy zostałoby uratowane, czy było to coś ważnego, nie wiadomo też, jak cała powojenna sytuacja literatury wpłynęła w ostatecznym bilansie na jej dziedziczony dzisiaj kształt estetyczny. Należałoby zbadać literaturę wraz z jej gatunkami i poetykami. Na ogół ciężar badań spoczywał jak dotąd na łatwiejszej, według mnie, ocenie związanych z literaturą faktów moralno politycznych. Mniej oceniano utwory literackie pod kątem ich prawdziwości historycznej, a jeszcze mniej badając zastosowania preferowanych stylów i poetyk, ich powiązania z opcjami życia literackiego. W wypadku poezji samego Miłosza takie oceny zdają się wyraźnie zaniedbane w opinii krytycznej. Aby przedmiot takiego badania stał się wyraźny, trzeba mimo wszystko poświęcić najpierw nieco uwagi ocenom moralnym, historycznym i politycznym. Oczywiście, nie brak wątpliwości, że temat to może zbyt oczywisty, czyli wybijanie drzwi w nie istniejącym już murze. Jednak uporczywe powroty Miłosza do tego tematu prowokują do jego polemicznego podjęcia, tym bardziej, że Miłosz polemizuje także ze mną. Podejmuję ten temat niechętnie; tylko dzieci lubią krzyczeć, że król jest nagi. Ktoś jednak powinien to robić, bo opinia publiczna zgoła nie widzi sprawy jasno.

     Czesław Miłosz w różny sposób usprawiedliwia tamte, powojenne postawy, związane ze współpracą czy „grą” z reżimem komunistycznym. Mnoży ostatnio te wysiłki, choć – zdawałoby się – nic łatwiejszego, jak utrwalenie takiego spojrzenia u czytelników. Chodząc Nowym Światem w Warszawie, testowałem to latami na witrynach księgarskich. Widać tu naocznie, jak dryl PRL-u został zastąpiony wymogami nowej „poprawności”. Niepisane prawo lobby każe wystawiać książki panującego poglądu, zasuwając inne w cień wewnętrznych półek. Stale trwa na tych witrynach fala Miłosza.

Na placówkach dyplomatycznych bywali niekiedy ludzie z kręgu opozycji, do 1947 można było wierzyć w jakiś sukces Mikołajczyka. Przykładem ambasadorowanie w Rzymie do 1947 roku Stanisława Kota. Przedtem był przez rok ambasadorem w ZSSR (1941-1942), jako prawa ręka tam gen. Sikorskiego.
Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 93.

     Opisanie postawy Miłosza nie jest łatwe, zważywszy na bardzo bogatą, czasem wybitną, fascynującą już kilka pokoleń czytelników twórczość i ciągłe do niej – pamiętnikarskie i publicystyczne – autokomentarze pisarza. Postawa jego przechodziła przy tym różne ewolucje. Trwałym akcentem były zawsze komentarze do dziejącej się historii Polski. W tym sensie odszukiwanie tego elementu w biografii i dziełach Miłosza jest jak najbardziej uzasadnione samą intencją twórczą poety. Na początku lat trzydziestych w Wilnie młody pisarz związał się z rodzącą się grupą „Żagary”. Publikował Miłosz na przykład zdania-manifesty:
     celem powinno być urobienie takiego typu człowieka, jaki ze względów społecznych jest w najbliższej przyszłości potrzebny. A więc artysta kieruje hodowlą ludzi.9

     Młode środowisko wileńskie grupowało także późniejszych twórców o sympatiach prokomunistycznych, związanych z pismami „Poprostu” i „Karta”. Wcześniej były wypowiedzi Miłosza w wileńskich „Pionach”:

     Młode Wilno stawia sobie za zadanie walkę z regionalizmem. [...] Jest pod bokiem najciekawszy kraj świata ZSRR.10

     Wileński student nie lubił także „Wiadomości Literackich”:

     semicka melancholia i pakuły humanitaryzmu [...] taką właśnie «nową moralność» proponuje obóz żydowskiego mieszczaństwa w osobach współpracowników „Wiadomości Literackich”.11 
     Faktem jest, że bardzo krytycznie oceni Miłosz tę swoją młodzieńczą publicystykę.12 Ale nie – odczuwaną już wtedy i później swoją ocenę II Rzeczypospolitej.13 Można powiedzieć, że pierwszy zbiór Miłosza, Poemat o czasie zastygłym (1933), był rozłamany między tę wczesną społeczną publicystykę, a zapowiedź następnego tomu poety Trzy zimy (1936). W Trzech zimach jak w nurcie głębokiej rzeki pod wizyjno symbolicznym obrazowaniem pojawiało się prawdziwe dno. To zapewne najczystszy poetycko zbiór wierszy Miłosza. Trzy zimy były jakby wolne od naskórkowych niechęci politycznych i powierzchownych społecznych diagnoz poety, które relacjonował już po wojnie, a które w poezji Trzech zim umiał przedestylować w czysty poetycki katastrofizm lub wręcz o nich nie pamiętać.  

9 Czesław Miłosz: Bulion z gwoździ. „Żagary” 1931, nr 5.
10 Czesław Miłosz: Sens regionalizmu. „Piony” 1932, nr 2.
11 Czesław Miłosz: Dwa fałsze et Co. „Piony” 1932, nr 3.
12 „Pisałem idiotyczne artykuły [...] żdanowszczyzna”. [w:] Wstawać rano, pisać, a potem na jagody... Z Czesławem Miłoszem rozmawia Adam Michnik, „Gazeta Wyborcza” 1991, nr 132 (8-9 czerwca).
13 Krytyczne wspomnienie o lewicowej działalności Miłosza w radiu wileńskim i różnych szczegółach jego biografii przedwojennej i okupacyjnej zamieścił Wiktor Trościanko w szkicu Obóz Laureata, w „Myśli Polskiej”, Londyn 1981 (1-15 listopada). Przypomina tuż przedwojenne spotkanie z Miłoszem i jego „obelżywe epitety pod adresem «narodu polskiego»”.
       Z powojennej perspektywy wyrażał Miłosz niechętne czy wręcz nienawistne oceny ogólne tamtego polskiego państwa: ideologia prawicy, szowinizm narodowy, rasizm. Takie zjawiska istniały w dwudziestoleciu międzywojennym, jednak pod piórem Miłosza urastają do zasadniczej dominanty życia, uzasadniając jego niechęć do II Rzeczypospolitej jako całości. Przypominają określenia komunistycznej publicystyki. Podobne ujęcia pojawiają się w Zniewolonym umyśle (na przykład pejzaż społeczny w szkicu o Gammie). Użyte w sensie globalnym wydają się tutaj nadużyciem, biorąc pod uwagę także intencję zabarwienia emocjonalnego. Zapamiętałem rozmowę ze Zbigniewem Herbertem na wiosnę 1989 roku, w Paryżu. Opowiadał o różnicy zdań z Miłoszem, charakterystycznie – i z właściwą mu sztuką naśladowania ludzi – przytaczając poszczególne zdania. Cytuję z pamięci: „Miłosz mówił mi, że takie śmiesznie strojne były te mundury oficerskie w dwudziestoleciu” – „A ja go pytam: które, polowe?”.

     W okresie wojny – jak sam to określa – Miłosz zrywa z mentalnością ludzi „emigracji londyńskiej”, co oznaczało także zerwanie z ideami polskiego Państwa Podziemnego, a więc z tym, co stanowiło przedłużenie niepodległej II Rzeczypospolitej:
     akt politycznego wyboru [...] wyraźnie zwracał się przeciw polskiej prawowierności. Było to radosne wyzwolenie z przymusów obowiązku. [...] W tę samą linię wpisywały się późniejsze Traktat moralny i Traktat poetycki. Tym samym moje przyłączenie się do polskiej emigracji w Londynie, czyli do ludzi o mentalności, którą w sobie przezwyciężyłem, stawało się niemożliwe14.
      Ponieważ legalnie umocowane, Państwo Podziemne istniało, oznacza to w języku zachowań obywatelskich opozycję przeciw niemu. Przy czym, inaczej niż u Józefa Mackiewicza „niewierność” Miłosza wobec emigracji szła w kierunku komunizmu, a nie antykomunizmu.

     Łączy się to swoiście także z określeniem przez poetę, już z odległej perspektywy, jego ideału zachowań okupacyjnych, trudnego do zrealizowania w Polsce. Według Miłosza najlepiej byłoby, gdyby przypominał on życie we Francji pasywnego obywatela Vichy:
      Polska mnie przeraża. Powiedzmy, że przerażała mnie przed wojną, podczas wojny i przeraża całe te dziesięciolecia po wojnie. Jak powinien zachować się schwytany przez nią człowiek (urodzenie się tam czy język) jeśli chce być rozumny, trzeźwy, spokojny, a przy tym uczciwy? Jeżeli uważa te bezustanne ofiary, konspiracje, powstania za zupełny nonsens, po prostu dlatego, że w „normalnych”krajach tego nie ma? I ostatecznie, jeżeli 99% Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest normalne. [...] We Francji podczas II wojny światowej Matisse, Picasso i inni spokojnie sobie malowali na Lazurowym Wybrzeżu15.

14 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 10-11.
15 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 232-233.
      To ostatnie raczej pod warunkiem pochodzenia nie żydowskiego. „Rozumny, trzeźwy” człowiek może więc być konformistą i przystosować się zarówno do zwycięstwa totalitaryzmu komunistycznego jak nazistowskiego? Miłosz nie mówi, jak w takim razie ocenia zaangażowanie w walkę z niemieckim nazizmem André Malraux czy Alberta Camus we Francji? Wspominając okupację tak określa opracowaną przez siebie i wydaną w podziemiu antologię Pieśń niepodległa (1942):
     I nie żadne moje komunizowanie, ale to właśnie, nawroty narodowej ortodoksji, jest plamą, której nie da się wyczyścić. [...] Cisną mnie, żebym pozwolił na druk w Polsce mojej antologii Pieśń niepodległa z 1942 roku. Mówię: nie chcę, to było dawno i nie mam z tym nic wspólnego [...] nie życzę sobie podpisywać się pod Pieśnią niepodległą16.  
      W komentarzach do książki Zaraz po wojnie określi Miłosz na rok 1943 swoje zerwanie z mitologią polskiej zbiorowości, już po wydaniu wspomnianej antologii.17

     Dla jasności powiem, że nie jest moją intencją jakakolwiek przygana poecie, że nie brał osobiście udziału w walce czy konspiracji. Nie ośmielałbym się oceniać tego u kogokolwiek. Także w opisanym przez Wiktora Trościankę przypadku Czesława Miłosza, który na fali uchodźczej z Warszawy znalazł się pod koniec września 1939 w Bukareszcie:
      Większość [z pracowników radia –J.T.] przedostała się do Francji, gdzie rzeczywiście odtworzono mikroskopijne Polskie Radio, inni poszli do wojska. Ale nie Miłosz. On poszedł gdzie indziej. Do ambasady sowieckiej w Bukareszcie. [...] Prosił o powrót do Wilna. I stała się rzecz jedyna w epopei wrześniowej. Miłosz dostał swobodny przejazd do stolicy, podówczas zaprzyjaźnionej ze Stalinem Litwy, do ludzi w konspiracji Państwa Podziemnego.18
     A jak było – według Miłosza – „zaraz po wojnie”?

     Ci, którzy stali się komunistami w 1945 roku, mieli wszelkie logiczne argumenty za sobą. A co do młodych literatów, to nawet ich inna opcja była mało prawdopodobna. Kraj był włączony w nowe imperium na stałe: wystarczyło spojrzeć na mapę. Kto więc mógł się opierać? Nie rozumiejący, stawiający na nową wojnę, na cud itd.19

     Uderza tu niechęć do rozróżnień: brak oporu nie jest tym samym, co zgoda na stanie się komunistą.  

16 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 214, 216.
17 „Ogromny wpływ Krońskiego doprowadził do mego «przełomu» w 1943 roku [...] Polska dwudziestolecia skończyła się nieodwołalnie”. Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 230.
18 W. Trościanko: Obóz laureata, op. cit.
19 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 12.
      W roku 1945 polscy komuniści mieli rację: Polska mogła istnieć albo w kształcie nadanym jej i gwarantowanym przez Związek Sowiecki, albo przestać istnieć.20
     Rosja dyktowała warunki, ale o tym, że Polska nie przestała istnieć, zadecydował jej opór – i przeciw Niemcom i przeciw Rosji. Dlaczego Miłosz tak tego nie widzi? Według Miłosza, nawet gdyby nie było Jałty, zasada sprawiedliwości musiałaby oznaczać słuszną utratę polskich Kresów (potwierdził to przyjmując honorowe obywatelstwo litewskie w Wilnie):
      Dla Polski nie ma miejsca na ziemi. [...] Również zasada samostanowienia musiałaby podyktować po II wojnie obecną wschodnią granicę w wypadku tak całkowitej przewagi zachodnich aliantów, że nie doszłoby do ugody w Jałcie. Polska oznaczałaby wąski pas wzdłuż Wisły, zbyt gęsto zaludniony, aby dawało to jakieś szanse. Żaden rząd zachodni nie wpadłby na taki pomysł jak Stalin, żeby wysiedlić miliony Niemców z ich wielowiekowych siedzib i oddać ten obszar Polakom. Tym samym rzec można, że Polska istnieje z woli i łaski Stalina .21
      Język zaborowy: z łaski cara. Więc Stalin nie tylko nie zabrał nic Polsce, łamiąc raz po razie zasady Europy wersalskiej, ale jeszcze podarował jej w ogóle możliwość bytu historycznego?... Miłosz idzie tu dalej niż powojenni pragmatycy: że coś za coś. Coś za nic...

     Oznacza to także dosyć wyraźnie, że pisarz nie akceptuje walki rządu polskiego od 1939 roku o całość terytorialną Rzeczypospolitej, przeciw dwu sprzymierzonym ludobójczym reżimom, zaś wzmianka o „wąskim pasie wzdłuż Wisły, zbyt gęsto zaludnionym” brzmi ponuro, jeśli pamiętać o masowych przesiedleniach. Co znaczy na tym tle określenie deportacji jako zbrodniczych? Łączy się to wszystko ze zdecydowanie negatywną oceną postaw powojennego powstania narodowego przeciw narzuconej władzy sowieckiej i akceptacji reżimu przez pisarzy:
      Pewnie, że niezrozumiałe dla polskich działaczy antyhitlerowskiego podziemia, którzy po 1945 roku siedzieli w celach więziennych, czekając na wykonanie wyroku strzałem w tył głowy.22
      A ocena reżimu przez resztę społeczeństwa? Jeszcze w 1952 r. Miłosz uważał, w liście do Melchiora Wańkowicza, że obok poczucia niewoli jest: „pełne stopienie z państwem, z aparatem, każdy jest jego częścią, z wyjątkiem chłopów”23. Temu sądowi zaprzeczają tuż powojenne akty oporu zbrojnego, walka zwolenników mikołajczykowskiego PSL-u, ale i strajki, na przykład w Łodzi. Jest w tych sądach Miłosza o „stopieniu się z państwem” jakby chęć utożsamienia się z „lepszą” częścią społeczeństwa, bo do Polski w ogóle Miłosz ma stosunek niechętny, jeszcze w 1989 roku uważał, że Polska jest, według niego, „anima naturaliter endeciana”24. To już u niego jeden z najgorszych epitetów.

20 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 144.
21 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 143.
22 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 52
23 Wańkowicz i Miłosz w świetle korespondencji. Podała do druku Aleksandra Ziółkowska. „Twórczość” 1981, nr 10, s. 107. Miłosz pisze w Roku myśliwego, że niepotrzebnie zgodził się na ogłoszenie tej korespondencji: „argumenty fałszywe, ukrywały moje prawdziwe motywy” (s. 212). Ja jednak te spontaniczne listy traktuję jako część prawdy o Miłoszu, poglądy tam wyrażone powtarzają się później.
24 O komunistycznym maglu i polskiej szkole poezji. Rozmowa z Czesławem Miłoszem. „NaGłos” 1990, nr 1, s. 18.
      Podstawowym argumentem uzasadniającym dla Miłosza służbę dla tuż powojennej Polski komunistycznej jest ówczesna ocena podporządkowania Polski komunizmowi Rosji Sowieckiej, nieograniczonego w czasie, trwałego historycznie. A więc „na zawsze” w ramach Imperium. Pisze Miłosz wielokrotnie, że tylko nowa – nierealna – wojna światowa mogłaby zmienić tę sytuację. Opór i protest polskiego społeczeństwa jawią się Miłoszowi jako wyraz dziewiętnastowiecznej tradycji walk o niepodległość (tę formację nazywa „grottgerowcami”, jeszcze to przypomnę). Ile w tym spojrzeniu jest, mającego podstawy, pesymizmu geopolitycznego – jeśli nie Niemcy to Rosja, a ile lojalizmu zaborowego, zwłaszcza tego z Kongresówki i Ziem Zabranych, nałożonego na Miłoszową niechęć do II Rzeczypospolitej? Powie przecież Miłosz, że niepodległość była prawdopodobnie ludziom zamieszkującym Polskę niepotrzebna:
      Dla wielu, może dla większości, polskie państwo pojawiło się jako anomalia albo wręcz przykra niespodzianka.25 (Rok myśliwego)
      Miłosz mówiąc to wymienia mniejszości, ale dlaczego nie wspomina o wysokiej cenie, jaką Polacy dobrowolnie zapłacili, broniąc tej niepodległości i budując polskie państwo? Bo myśli zapewne o lojalistach, nie niepodległościowcach. Ale także rzeczywistość odzyskanej w dwudziestoleciu niepodległości była dla pisarza przede wszystkim nieporozumieniem. W korespondencji z Wańkowiczem pisał:
      Nienawiść do tego, czym była Polska przed wojną, do wszystkich owoców – strasznych26
      W metaforach o dwudziestoleciu późniejszego Traktatu poetyckiego spojrzy na to łaskawiej, dopuszczając, że „nie daremna była krew ułana” i że Piłsudski „dwadzieścia lat kupił [...] na sobie nosił delię krzywd i win, ażeby miało czas dojrzewać piękno”. Dojdzie tam także do głosu groza nadciągającej utraty niepodległości. Jednak w innych wypowiedziach dominujące okażą się przykre doświadczenia z drugiej połowy dwudziestolecia. Pamięć o tych doświadczeniach prowadziła poetę do negatywnych ocen Państwa Podziemnego, po wojnie do prokomunistycznych postaw, i wciąż rzutuje u niego na wizję polskiej historii. Perspektywa nie została uładzona, jakby chwila wciąż dominowała nad całością. Złudne, choć zrozumiałe, pragnienie ideału przeważa nad szerszymi, niezbywalnymi postawami.

     Dość jasna jest u poety niechęć do Polaków walczących w czasie wojny o niepodległość. A jeśli nie rząd londyński, nie Państwo Podziemne, nie tradycja ludzi niepodległości, z którymi zerwanie od 1943 roku deklaruje Miłosz – to kto? Komuniści?! W świetle tego, co się powiedziało wyżej, tylko oni pozostawali na placu i choć stalinizm reprezentował dla poety złą drogę, innej według niego nigdy już być nie miało. A przecież żarliwość polskiej konspiracji była czuwaniem nad szansą niepodległości, choć ta się nie spełniła. Trzeba jednak wysoko cenić byt narodowy, by mieć nadzieję i posiadać żarliwość. Jej cena jest wewnętrzna.

25 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 256.
26 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 99.
      Wprowadźmy teraz trochę chronologii. Te sądy o Polsce i Polakach powtarza Miłosz po zerwaniu z komunistycznym rządem warszawskim, pojawiają się we wspomnieniach Rodzinnej Europy (1959), jednak najsilniej w publicystyce (bo raczej tak trzeba to nazwać) diariusza Roku myśliwego. To dziennik pisarza od połowy roku 87 do połowy 88. Wiemy, co poprzedziło napisanie tego dziennika w latach osiemdziesiątych. Miłosz odwiedził Polskę solidarnościowego zrywu, odczuwał swoją popularność (przecież już po Noblu), ale – chyba – poglądów na sens tego, co działo się tuż po wojnie, nie zmieniał. A przecież były jakieś powody rewizji starych pojęć. Dostrzegali to nawet nie Polacy. Nie upłynął i miesiąc od nastania w Polsce stanu wojennego, gdy w Paryżu, nocą, przez radio w samochodzie, na bulwarze Saint-Germain, usłyszałem słowa prezydenta Mitteranda: „Il faut sortir de Yalta” („Trzeba odejść od Jałty”).

     Znaczy to wszystko, że sytuacja – przez dziesięciolecia mniej czy bardziej statyczna – gwałtownie się zmieniała. Na nowo zakwestionowano moralne trwanie imperium. Siłą rzeczy dowartościowano starą polską emigrację polityczną po masowym exodusie ludzi Solidarności. Więc miał sens opór tej starej emigracji i jej honor? Czy nie tym właśnie – na przekór – trzeba tłumaczyć nową próbę poety, w obliczu zagrożenia aktualną świadomością – by uparcie potwierdzać logikę tego, co robił zaraz po wojnie? No tak, albo-albo, bo inaczej trzeba by było przyznać się do błędu. Świadomy może bardziej niż jego jednostronni apologeci, że pewne sprawy będą domagać się wyjaśnień, powrócił do sprawy powojennych zaangażowań w Roku myśliwego (1989). Nadal atakuje tu polską emigrację polityczną:
      Otóż w 1945 roku nie było żadnych danych, które by mogły uzasadnić emigrację jako akt polityczny, chyba że ktoś nie chciał rozumować trzeźwo. To dzisiaj rzutuje się późniejsze wypadki wstecz i przyznaje się sens wytrwaniu na pozycjach straconych, przyjmując milcząco dodatkowe założenie o ciągle tej samej walce narodu o niepodległość.27
      Intelektualista, który nie rozumie, że nawet czysta idea może być aktem politycznym? Tak właśnie było w Polsce przez 150 lat z ideą niepodległości.

     Ale argumenty Miłosza były w zasadzie wciąż stare – bo chociaż czuć już było jakieś podziemne historyczne drgania, kto liczył – nawet na pięć przed dwunastą – na rychłe runięcie berlińskiego muru? Rok myśliwego miał zrekapitulować poety czas powojenny, już z charyzmą sukcesu Nobla i afirmacją przez polskie społeczeństwo. Zaczynało chodzić coraz silniej o usprawiedliwienie swego udziału (i pisarzy tamtej epoki) w PRL-u, usprawiedliwienie uwiedzionych przez komunizm. Że tendencja ta utrzymuje się, dowodem jest nowa książka, korespondencji Miłosza z pisarzami, zatytułowana pierwotnym tytułem Popiołu i diamentu Jerzego Andrzejewskiego: Zaraz po wojnie(1998). Skąd jednak znów decyzja, po dalszych dziesięciu latach, powrotu do tych samych argumentów, wspartych tym razem „szerokim frontem” postaw tych pisarzy, którzy w kraju opowiedzieli się „za” komunizmem lub – według terminu Miłosza „manewrowali”? Co zmieniło się od Roku myśliwego do Zaraz po wojnie?

 27 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., 145.
      No cóż – upadło jednak Imperium, a Polska – godnie czy mniej godnie – odzyskała niepodległość. Całe więc solidne podmurowanie gmachu, tłumaczenie wyborów tuż powojennych („na trwałe w Imperium”), także upadło. Wieczne trwanie komunizmu okazało się iluzją jeszcze na oczach niedobitków generacji, która o tę niepodległość w czasie wojny walczyła. A rekwizyty niepodległości i jej ciągłości, przechowywane pieczołowicie w Londynie – godnie czy mniej godnie powróciły do Polski. Można oczywiście nadal twierdzić, że czterdzieści pięć lat to było – „na stałe”. Tak nadal tłumaczy poeta swoje powojenne stanowisko (Zaraz po wojnie). To uzasadnienie zawiera zasadniczy błąd. Nie tylko w samej diagnozie, ale i w tym, co ona za sobą pociągała.

     Może ktoś powiedzieć, że pisząc ten esej korzystam z ułatwienia, bo historia na nowo przetasowała karty. Że w poprzednim rozdaniu argumenty Miłosza były na miejscu. I czy można krytykować uzasadnienia poety z powodu przypadku, że komunizm runął szybciej, niż się spodziewaliśmy? Jednak upadek komunizmu był możliwy także dlatego, że byli ludzie – w krajach komunistycznych, w tym i w Polsce, ale i poza imperium komunistycznym – którzy nie „manewrowali”, lecz od początku prowadzili walkę z komunizmem, często za najwyższą cenę, niezależnie od szans powodzenia tej walki w określonym czasie. I dla których żadna kariera osobista (nawet w imieniu zdrowia literatury swego narodu) nie uzasadniała rezygnacji z tej walki. Można w tym miejscu przypomnieć ten sąd Pawła Jasienicy:
      Z goryczą myślę o historii Czesława Miłosza. Ludzie, którzy już w roku 1945 mieli taką sławę pisarską jak on, mogli swoją postawą wywrzeć wpływ na rzeczywistość. Mogli przynajmniej o ten wpływ walczyć. Czesław Miłosz nie jest wolny od osobistej odpowiedzialności za wytworzenie się stanu rzeczy, który później jego samego skłonił do ucieczki.28
      Warto zwrócić uwagę, że argumentacja Miłosza służy dziś nie tylko usprawiedliwianiu własnej postawy i postawy innych pisarzy zaangażowanych po wojnie w komunizm, ale w jakimś stopniu również postawy polskich komunistów budujących po wojnie polską gubernię sowiecką. Różne wmówienia w imieniu „historii” wraz z antyprawicową fobią utrzymały się zresztą pośród wielu osób odrzucających „nadużycia” komunizmu i ludobójstwo. Wiem coś o tym nawet z okresu nagrań doHańby domowej. Podobne oceny przecinają się w którymś miejscu z sądami polskich neotrockistów spod znaku Adama Michnika, Jacka Kuronia (wyrażającego radość, że Lwów nie jest już polski) i im podobnych, ostrzegających przed „zoologicznym antykomunizmem” (termin Michnika)! To niewątpliwie także argumenty przeciw rozliczeniom i osądom PRL-u. Dlatego niektóre z argumentów Miłosza mają tu, jak już widzieliśmy, posmak „orwellowski”. W jednym ze szkiców Pieska przydrożnego (1996) Miłosz mówi, że w niezłomności, zapewne antykomunistycznej, „pewnego człowieka”, pomagały mu jego „cechy najgorsze”, uważa jednocześnie, że komunizm mógł apelować do „najlepszych cech” (Niezłomność).

 28 Cyt. za: Marek Zieliński; Prawo Archimedesa, „Kultura i Życie” 1990, nr 17 (24 sierpnia), dod. „Życia Warszawy”.
      W podobnych ocenach nie chodzi tylko o okres powojenny w kraju. Jeśli zgodzilibyśmy się z tezami Miłosza, do bezproduktywnego lamusa historii należałoby wrzucić polską niepodległościową emigrację literacką (nie mówiąc o politycznej) w Londynie czy w Ameryce, przyjąć za anachronizm ich służbę wolności i legalności Rzeczypospolitej, uznać za byle jaką (podobno nie uniwersalną!) – poezję piętnującą sowieckie ludobójstwo, zbrodnię Jałty i polskiego państwa komunistycznego. W istocie publicystyka Miłosza pełna jest skierowanych w tamtą stronę przykrych formuł, a w ocenach literackich np. Lechonia i Wierzyńskiego słychać lekceważenie. Wiemy, że ciężko odczuł Miłosz nieufność wobec jego osoby w pierwszym okresie po zerwaniu z PRL-em, wyrażaną przez emigracyjne zbiorowości. Swoistej „mediacji” wobec sytuacji i poglądów Miłosza podjął się w prywatnej wymianie listów z poetą Melchior Wańkowicz. Podzielam jednak wyrażone w tej korespondencji zastrzeżenia Wańkowicza wobec tamtego Miłosza.29 Wańkowicz zwraca uwagę, że w okresie powojennym Miłosza była najpierw praca na placówce dyplomatycznej, to, co określił on w liście do Miłosza jako „podpieranie nazwiskiem literackim niewolnictwa własnego narodu”.30  Na co odpowiadał Miłosz: „Dla mnie wyrzutem sumienia jest to, co zrobiłem zrywając”.31

     Jak wiemy, w 1951 roku Miłosz opuścił stanowisko dyplomatyczne I sekretarza ambasady polskiej w Paryżu (przedtem był dyplomatą w New Yorku i kierował attachatem kulturalnym w Waszyngtonie), określając to „zerwaniem z rządem PRL”. W „Kulturze” paryskiej (nr 5 z 1951), w artykule Nie, określił swój stosunek do Polski komunistycznej:
      W ciągu pięciu lat służyłem lojalnie mojej ludowej ojczyźnie [...] cieszyłem się, iż pół-feudalna struktura Polski została złamana, że robotniczo-chłopska młodzież zapełnia uniwersytety, a polska zmienia się z kraju rolniczego w kraj przemysłowo-rolniczy. [...] Miałem więc powody, aby trzymać się nowej Polski zmierzającej ku socjalizmowi.

29 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 95.
30 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 95.
31 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 100.
  To właściwie jak warszawska „Trybuna Ludu”! W tym samym tekście podkreśla Miłosz swój ironiczny stosunek do emigracji polskiej. I krytyczny stosunek do „szczęścia” Zachodu:
     Czy idiota będzie sadzić róże w swoim ogródku, czy rąbać las w karnych brygadach, jest właściwie wszystko jedno.
     Poszły o to zdanie ostre polemiki (m.in. Sergiusz Piasecki), po latach – jeśli nawet jest tu tylko jakaś nieudolnie wyrażona myśl – wydaje się to co najmniej niesmaczne. Z perspektywy pięćdziesięciu lat pierwsze, nieprzychylne reakcje „Wiadomości” londyńskich na deklarację Miłosza, wyrażoną w Nie – Mieczysława Grydzewskiego i Sergiusza Piaseckiego – wydają się całkowicie uzasadnione.
      Zaprzestał Miłosz praktycznych układów z prokomunistycznym pragmatyzmem dopiero wtedy, gdy na jakiś czas pozbawiono go w kraju paszportu dyplomatycznego, co groziło zatrzaśnięciem klatki. Ale jeszcze jesienią 1949 wykonane zostało wspólne, wymowne zdjęcie: Louis Aragon, Jerzy Putrament, Jules Supervielle (wtedy francuski attaché w Urugwaju) i Miłosz na podeście ambasady polskiej w Paryżu. Zerwał Miłosz na początku 1951 roku, gdy wybitni intelektualiści europejscy (Camus, Malraux, Russell, Orwell) walczyli już z komunizmem. Czy można było nadal naśladować idiotów politycznych, takich jak Neruda czy Aragon, a ustrój groził już końcem oportunistycznej idylli i przypisaniem autoraOcalenia do pobytu w Warszawie? Przypomnę jednak, że już po zerwaniu z posadą dyplomaty, w czasie pobytu we Francji, właśnie w roku wydania Zniewolonego umysłu, umieścił się Miłosz w kręgu komunistycznych protestów przeciw egzekucji Rosenbergów, którzy przekazali Sowietom tajemnicę bomby atomowej. Podpisał ten protest wraz z zaprzyjaźnioną z nim Jeanne Hersch. Niedługo później wystawiono w Warszawie dramatJuliusz i Ethel Leona Kruczkowskiego, tłumaczony – żeby tak powiedzieć – na wszystkie komunistyczne języki świata.
      Pierwszym szerokim określeniem nowej postawy Miłosza był jego Zniewolony umysł, powstający w roku 1951, poświęcony krytyce duchowego zniewolenia przez komunizm i próbie zbadania metod zniewolenia, w tym pisarzy zaangażowanych w establishment komunistyczny. Dla wielu, zwłaszcza na emigracji, typ diagnoz Miłosza wydawał się wtedy niewystarczający lub oparty na niewłaściwych założeniach. Pisał Miłosz swoją książkę już jako apostata, ale zapewne na jego spojrzenie wciąż wpływała dopiero co przerwana gra z systemem. Ponieważ Miłosz nie chciał się oprzeć na „strasznej” Polsce dowojennej, którą właśnie system niszczył, nie przeciwstawia więc niewolącemu systemowi żadnych sił społecznych czy elit mogących potencjalnie z nim walczyć. Przecież o Polsce podziemnej Miłosz sądził, że miała „odebrany rozum” (tak to określi później w Traktacie poetyckim), o ugrupowaniach komunistycznych pisał, że ich „program był lepiej uzasadniony”, to znaczy realistyczny.
     Na tym tle jako reakcja „miękkiej” obrony pozostawał tylko dość bezsilny programZniewolonego umysłu: „zwodzenia”, „ketmana”, czysto wewnętrzny, bo polityczną emigrację uważał Miłosz za absurdalną. Ten sąd o emigracji jest właściwie identyczny z sądem reżimowców. Łączy się to z tymi poglądami poety, które – choć nie wyrażone bezpośrednio w Zniewolonym umyśle – odbudowujemy dziś jako paralelne z innych źródeł. Na przykład w świetle wspomnianej korespondencji poety z Wańkowiczem można stwierdzić, jak wiele racji w tym okresie zostawiał Miłosz po komunistycznej stronie:
     Bo w Polsce rozróżnienie na komunistów i nie komunistów traci sens [...] Na kontynencie europejskim jednak traktuje się komunizm poważnie, nie w kategoriach szpiegów i agentów, jak Polacy to robią. Bo komuniści we Francji mają najwybitniejsze umysły [...] wśród studentów Sorbony jak kto nie jest komunistą, to traktuje się go jak biednego matołka32.
     W tym samym liście Miłosz protestuje przeciw lekceważeniu teorii realizmu socjalistycznego „doktryny tak wypracowanej i opartej na szeregu dyscyplin filozoficznych”.33 Choć deklaruje, że doktrynie tej nie chciał się poddać. Jak podsumowanie brzmi sąd: „W istocie tak czystych ludzi jak komuniści polscy nigdzie nie spotkałem”.34 Pod koniec już prawie Zniewolonego umysłu pisze Miłosz o doktrynalnym użądleniu elit sfałszowanym Heglem, czyli diamatem,. Nie pisze jednak w tym kontekście, że temu filozoficznemu pseudo heglowskiemu „użądleniu” towarzyszył brutalny terror światopoglądowy i cenzura, w obliczu czego masowe wydania Stalina i podręczników marksizmu były elementem najłagodniejszym.
     Choć oddana w lapidarnych skrótach, rzeczywistość konkretnej historycznej przemocy i terroru komunizmu została ukazana w książce Miłosza. Ukazanie ludobójstwa Rosji sowieckiej jest tu jednak na dalszym planie, można zresztą powiedzieć, że inny był zamysł książki. Nie ma więc rozbudowanego obrazu terroru i politycznej przemocy, człowieka uciśnionego, jak u Gustawa Herlinga Grudzińskiego, w wydanym w tym samym czasieInnym świecie, czy powstałym później dziele Aleksandra Sołżenicyna. Zniewolony umysł na pewno jednak uderzył silnie w komunizm. Nie znaczy to, że nie ma tu ograniczeń analizy, które do dzisiaj odnajdujemy u Miłosza.
     Główny ciężar książki polegał (zgodnie z tytułem) na próbie odsłonięcia mechanizmu i wyników zniewolenia psychicznego. Społeczeństwo – zmuszone do oficjalnego wyznawania Nowej Wiary – może tu realizować, choćby w pewnym stopniu, własne, skryte cele tylko w sposób zamaskowany. Uprawianie takiej gry, różne maski takich zabiegów, w zależności od zamierzonego celu, za mitami wschodu, relacjonowanymi przez Gobineau, nazwał Miłosz „ketmanem”. Ani definicja, ani wykład Miłosza nie są tutaj spójne i jasne, uderza jednak przede wszystkim, że rzeczywistość została zastąpiona modelem, gdzie konkretny kraj nabiera cech przypominających model Orwella. Ani jednego nazwiska prócz „ksywek” kolegów pisarzy! Opisując powszechność „ketmana” uczynił Miłosz normą to, co nią wcale jeszcze nie było, trwało przecież wciąż odrzucanie gry pozorów, nawet za cenę kar reżimu i dyskomfortu życia. Rzeczywistość polska jawi się tu jako doskonale kolaborancka, choć uprawia się „ketmana”. Wygląda na to, że własny model czy podobnych mu „reżimowców” podniósł tu Miłosz do zasady naczelnej. Całe burzliwe pięć czy sześć lat powojennych, przebiegające w fazach ostrej walki niepodległościowców i demokratów z reżimem, posługującym się cenzurą, terrorem i mordem, zostało przez Miłosza całkowicie zakamuflowane pod opisem maski „ketmana”.  

32 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 105.
33 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 106.
34 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 109.
     Osią książki są przykłady zniewolenia ideologicznego kilku pisarzy. Miłosz nie krępował się ukazywaniem wstydliwych często szczegółów biografii kolegów, w gatunku vie romancée. W zależności od charakteru różne są powody współpracy z reżimem. Gałczyński był pijakiem potrzebującym pieniędzy, Putrament od młodości grafomanem z kompleksem mniejszości, Andrzejewski mitomanem, Borowski zwariowanym moralistą, nadużywającym wniosków z marksizmu („Miał te sympatie, bo marksizm traktuje człowieka trzeźwo”.35). Pośród sylwetek reprezentujących zniewolenie umysłu lub grę z komunizmem brak tu zresztą meandrów i szczegółów postaw samego autora książki. Mimochodem zresztą odsłaniał Miłosz, że z ludźmi tymi, często przyjaciółmi i kolegami po piórze, uprawiał podwójną towarzyską i polityczną grę. Autor nie usiłuje nas przekonać, że ci pisarze, wszyscy razem, popełniają także jakąś istotną zdradę na tle swego społeczeństwa. Aby ten opis był prawdziwszy, musiałby to być także opis doświadczeń walczącej o niepodległość polskiej zbiorowości, od której Miłosz tak ostro się odcinał. A może też w okresie tuż powojennym, wraz z pożądanym luksusem oddalenia od kraju autor otrzymywał także luksus niepełnej wiedzy o dziejących się tam potwornościach?
     Wygląda bowiem tak jakby Sowieckie Imperium położyło łapę na jakimś tam kraju bez wyraźnej kultury i tradycji. Obraz dowojennej Polski w Zniewolonym umyśle jest na miarę cząstkowych i stronniczych doświadczeń. Obraz powojenny – wyzbyty konkretnych cech brutalnego terroru i zakazu wolności słowa. Przykłady doświadczeń „umysłu zniewolonego” nie służyły przedstawieniu Polski jako kraju, którego ciągłość i tradycja były niszczone przez komunizm. Nie ma też obrazu polskiego Państwa Podziemnego, ludzi, co wierni postawie zachodniej koalicji i rządu emigracyjnego, ale i zachodniej kulturze, walczyli w czasie wojny z nazizmem i komunizmem. W sumie, gdy przeglądamy przedstawione historie pisarzy, nie dostrzegamy jakiegoś ich moralnego sprzeniewierzenia się, brak bowiem zdradzanej tradycji, od której Miłosz się odżegnywał. Przy charakterystyce portretów literackich ze Zniewolonego umysłu pomniejsza to wagę historycznego kontekstu i bardziej uwiarygodnia elementy decydujące o „grze” z komunizmem. W tym sensie myśli Miłosza na ten temat, wyrażone po latach w Roku myśliwego czy w rozmowie z krakowskimi poetami w roku 1989, nie są u tego pisarza niczym nowym. Mimo krytyki systemu komunistycznego, Zniewolony umysł, w Polsce po roku 1953, mógł być nieźle przyjęty nawet wśród zarażonych jeszcze, ale „zwolenników komunizmu z ludzką twarzą”, tych, co tworzyli kulturowy establishment komunistyczny. 

35 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s.125.
     Wszystko to wytwarza iluzję, jakby zniewolenie było wprowadzane „miękko” pod względem moralnym, wystarczą tak banalne wady jak pijaństwo, kompleks mniejszości, mitomania czy nadwrażliwy moralizm, aby dać się zniewolić. Zresztą także po latach Miłosz wręcz lekceważy etyczną stronę ugięcia się przed terrorem indoktrynacji, a więc i zgodę na niszczenie innego niż komunistyczne słowa. Ci sami pisarze w wielogłosowym społeczeństwie nie staliby się przecież preferowanymi (także zarobkowo) prorokami. Nie każdy pisarz i intelektualista pragnie skorzystać z takiej sytuacji wyjątkowej. Tę okoliczność Miłosz pomniejsza, na rzecz innego sądu, po latach wyrażonego skrótowo:
     nie zdajecie sobie sprawy, jaką siłę miał stalinizm. Intelektualną. Fantastyczną. [...] Zmiażdżenie intelektualne [Polski – J.T.] –bo nie było żadnej intelektualnej przeciwwagi, żadnej obrony...36
     Czyżby polskie elity intelektualne, które przeżyły wojnę, były tylko zbiorowiskiem zacofanych lub miałkich umysłów? Dramatyzm zniewolenia został pomniejszony także dlatego, że nie zostało ukazane bogactwo niszczonej teraz polskiej kultury. A teza komunistów była właśnie taka: że uprzednia historia Polski była do skreślenia, wszystko powinno zacząć się od nowa. Nigdy też Miłosz nie rozwijał przykładów postawy niepokornej w Polsce.
     Spójrzmy pod tym kątem na niektóre argumenty, uzasadniające wybór „zniewolenia” przez Jerzego Andrzejewskiego (Alfę):
     Powstanie Warszawskie rozpoczęte na rozkaz rządu emigracyjnego w Londynie, wybuchło, jak wiadomo, w chwili, gdy Armia Czerwona zbliżała się do stolicy, a cofające się wojska niemieckie toczyły walki na przedpolach miasta. [...] Nie widać żadnych logicznych powodów, dla których Rosjanie mieliby udzielić pomocy Warszawie. [...] Na przeszkodzie obaleniu w Polsce kapitalizmu stało Ťpaństwo podziemneť [...] Za udzieleniem pomocy mogłaby więc przemawiać tylko litość dla ginącej milionowej ludności miasta. Litość jest jednak uczuciem zbędnym tam, gdzie przemawia Historia. [...] Alfa chodząc tak ze mną po ruinach Warszawy, czuł – jak wszyscy co ocaleli –gniew. [...] Alfa nie obwiniał Rosjan. Nie zdałoby się to na nic. Komunizm walczył z faszyzmem, a między dwie moce dostali się Polacy ze swoją etyką, nie opartą na niczym oprócz wierności. Józef Conrad, ten niepoprawny polski szlachcic! A przecie w XX wieku, jak to wskazywał przykład tego miasta, nie było już miejsca na imperatyw ojczyzny i honoru, nie wsparty żadnym celem.37
     Nie potępia się bezpośrednio komunistycznej logiki myślenia. Miłosz używa tu „mowy pozornie zależnej”, to znaczy jakby oddając tok myśli Alfy, ale w gruncie rzeczy – poprzez niego – przekazuje wiele ze swoich myśli, powtórzonych przecież w Roku myśliwego i Zaraz po wojnie.38 Jednocześnie użyto tu „wielogłosowości” sądów. Zarzutowi, że widzi Powstanie poprzez myśli Alfy, może przeciwstawić Miłosz relację o Powstaniu i terrorze, o wiele bardziej bezpośrednią, w szkicu o Gammie (Jerzym Putramencie). Jeśli jednak Miłosz nie ma tu złudzeń co do Rosjan (Olbrzym czeka aż drugi Olbrzym zgniecie muchę) nie kryje pogardy dla zdolności rozumowania „muchy”. Mieszanie mowy pozornie zależnej, czasem jakby dodatkowo dwuznacznej, bo z piętnem ironii – i dyskursu obiektywnego, przyczynia się tutaj, do osłabienia krytyki pojęć komunistycznych. Niewiele osób z polskiej sceny literackiej zwracało na to uwagę. Przy wszystkich możliwych ograniczeniach rozumiała to od razu emigracja londyńska. Nie przejmował się tym zbytnio otwierający swój parasol nad Miłoszem Jerzy Giedroyc, który metodą konia trojańskiego pragnął oddziaływać i opierać się na indoktrynowanych, a w mniejszej mierze na niepodległościowcach. Nie wszyscy się z tym godzili już w tamtym wczesnym okresie, przykładów dostarczają sprzeciwy Andrzeja Bobkowskiego, widoczne w listach do Jerzego Giedroycia.  

36 O komunistycznym maglu..., op. cit., s. 19.
37 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s. 102.
38 Zjawisko mowy „pozornie zależnej”analizował w XIX w. szwajcarski językoznawca Ch. Bally. Miłosz utyskuje w Roku myśliwego, że jego oratio obliqua ze Zniewolonego umysłuodczytywano jako oratio recta, trzeciej ewentualności tu wysuniętej – a wiele za nią przemawia –nie uwzględnia.
     Jest wiele zdań u Miłosza usprawiedliwiających przyłączanie się do zwycięzców, czego nie nazywa oportunizmem. Druga Rzeczpospolita przegrała, można więc mówić o tym z ironią, a nawet moralnym oburzeniem. Brak nawet próby rozróżnienia: w czym przegrała, bo chyba nie we wszystkim? Skąd ten styl cynicznego pragmatyzmu, ujmującego historię jakby w ramach jakiejś teorii gier (słowo „przegrali” starcza u Miłosza za uzasadnienie niechęci: „groza wobec tego, co w Polsce się działo, razem z niechęcią do przegrywających”39)? O swej sytuacji w latach trzydziestych, pisze Miłosz:
     Odrzucając światło ze wschodu miałem rację, ale komuniści mieli inną: dzięki Armii Czerwonej dane im było wkrótce zdobyć władzę i ja musiałem im wtedy służyć.40
     W cytowanym już wywiadzie „krakowskim” nazwie tę służbę „manewrowaniem”...
     Komunistyczny reżim w Zniewolonym umyśle to przede wszystkim intelektualne zniewolenie artysty, brak ściślejszego określenia, przeciw komu ten artysta był wykorzystywany. A przywileje? Nie były to tylko wspomniane przez Miłosza wille, ale także literacki status uprzywilejowania. Nie ma w tej książce bliższego samookreślenia autora. Ale krytyka dzieł „zniewolonych” pisarzy także nasuwa pewne uwagi. Miłosz, krytykując Alfę chwali mimo wszystko jego Popiół i diament: „Powieść, którą napisał, była dziełem dojrzałego talentu i zrobiła na jego czytelnikach wielkie wrażenie”. Ironia czy nie? Jednocześnie: „Alfa mając w sobie litość, napisał powieść tragiczną”.41 Znamy niechętny stosunek Miłosza do polskiej konspiracji, nie zaskakuje więc brak zdecydowanej krytyki fałszu historycznego w Popiele i diamencie (tak, przyznaje Miłosz, że sekretarz partii, Szczuka, nie jest typowy na tle fanatyzmu innych partyjnych). Ale mimo wszystko eufemistycznie brzmi zarzut, że powieść „nie przedstawia wielostronnej kanwy wydarzeń”, wobec czego „zmieniała się motywacja czynów”.42 Zaskakuje ta stroniczka Zniewolonego umysłu, poświęcona ewentualnej genezie powieści, gdy Miłosz przypomina, jak to w Krakowie oglądał wraz z Andrzejewskim młodych akowców za kratami więzienia:
     Gdyby do Polski powrócił emigracyjny rząd z Londynu [...] byliby honorowani i fetowani jako bohaterowie [...] Przykład ironicznych dowcipów Historii.43 

39 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s.238.
40 Czesław Miłosz: Marksizm [w:] Rodzinna Europa. Paryż 1959. Instytut Literacki, s. 102.
41 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s. 106.
42 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s. 107.
43 Cz. Miłosz: Zniewolony umysł, op. cit., s. 104.
     Czy Czesław Miłosz ma zawsze wyczucie stylu i czy sytuację akowców więzionych przez hitlerowców też określiłby jako „dowcip Historii”?
     Począwszy od tomu Rok myśliwego (1990) po wydany niedawno, komentowany przez autora, tom jego korespondencji powojennej z pisarzami, Zaraz po wojnie (1998) – obserwujemy, że ta chęć usprawiedliwienia pisarzy-uczestników PRL-u rośnie. Czyli że poeta odchodzi nawet od pewnych założeń Zniewolonego umysłu. W Traktacie poetyckim(1956) charakteryzując poetów Miłosz unikał raczej kategorii zniewolenia. Tak na przykład określał Iwaszkiewicza: „mówca późniejszy tudzież obywatel pod naciskami twardej konieczności”. Podobnie jak nieraz w Zniewolonym umyśle ironia gra tutaj podwójną rolę: afirmacji i negacji. W Roku Myśliwego Miłosz mówi, że Iwaszkiewicz w odruchu gospodarskim ratował substancję. Kazimierz Wyka jest wcieleniem użycia „ketmana”: jako „zmuszony do udawania marksisty”44. Skutki tego udawania były fatalne, i dla udającego, i dla innych, mówię to z doświadczenia. A przecież w Traktacie moralnym(1947) krytykował Miłosz: „poczucie, że te moje czyny spełniam nie ja, ale ktoś inny”. Wreszcie, w Traktacie poetyckim Miłosz nie wytknął polskim komunistom bolszewickiej proweniencji, lecz skojarzył ich, zgodnie z własną niechęcią, z polską prawicą: „jest ONR-u spadkobiercą partia”45. Nie broniąc ONR-u warto pamiętać, że oenerowcy nie mieli okazji popełnienia zbrodni na swym narodzie i że byli zdecydowanie antybolszewiccy i antysowieccy. Tak więc, ta cytowana formuła Miłosza, nie odpowiada prawdzie. Mniejsza o ONR, sfałszowaniu ulega geneza PPR i PRL.

44 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie. op. cit., s. 93.
45 Rozumiem, że Miłosz myślał tu raczej o Bolesławie Piaseckim i jego Falandze, o późniejszym PAX-ie. Ale to nie Piasecki dyktował warunki, to jemu dyktowali Sierow i Bristigerowa.
     W Roku myśliwego Miłosz nie godzi się, że istnieje skaza moralna powojennych zaangażowań. Krytykuje więc między innymi wprowadzone przeze mnie w roku 1986 pojęcie „hańby domowej”:
     Była to groza nagle uzyskanej świadomości, że następuje światowe zwycięstwo komunizmu i że marzenia o niepodległej Polsce trzeba złożyć do muzeum. I z tego powodu, pamiętając, patrzę na szlachetne wypowiedzi w książce Trznadla Hańba domowa z niedowierzaniem. Pewnie, jeżeli się robi powrót do Polski-męczennicy, tej samej sto lat temu i dwieście lat temu, ten podział: tu czystość, a tu hańba, jest uzasadniony. [...] Trzeba by dowieść, że okres stalinowski stanowił tylko odchylenie...46
     Temu przekonaniu daje też Miłosz wyraz w swojej ostatniej książce Zaraz po wojnie:
     Nigdy później nie przyłączyłem się do oskarżycieli obejmujących mianem „hańby domowej”zachowanie się polskich intelektualistów jako grupy47.  
     W innym miejscu:
     Czy oni nie przesadzają dzisiaj, krzycząc o niemoralności tych, co wtedy poszli komunizmowi służyć? I wydziwiając na ich zaślepienie, bo tam miliony było gnojonych na śmierć w gułagach...48.
     A jak określić inaczej, niż tytułem mojej książki, to ostatnie zdanie?

Zaczął też Miłosz oddalać się od swojego pojęcia „ketmana” ze Zniewolonego umysłu. Jeśli pierwotnie ukazywał zachowanie intelektualistów jako maskę przystosowania się, próbę zmylenie obowiązujących poglądów przy próbie zachowania czy przemycania innej, ukrytej wiedzy – obecnie wprowadza znacznie pojemniejsze, ale i więcej usprawiedliwiające pojęcie „szukania miejsca w nowym układzie”. Wadą obu tych ujęć jest pominięcie faktu, że poddający się „ketmanowi” czy szukający miejsca w nowym układzie uwiarygodniał rzeczy straszne lub niegodne. Decyzja wmontowania się w układ komunistyczny była ściśle połączona, jak już mówiłem, z oceną sytuacji:
     Kto nie wierzył w trzecią wojnę światową, musiał uznać podział Europy za stan trwały i starać się dostosować do istniejących warunków.49
     Taki sąd pamiętamy również z Roku myśliwego. Wszystko zależy od tego, co nazwiemy dostosowaniem – tylko bierną akceptację czy historyczny oportunizm. Nie wszyscy się nań godzili.

46 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 47.
47 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 369. To stwierdzenie, widać ważne dla pisarza, zostało „wybite”jako nadtytuł wywiadu: Zaraz po wojnie. [z Cz. Miłoszem] Rozmawiała Joanna Gromek. "Rzeczpospolita 1998, nr 214, dod. "Plus-Minus" nr 37 (12-13 września).
48 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 51.
49 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 6.
     W związku z tą formułą, warto tu wspomnieć, pośród wyjątkowo rzadkich krytyk postawy Miłosza z Roku myśliwego, materiały zamieszczone w „Młodej Polsce” pod redakcją Wiesława Walendziaka, a wśród nich dedykowany Miłoszowi i stylizowany naTraktat moralny fragment poematu Stanisława Szareckiego Traktat o niczym, poświęcony między innymi pytaniu „jak żyć pomiędzy powstaniami [...] doczekać godnie pory świtu”: 
kto na pochyłą wstąpił równię
zwykle zatrzymać się nie umie,
i jak puszczona kula śniegu
rośnie, wciąż przyspieszając biegu,
tak on staczając się obrasta
gęstym i miękkim puchem kłamstwa.
tłumaczeń znajdzie więc bez liku
pozwalających przy świeczniku
jak ćma kołować, chociaż skrzydła
czasem okopci nie ostygła
świeca, która się tli pomału
z winy upartych radykałów,
pragnących dni niewoli przeżyć
jak postulował to mackiewicz,
i skandujących bez wytchnienia:
„mówienie zdradą jest milczenia!”50
      To, co wyżej nazwałem „historycznym oportunizmem” łączyło się także, według Miłosza, z koniecznością wykonywania zawodu pisarza:
     Myślę, że trzeba rozpatrzyć sprawę nie tylko na poziomie politycznym, także moralnym, a ponieważ poezja była dla mnie ważna, również zawodowym. [...] Najbardziej jednak dla mnie istotny był poziom zawodowy, czyli wierność memu poetyckiemu rzemiosłu. W sposób empiryczny przekonałem się, że cnota i poezja nie lubią chodzić w parze, a nawet często są nie do pogodzenia.51
     Powołuje się tutaj Miłosz na zużyte formy poetyckie szlachetnego ojczyźnianego myślenia w czasie wojny. To niewątpliwie swoista mistyfikacja: nikt przecież nikogo nie zmuszał do używania zużytych modeli poetyckich, a nawet do uprawiania poezji patriotycznej. Mając czternaście lat, ale tylko dlatego, nie miałem oczywiście wyboru poetyki, gdy pisałem wiersz o Powstaniu Warszawskim. W stosunku do okresu powojennego Miłosz podaje, jako usprawiedliwienie pisarzy związanych z PRL-em: „ogrom pracy dokonanej przez literatów prowadzących taką grę, przede wszystkim znakomitych tłumaczy światowej klasyki”52. Czyżby nie pamiętał, że w Związku Sowieckim, gdzie unicestwiono moralnie i fizycznie najlepszych pisarzy, też przekładano światową klasykę? Pamiętamy dobrze, że na usprawiedliwiającą potrzebę „spełniania zawodu” powoływali się różni pisarze współpracujący z reżimem PRL.

50 „Młoda Polska”, Gdańsk 1990, nr 45 (17 listopada). Na kolumnie poświęconej Miłoszowi znalazł się także esej Jarosława Zalesińskiego: Autoportret Miłosza.
51 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s.5, 9.
52 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 369.
     Myśl Miłosza wikła się tu cynicznie w sprzecznościach, stanowiących zresztą charakterystyczną cechę jego poglądów i wyznań na ten temat. W końcu nic bardziej sprzecznego z wolnością poety niż wyznanie, że rozwój poezji potrzebuje w jakiejś mierze sprzężenia z jakimkolwiek reżimem. Były to przecież prawdy różnych poziomów: czyżby pisanie poezji uniwersalnej było niemożliwe przy uznaniu Państwa Podziemnego, a możliwe przy akceptacji reżimu lubelskiego? Wyrzuty sumienia, o których Miłosz często pisze, że nie mógł pisać z Polską nieszczęśliwą i przegraną, wydają się bytami urojonymi. Z niespełnienia takiego urojonego, a nawet społecznie narzucanego przymusu nie musiałby się Miłosz rozliczać. Ani Król Duch nie był pisany dla przegranej szlachty, ani QuidamNorwida nie usprawiedliwiał Powstania Styczniowego. Zresztą Norwid nie wybierał „Priwislinskowo Kraja”. Zresztą wbrew temu, co Miłosz określa jako kierunek swej poetyckiej ucieczki, on sam nie odszedł od modelu poezji historyczno agitacyjnej.
     Na tym tle zaskakuje jednak, że swoje układy z komunizmem, „ochronę swego zawodu”, uzasadnia Miłosz – tu wracamy do początku tych rozważań – „troską o zdrowie polskiej poezji w perspektywie nie lat, ale stuleci”. Mniejsza już o ukryte autopochlebstwo, rodem niewątpliwie ze zwalczanego romantyzmu:
     Potrzeba wiary w ważność własnej osoby [...] przesądziła o moim trzymaniu się rządu warszawskiego i o mojej pierwszej Ameryce!53
     Takie przekonanie nie było zapewne odosobnione wśród reżimowych pisarzy? Ale właśnie to: czy i jak dzieło poetyckie Miłosza przyczyniło się do zdrowia poezji polskiej – pozostaje pytaniem otwartym... Wiemy, że chodziło poecie o kanon estetyczny odcinający się od poetyk i filozofii romantycznych. A przecież nastawienie na dydaktyzm wywodzący się z Oświecenia, stylizatorstwo i krytyka romantycznej metafizyki, bliskie Miłoszowi, szły po wojnie „oficjalnie” obok teorii realizmu socjalistycznego.
     Łatwy do odkrycia w całym tuż powojennym dziele Miłosza, i w późniejszych reinterpretacjach tego okresu, pragmatyzm łączył się poniekąd z dydaktyką Traktatu moralnego (1948), który powinien obecnie – jak i inne dzieła tego poety – stać się przedmiotem nowej interpretacji i reinterpretacji. Czy i w jakim sensie Miłosz przyjmował, że narzucone przemiany „rewolucji społecznej”, choć okrutne, są nieuniknione? Czyli:
I płyniesz w tym społecznym fakcie,
Jak orzech w Nilu katarakcie.
A z tego wniosek:
A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach. [...]
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne męstwo54 

53 Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 139.
54 Wszystkie cytaty z poezji Miłosza według wydania: Poezje. t. I, II. Paryż 1981. Instytut Literacki.
p>     Owo „łagodzenie”, czy nie jest jednak wątpliwym panaceum, uzasadnieniem „ketmana”, tak jak go definiował Miłosz w Zniewolonym umyśle? Złudzenia Traktatu moralnegopo kilku latach ponawiał Miłosz w korespondencji z Wańkowiczem:
      jak weszła armia rosyjska, to wszystko rozwinęło się tak jak musiało. Ale myśmy to też wiedzieli – tylko próbowaliśmy, żeby się rozwinęło trochę inaczej, licząc że ziarnko piasku jedno z drugim coś znaczy (i znaczyło).55
     Czy naprawdę wiele znaczyły takie, a nie inne, działania pro-reżimowców, to też jest pytanie. W Traktacie moralnym istotny jest apel do umiarkowania, ale czy jednocześnie nie określa się gwałtu jako dziejowej konieczności (lawina, spadek wody)? Ta niejasność nie jest, jak się zdaje, przypadkowa. Tak jakby twórczość tego poety określały dwie sprzeczne tendencje: odczucie realności zniewolenia i zniekształcające to odczucie prokomunistyczne przekonania, wzmocnione tym, co on sam określa jako antyprawicowe fobie. Oba typy myślenia są tu rzutowane na kluczowe sprawy dwudziestowiecznej polskiej historii.
     Zgodnie z zasadą „uzasadnienia ex post” Miłosz postuluje ostatnio w swoich wypowiedziach kryterium oceny pisarza poprzez dzieła, a nie postawę publiczną (biografia):
     Wydaje mi się, że zdrowa jest zasada oceniania pisarza na podstawie jego dzieła, a nie tego, co mówił czy publicznie wygłaszał56.
     Jednak granice nie są tu łatwe do określenia, jeśli nie mamy do czynienia z tak zwaną poezją czystą. Popiół i diament Jerzego Andrzejewskiego albo Major Hubert z Armii Andersa Adolfa Rudnickiego to były jednocześnie dzieła i fałszywe wypowiedzi publiczne. Musimy też, oceniając te tezy Miłosza o „cyrografie z diabłem”(Rok myśliwego), rozstrzygać: czy istnieje łącznik, czy nie, między prawdą i dobrem a pięknem, jak w platońskiej trójcy? Powstają też podobne wątpliwości, gdy oceniać właśnie zapisy poetyckie Miłosza. W Traktacie poetyckim, pisanym już po pozostaniu na emigracji (1956), Miłosz tej jedności platońskich pojęć zdecydowanie się przeciwstawia:
Poezja nie jest kwestią moralności
Jak dowiódł Szenwald, lejtnant Krasnoj Armii.
Kiedy w obozach dalekiej północy
W szkło zastygały trupy stu narodów
On pisał odę do Matki-Syberii.
Jeden z piękniejszych, tak jest, polskich wierszy.

55 Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 106
56 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 121.
     Jeśli jest to tylko kwestia gustu, można by zaliczyć do piękniejszych polskich wierszy tegoż Lucjana Szenwalda Oktawy o piątej kolumnie, haniebną propagandę w sprawie katyńskiej. A także Rzekę Ważyka, Strofy o Stalinie Broniewskiego, List do prezydenta Bieruta Iwaszkiewicza –jeśli będziemy akceptować także te poetyki. Jeśli w stalinowskich utworach byłoby coś pięknego, to przecież nie dlatego, że pisali je staliniści, lecz wbrew temu, bo człowiek może być podzielony. Pamiętamy formułę Krasińskiego: „Przez ciebie płynie strumień piękności, lecz ty nie jesteś pięknością”. Krasiński nie mówi tu o braku spójni między dobrem i pięknem w dziele, lecz jedynie między piszącym i jego dziełem. Ręka pisząca może słuchać innego daimoniona niż ten, co pisze. W zbiorze Zaraz po wojnie Miłosz sądzi jednak inaczej, gdy mówi, jak przytaczam wyżej, o rozdziale cnoty od poezji, potwierdzając swój pogląd z Traktatu poetyckiego. W tej formule czkawka buntu młodopolskiego przeciw filistrowi łączy się z czymś chyba jeszcze mniej przyjemnym, z jakąś formę usprawiedliwienia oportunizmu, czemu jednak poète maudit z końca wieku byłby przeciwny. Biorąc pod uwagę kontekst wypowiedzi, dotyczy to także sprawy służenia komunizmowi.
     Nie jest to formuła przykrego pęknięcia między postawą życiową a twórczością (jak w zdaniu Krasińskiego!), lecz usprawiedliwienie dla wkroczenia zła do twórczości. Więc naprawdę można uznać, że zło moralne może być piękne? Nawet gdy się sławi tyrana? Wiemy, że mimo opisanych wyżej teorii Miłosz takiej poezji nie uprawiał. Zresztą nie ośmielił się Miłosz stworzyć analogii, by usprawiedliwiać prohitlerowską twórczość nazistów. Jednak uzasadnia immoralny estetyzm, celem usprawiedliwienia postawy komunistów i pisarzy powojennych, zaangażowanych w komunizm. Nawet socrealiści nie ośmielali się twierdzić, że niemoralne jest piękne. Teoria Miłosza jest zgoła wyjątkowa, zwłaszcza że dotyczy literatury pisanej przez totalitaryzm. Swoiste rozdwojenie: budowa nad-teorii dla własnych, nie do końca akceptowanych postaw. A przecież wystarczyłoby powiedzieć, że piękno – jeśli tu istnieje – wynika właśnie ze szczątków dobra. Co oznacza to rozchwianie kryteriów? Czy jest szczególnym ubiorem tej zdrady, która dokonała się po wojnie, gdy niektórzy chcieli wygodnie dostosować się do nieludzkiego ustroju, który miał pono trwać wiecznie?
     W czasie wojny, jeszcze w 1942 roku, gdy dokonywała się znana, okupacyjna wymiana listów między Miłoszem a Jerzym Andrzejewskim, kryterium zdawało się bardziej przejrzyste (było to jednak przed zmianą, sygnalizowaną przez pisarza, a spowodowaną wymianą myśli z Tadeuszem Juliuszem Krońskim):
     Warto by było odpowiedzieć, jakimi drogami moi przyjaciele doszli, po wkroczeniu wojsk sowieckich na Wileńszczyznę, do zdrady wobec własnej ojczyzny i honoru... (pierwszy list)
     I pisał tak pomimo określenia swej wileńskiej młodości w Żagarach jako „marzenia o rewolucji”. W tych samych listach pojawia się ostra krytyka: „swastyk, młotów i sierpów”57.
Ale zaraz po wojnie:  
     W Krakowie redaktorem „Dziennika Polskiego”w przedwojennym gmachu Ikaca został mój kolega z Żagarów [Putrament – J.T.], teraz oficer polityczny komunistycznej polskiej armii [...] Za żadne skarby nie wstąpiłbym do PPR, natomiast łączyły mnie z nimi moje antyprawicowe obsesje i fobie, tak że nie musiałem kłamać58.
     Czyli jednak: pod pewnymi względami czuł się z nimi razem! I czy obszar przemilczeń prawdy (bo za całą prawdę szło się wtedy do więzienia, a co najmniej przestawało się być kandydatem na placówkę dyplomatyczną) nie ma nic wspólnego z kłamstwem? Szkalować AK niedługo po wkroczeniu Armii Czerwonej do Krakowa, właśnie w dzienniku Putramenta, to było przyłączenie się do komunistów:
     Typ grottgerowski [eufemizm określający niepodległościowców i AK –J.T.] przy wszystkich swoich zaletach, ma jeden wielki brak: nie umie układać dziejowego równania...59
     Termin „dziejowe równanie”to już była odmiana marksistowskiej nowomowy. Czy gdyby hitleryzm zwyciężył, walka z nim też byłaby brakiem zrozumienia dziejowego równania? W roku 1950, tuż przed „wybraniem wolności”, napisał Miłosz wiersz:
     Który skrzywdziłeś człowieka prostego [...]
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
     Ale człowiek prosty, czy nie mógłby tych słów odwrócić i odnieść do różnych poetów mówiąc: pamiętam, jak krzywdziliście człowieka prostego, uczestnicząc w przyjęciu ustroju i tworząc pozory normalnego życia literatury, ukrywając prawdę o sowieckiej okupacji, gdy w piwnicach rozstrzeliwano ostatnich uczestników polskiego powojennego powstania. Czy więc ówczesne autoperswazje (termin Zdzisława Najdera) nie były (zaostrzając termin) samookłamywaniem się, bo gra na złudzenia była wygodna? Niestety nad ostatnimi książkami Miłosza panuje wybielająca przeszłość autoperswazja. Jak na przykład to zdanie: „Stawiając na Wschód [komunistyczny – J.T.], wybierałem przynajmniej wspólnotę cierpień”60. To samo jednak mogli mówić polscy komuniści, agenci NKWD. Towarzyszyła temu jednoczesna niechęć do polskiej emigracji politycznej, która skazała się na inną wspólnotę cierpienia, demaskującą zniewolenie, choć w oddaleniu od kraju. Zresztą określenie „wspólnota cierpień”, w sytuacji reżimowego dyplomaty komunistycznego w Waszyngtonie, to brzmi nieco dziwnie. 

57 Czesław Miłosz: Legendy nowoczesności. Kraków 1996, Wydawnictwo Literackie, s. 162, 195.
58 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 8.
59 czmi [Czesław Miłosz]: Ludzie łagodni. „Dziennik Polski”, Kraków 1945, nr 24 (27 lutego). Zgodnie ze swym obyczajem Miłosz pobłażliwie traktuje po latach tamto swoje pisanie: „Nie znalazłem w nich [felietonach podpisywanych „czmi”] nic, co mogłoby mnie narazić na zarzut schlebiania nowej władzy, bo są to felietony powściągliwe i trzymające się linii „odbudowy” po wojennych zniszczeniach.”Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 9. Istnieje jednak i trochę inna, wcześniejsza nieco wersja: „W 1945 roku pisałem takie felietoniki w Krakowie, które być może były wynikiem mojej szczerej wściekłości, ale nie przynoszą mi zaszczytu.”[w:] Wstawać rano, pisać, a potem na jagody..., Z Czesławem Miłoszem rozmawia Adam Michnik. „Gazeta Wyborcza”1991, nr 132 (8-9 czerwca).
60 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 12.
     Jak reagował Miłosz, gdy pisał do niego Tadeusz Kroński, że:
     ja czasem celowo daję się ponieść temperamentowi: My sowieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez alienacji. [...] Opozycja ta jest wrogiem prawdy i piękna i musi być zdławiona. Poza tym zdławiony powinien być antyintelektualizm polski, romantyzm, sentymentalizm, ksenofobia, katolicyzm...61.
     Czuje się tu w listach Krońskiego jakieś opory Miłosza –„Czesław odpowie zaraz, że to właśnie «nie wolno»”. Miłosz wspomina, że do Paryża, do Krońskich, Tadeusza i Ireny, pisał o „terrorze i łagrach”62, ale jako rozmówca Kroński pozostawał ważny, a może i jego fobie. Niestety, niewiele jest w Zaraz po wojnie listów Miłosza do Krońskich. Mówiąc nawiasem, zafascynowanie Krońskim, filozofem-kabotynem, uwielbiającym tanią grę, lecz jednocześnie sekciarzem bez głębi, zawsze hipokrytą63, mówi nam coś także o samym Miłoszu. A listy Krońskiego nie wskazują na jakąś gwałtowną polemikę Miłosza z nim. Zresztą już w 1945 Miłosz mówił „wyuczonym”Krońskim:
     Czy nie warto [...] wreszcie przygwoździć tę romantyczną koncepcję życia [...]?64
     Miał więc i sam Miłosz przekonanie, że coś w Polsce, w jej duchowości – jakby za mało było jeszcze dziejącej się sytuacji przemocy –powinno być „przygwożdżone”. Zresztą nie tylko romantyzm, bo istniały szczątki prawicy, a sam Miłosz miał „antyprawicowe fobie i obsesje”. Po wojnie do prawicy chętnie zaliczano formacje przeciwstawiające się nowemu okupantowi. Czy Miłosz sprzeciwiał się „grottgerowskim”resztkom AK walczących z nowym okupantem, b chciał oszczędzić ofiary krwi, czy miał ich sprzeciw za bezsensowny i szkodliwy wobec nieuniknionych przemian dziejowych, „marszu postępu”? Jak to jest w Traktacie poetyckim (zobaczmy więc znów dzieło, nie wypowiedzi), we fragmencie Duch dziejów:
Przechadza się Duch Dziejów, poświstuje. [...]
Pod jego dłonią jedzie na rowerze
Organizator partii wojskowej w Londynie. [...]
W zielonej torbie tajne biuletyny.
Poeta słyszy jego [Ducha Dziejów – J.T.] śmiech
              potężny
Ja im za karę odebrałem rozum.
Nikt nie powstanie przeciw mojej woli. [...]
W zielonej torbie tajne biuletyny.
Propagandowy kruszy się poemat.
Dźwięczy fałszywie, bo jest niżej wiedzy.

61 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 319.
62 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 368.
63 Te cechy Krońskiego ukazuje bez wątpienia, nie mający zresztą takiej intencji, szkic Miłosza Tygrys (Rodzinna Europa, 1959). Jak wynika z różnych relacji Miłosza, grę światopoglądowej hipokryzji uprawiał Kroński już w czasie okupacji w Warszawie, podobnie było po wojnie. To Kroński może był dla Miłosza pierwowzorem sztuki „ketmana”?
64 czmi [Czesław Miłosz]: Seraficzni. „Dziennik Polski”, Kraków 1945, nr 41 (16 marca). 
     Nie jest to może nawrót do władztwa Historii marksizmu, ale niezależnie od tego jak zostało pomyślane określenie Ducha Dziejów w poemacie Miłosza, ojcem jego –z prawego czy nieprawego łoża – jest Hegel. Jak pisze o tym „Duchu” sam poeta: „nosisz rozsądny frak Hegla”, choć w innym miejscu stylizuje go na potwora Apokalipsy. Podnosi to rangę tego Ducha. Sam poeta analizując Traktat poetycki ujmował to tak:
     opieranie się przemianom historycznym, jakie niesie ze sobą czas, w imię niezmiennych przykazań moralnych [...] zasługuje na szacunek. Jednakże tak obwarowanych spotkać może kara: ukazuje im się wcześniej czy później Duch Dziejów [...] biada też tym, co łudzą się, że posłuszni są niezmiennemu wezwaniu, ponieważ czas historyczny wymagający od nas ciągłej odnowy, jest dla nich tylko mgłą i ułudą.65
     Tak czy inaczej tamci, „grottgerowcy”, nie umieli analizować zachodzących procesów Historii. W ten sposób, uruchomiwszy Ducha Dziejów i Apokalipsę Miłosz rozwiązał sprawę oceny AK. Nawet jeśli nie ma w tym sakralności Diamatu, a tylko pragmatyzm, jak bliskie to powojennym poglądom komunistycznym. Rzutowana na czas okupacji diagnoza Traktatu poetyckiego, nawet jako historia przez małe „h”, mówi, że pochodu komunizmu nie dało się zatrzymać, próżno było z nim walczyć. Wszystko było rozegrane. Czyżby? A może opór coś zmieniał w tej historii? Czy tylko pro reżimowcom przysługiwałoby wyróżnienie, że byli kamieniami na drodze lawiny?
     Sądzę, że w Miłoszowej krytyce AK i Powstania Warszawskiego nie chodziło tylko o samą decyzję Powstania. Nie wszyscy członkowie Komendy Głównej opowiadali się za jego wybuchem. Jestem skłonny uważać tę decyzję za tragiczną pomyłkę taktyczną i strategiczną. Było to w istocie powstanie antysowieckie w masce antyhitleryzmu, wyprzedzające powstanie w Budapeszcie o lat dwanaście. Ale postawę Miłosza określa także krytyka tamtej Polski Niepodległej wraz z jej przedłużeniem w czas wojny „przed zniknięciem na zawsze”, co ukazuje sam poeta, pisząc o słynnym Sylwestrze w Goszycach i ostatecznym unicestwieniu „polskiej Nawłoci”66: „tam, nie gdzie indziej, są źródła rozdziału Duch dziejów67 (z Traktatu poetyckiego). „Brak rozumu”Państwa Podziemnego, tak określony w poemacie, oznacza niezrozumienie logiki historycznych procesów, unieważniających „przeszłe” formy polskości. A jeśli nawet chodziłoby o historię przez zupełnie małe „h”, zwykłe, dobre czy złe kalkulacje zdarzeń – co oznaczałoby przyjęcie opcji Miłosza? W skrócie chyba to właśnie: zgodzić się na nieuniknione zalanie Polski przez Armię Czerwoną i narzucony komunizm i zacząć prowadzić miękką grę „łagodzenia okrucieństwa”. Był to pogląd kolaboracyjny a priori, tłumaczony nieuniknionym musem.68Uważam, że dla Państwa Podziemnego i Armii Krajowej sytuacja wykluczała tę możliwość. Subiektywnie i obiektywnie. Więc nawet strategia pozostawienia nienaruszonej armii podziemnej, by wpływać na sytuację w kraju zalanym przez Armię Czerwoną była z góry skazana na niepowodzenie. Na to nie zgodziłby się Stalin. A w momencie gdyby wojska NKWD zaczęły likwidować Delegaturę Rządu i Komendę Główną w nienaruszonej –załóżmy – Warszawie, powstanie musiałoby wybuchnąć. Bo AK w Warszawie nie udałoby się aresztować, tak jak AK wileńskiego. Może zniszczenia byłyby mniejsze. Jednak koncepcja Miłosza była chyba przeciwna nawet konspiracji zbrojnej przed Powstaniem. Wydaje mi się zresztą – a nie jest to pogląd odosobniony – że gdyby zbrojny ruch niepodległościowy w czasie wojny i już po okupowaniu kraju przez Armię Czerwoną nie był tak silny, Polska zostałaby o wiele bardziej zniszczona i wynarodowiona w okresie późniejszym.

65 Cz. Miłosz: Tygrys [w:] Rodzinna Europa, op. cit., s. 241-242.
66 „koniec Nawłoci jako koniec Polski, najniewątpliwiej wtedy, w styczniu 1945 roku, włączonej do Imperium na stałe. Tragedia najbardziej paradoksalne, panska Polsza jako Polska istotna i prawdziwa, a jej zatonięcie jako otwarcie szkoły niewolników”. Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 81.
67 Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 80.
68 „Właściwie, ponieważ przedmiotem sporu [w opowiadaniu Szczepańskiego Koniec legendy] jest ostatnia bitwa Powstania Warszawskiego, chodzi już o zachowanie się w kraju podbitym: albo honor, albo kolaboracja”. Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 81.
     Rozwijając te myśli o walce i oporze poemat Miłosza akcentuje zwłaszcza swój sprzeciw wobec postaw okupacyjnego środowiska poetów „Sztuki i Narodu”(sprzeciw do dziś dla niego aktualny):
Dwudziestoletni poeci Warszawy
Nie chcieli wiedzieć, że Coś w tym stuleciu
Myślom ulega, nie Dawidom z procą.
Byli jak człowiek na szpitalnej sali [...]
I tak tę myśl rozwija:
Kopernik, posąg Niemca czy Polaka?
Składając przed nim kwiaty padł Bojarski.
Czysta, bez celu, winna być ofiara.
Trzebiński, nowy jakiś polski Nietzsche,
Nim umarł, usta miał zagipsowane [...]
Baczyński stuknął czołem o karabin. [...]
Gajcy, Stroiński, byli podniesieni
W czerwone niebo na tarczy eksplozji.
     „Nie chcieli wiedzieć”stwierdza Miłosz, błąd więc i woli, i rozumu. Zła wola, ale i zła świadomość, diagnoza inna od tej z Wesela, gdzie postuluje się i wolę, i działanie („Ino oni nie chcą chcieć”). Oto do czego – według Miłosza – doprowadził kult woli w literaturze! Do zaniku świadomości. Przypomnę epizod okupacyjny, w którym Czesław Miłosz też bierze udział. Jerzy Andrzejewski wspomina, jak odwiedziwszy z Miłoszem w roku 1942 Kazimierza Wykę w Krzeszowicach pod Krakowem, mówili parodie „ironizując ducha wielkich narodowych wieszczów [...] szczególnie Wyspiańskiego”? Potem chodzili po Krakowie „w powodzi czerwonych flag i czarnych swastyk”, a było tak z powodu święta Hitlerjugend, więc żeby na to nie patrzeć, poszli na Skałkę (grób Wyspiańskiego!). Nabrali jednak wszyscy przekonania, „że ucieczka stąd jest konieczna [...] Uciekaliśmy”69. Poeci z Powstania Warszawskiego nie uciekli w porę, bo „nie chcieli wiedzieć”...
     Tragizm przeciąga tu Miłosz na stronę – ironii tragicznej. To jakby po linii stwierdzenia z okupacyjnego wiersza Tadeusza Borowskiego, że „Zostanie po nas złom żelazny / i głuchy, drwiący śmiech pokoleń”. Po wojnie Miłosz dzieło Nietzschego (którego przypisuje za patrona Trzebińskiemu) uważał za źródło nazizmu. W Zaraz po wojnie Miłosz określa Trzebińskiego jako „totalistę”(to określenie jest tu rodzajem eufemizmu wobec słowa faszysta) i przeciwstawia tym właśnie młodym poetom okresu okupacji słowo „demokracja”, tak jakby cały czas był jej depozytariuszem, a nie dyplomatą ludobójczego reżimu: „A to byli ostrzy chłopcy, którzy byli totalistami, powiedzmy sobie szczerze”70. Pisze Miłosz:
     Całe szowinistyczne i rasistowskie hecowanie się tuż przed wybuchem wojny [...] znajdowało dla mnie dalszy ciąg w programowych elukubracjach «Sztuki i Narodu»71.
     I mówi w innym miejscu:
     W czasie wojny ja się stykałem z poetami „Sztuki i Narodu”. Włosy mi stawały na głowie. To było sprzężenie Przybosia z nacjonalizmem polskim, z endecją. Straszne.72
     Czy tylko tak można na to spojrzeć? Właśnie w recenzji z okupacyjnego tomu Tadeusza Borowskiego Gdziekolwiek ziemia pisał Wacław Bojarski:
     Choćby po nas przemaszerował chamski but kata, choćby wgniótł w ziemię nasze ciała [...] to przecież dla przyszłych pokoleń będzie ten nasz krzyk niezaspokojony, nie zadławiony, żarliwy pragnieniem mocnego dobra. I choćby zawieść miało wszystko, to jedno po nas zostanie na pewno. 

69 W książce: J. Conrad: Lord Jim. Posłowiem opatrzył j. Andrzejewski. Warszawa 1956, s. 470-471.
70 Zaraz po wojnie. [z Cz. Miłoszem] Rozmawiała Joanna Gromek. „Rzeczpospolita”1998, nr 214, dod. „Plus-Minus”nr 37 (12-13 września). W krótkim szkicu Andrzej Trzebiński, ogłoszonym w paryskiej „Kulturze” 1960, nr 5, będącym właściwie wstępem do wyboru z dziennika poety, Miłosz jest bardziej przychylny i tolerancyjny, może dlatego, że jest to wstęp częściowo redakcyjny, a może dlatego, że wyraża przekonanie, że żarliwi poeci „Sztuki i Narodu” musieli „nosić w sobie zadatki zerwania z prawicą”. s. 25.
71 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op.cit., s. 91-92.
72 O komunistycznym maglu..., op.cit., s. 31.
     Gdyby Miłosz dopuszczał romantyczną dykcję Słowackiego, być może do autora Króla Ducha także odniósłby jedno ze słów kluczy Trzebińskiego – „imperium” (imperium ducha). I zacytowałby jeszcze słowa Trzebińskiego: „nie buławę, lecz ideę niesie każdy w tornistrze”73 (Żołnierzom walczącym za Bugiem). Traktując jako czystą ideę-fantasmagorię mapę, jaką wielu Polaków miało w czasie wojny w domu (pamiętam to): Polski większej niż przed rozbiorami – od Bałtyku po Morze Czarne.
     Typowym zaczepieniem dla różnych oskarżeń poetów „Sztuki i Narodu”były te słowa zPiosenki żołnierskiej Trzebińskiego: „Imperium gdy powstanie to tylko z naszej krwi”. Jednak właściwym odniesieniem takich słów są raczej konteksty poetyckie i kulturowe niż polityczne. Więc nawet nie krótkie epizody walki Batalionów Uderzeniowych Konfederacji Narodu Bolesława Piaseckiego. Ten właściwy kontekst to także poezja mistyczna Juliusza Słowackiego, poświęcona Polsce, to budowanie duchowego boskiego „imperium”, przez tysiąclecia i przestrzenie geograficzne. Byłoby nadużyciem oceniać tę przestrzeń poetycką u Trzebińskiego jako wyraz ideologii ONR-u. To jakieś Jeruzalem Słoneczne, o które walczył z Bogiem także Piast Dantyszek Słowackiego, używając swoich umarłych dzieci jako pocisków... Złowieszcza metafora, którą miał może w podświadomości Stanisław Pigoń, gdy myśląc o młodych warszawskich poetach okupacji mówił, że strzelamy do wroga diamentami. Nie zrozumiemy tamtych poetów posługując się jedynie uproszczonym rozumieniem dykcji mickiewiczowskiej. Te same „klechdy słowiańskie” są w wierszu Trzebińskiego (Melodia), co w Królu Duchu. Stroiński odwołuje się do „rodu Anhellich”. W wierszu Ojczyzna wzywa nas do boju Trzebiński precyzował raz jeszcze pojęcie „imperium”, gdy pisał: „Ziemskie imperium z kroków naszych, / Imperium Boga z naszych serc”. Tego dwa razy użytego, więc doprecyzowanego, słowa „imperium”bez Słowackiego zrozumieć nie można. Interpretując tę poezję trzeba myśleć o niezgłębionej nocy okupacyjnej i terrorze dwu imperialnych okupantów, a nie o skrawku haseł politycznych końca dwudziestolecia.
     Zginęli w Warszawie przed powstaniem lub w Powstaniu. Metaforyczna ocena Powstania Warszawskiego pojawia się w poemacie Miłosza Toast („Odrodzenie” 1949), pełnym ataków na polską emigrację polityczną. Tam właśnie znajdujemy scenę, w której władze angielskie pod osłoną defilady wynoszą z polskiego obozu dipisów:
Dziesięć do okowity wielkich aparatów,
Trzysta pięć rewolwerów, osiem skrzyń granatów
I likwidują – moment niemal historyczny –
Pierwszy bodaj w Norwegii – schludny dom publiczny.
Reakcją dipisów jest „rwanie włosów”:
Że tak zmarniał dorobek długich lat męczeństwa. [...]
Ocierasz chustką czoło, To nie żarty płaskie!
„Jeszcze chwila a miałbyś powstanie warszawskie.”

 73 Ten i następne cytaty z poetów „Sztuki i Narodu”za książką: Jan Marx: Dwudziestoletni poeci Warszawy. 1995. Alfa.
     Czyżby tamto powstanie broniło... narodowego burdelu? To już prawie poziom tuż powojennej propagandy o Powstaniu. Czy troska o zdrowie polskiej poezji może być uwiarygodniona takimi zdaniami? Czyżby Miłosz ukazywał tu poetycko rekonstruowaną myśl Krońskiego: „że «demon historii» nie sprzyja polskiej prawicy, skoro nawet jej rękami zniszczył Warszawę”74? Bo Kroński Toast chwalił: „Kilka obrazów w twoim Toaście dało proletariatowi więcej niż te wszystkie wstrętne artykuły”75. Warto przypomnieć Jana Józefa Szczepańskiego nowelę z kluczem, Koniec legendy. Napisał ją Szczepański, w tej noweli z kluczem żołnierz AK, na tle spotkania w podkrakowskich Goszycach – z uciekinierem z Warszawy, Miłoszem, ukazanym w noweli pod imieniem Wielgosza.
     Mówi w noc sylwestrową u Szczepańskiego Wielgosz-Miłosz:
     Co przyniosło powstanie? [...] Nieprawdopodobna wprost manifestacja głupoty, zbrodniczej głupoty... bo to jest już zbrodnia. [...] „Tryumf albo zgon” wykrzyknął [...] Wielgosz z ironicznym patosem.
     W metaforach opowiadania Szczepańskiego odnajduję nurt myśli Miłosza. Omija on szczególność Powstania jako nadziei ocalania niepodległości poprzez walkę na tej – jak ją kiedyś nazwałem – „ostatniej reducie Drugiej Rzeczypospolitej”.76 Jeśli jednak odrzucało się Państwo Podziemne i Drugą Rzeczpospolitą, z Powstania pozostawał tylko obraz bezsensownej rzezi. Nawet bez idei, która przecież nie zginęła.
     Ale do epizodu w Goszycach, dziejącego się tuż przed zalaniem przez totalitarną armię, dopisał Miłosz jeszcze swój komentarz, wyznając, „że tamten Sylwester był zstąpieniem do piekieł, na dno historycznego koszmaru”, co uzasadniałoby jego nieprzyjemne zachowania się – gdyż:  
     Odwiecznie polskie, polski dwór, Nawłoć na minutę przed dniem obrachunku, przed zniknięciem na zawsze, i ja z moim wstydem i ambicją ucieczki ze dworu, wtrącony z powrotem w niego, na znak, że chcę czy nie chcę, tutaj należę, że darmo próbowałem wydostać się poza niemiłą mi obyczajowość i religię wyabstrahowanych wartości.77
     Czy tamten „koniec wojny” to był odpowiedni czas na pozostawanie w kręgu krytyki polskości rodem z Żeromskiego, czy tej późniejszej satyry Gombrowicza z Ferdydurke? Inna była perspektywa. Zapadał się pod ziemię historii dwór polski, wytwórca i symbol kultury polskiej poprzez dzieje, bo taka właśnie była lokalizacja kultury polskiej w I Rzeczypospolitej i w czasach rozbiorowych. Ale także była to nisza oporu przeciw okupantom drugiej wojny światowej. Jednak Miłosz całość Polski od rozbiorów, wraz z dwudziestoleciem określa „jako Nawłoć”:
      „koniec Nawłoci jako koniec Polski, najniewątpliwiej wtedy, w styczniu 1945 roku, włączonej do Imperium na stałe. Tragedia najbardziej paradoksalna, panska Polsza jako Polska istotna i prawdziwa, a jej zatonięcie jako otwarcie szkoły niewolników”.78

74 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 236.
75 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 334.
76 W książce: J. Trznadel: Polski Hamlet. wyd. II . Warszawa 1995. Ostatnio o Powstaniu Warszawskim jako „nie desparackim odruchu, lecz zaplanowanej akcji, która „miała widoki powodzenia”, gdyby nie odmowa pomocy ze strony Związku Radzieckiego” –wypowiedział się Leszek Kołakowski. O terroryzmie. „Gazeta Wyborcza”1999, nr 61.
77 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 79-80. W jednym z wywiadów określa Miłosz polski dwór, tamten dwór, jako „polskie g...”, w które został wrzucony. [w:] Zaraz po wojnie. [z Cz. Miłoszem] Rozmawiała Joanna Gromek. „Rzeczpospolita” 1998, nr 214, dod. „Plus-Minus”nr 37.
78 Cz. Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 81. 
     Ale tak, jak pisze tu Miłosz, o dziejach Polski myśleli także komuniści – tyle że „szkoła niewolników” była ich pozytywem. Ostatnio J. J. Szczepański „wielkodusznie” – już po komentarzu w Roku myśliwego – przekreślił tę swoją polemikę wobec Miłosza, tak jakby chodziło w niej tylko o prywatne nieporozumienie.79
     Tutaj – chwila pewnego marginesu. Patrząc z nieco większego dystansu na odrazy-idiosynkrazje Miłosza można w nich przecież zauważyć obok wyróżników czysto politycznych, zwykłych sprzeczności i falowania poglądów pewien rys psychologiczny zasadniczy, stały: chroniczną, powiedziałbym, nietolerancję, odziedziczoną zapewne po ideach rewolucyjnych wczesnej młodości (idee przeminęły, rys osobowości pozostał), a może też po własnym niestabilnym dzieciństwie. Jest to jedna z cech Miłoszowego pościgu za marami historycznego świata, by je unicestwiać. Dążenie tak napastliwe w poszukiwaniu (może podświadomym) uniwersalnego – ale czy prawdziwego? – odniesienia. Ponieważ duch konserwatywny jest poecie obcy, nie może więc akceptować czy chociażby uszanować wcieleń wartości niedoskonałych, a jednak ważnych. Tyczy to i istoty świadomości narodowej. Stąd w twórczości kompensacyjna próba ucieczki do tłumaczeńBiblii („pan to przecie jutro zrzuci” ironizował Miłosza Stefan Kisielewski), do ezoteryzmu, niemożliwego jako stała dla jego osobowości, bo uzależnionej od historii i przemijalności rzeczy tego świata. Stąd uczulenie na realia świata w jego poezji. Jest to jednak świat przeszłości, zakończony, kraina lustrzana odwrotnego odbicia, negatyw udający pozytyw, bo liryka i opisowość są ze sobą sprzeczne. Zaś epika zakładająca pozytyw jest z definicji dla niego niemożliwa, nawet oparta na założeniu przemijania, o którym się na chwilę zapomina. Nie może tedy jąć się na nowo ani Pana Tadeusza, ani Ziemiaństwa. Zaś Król Duch sprzeczny byłby z jego poczuciem rzeczywistości (nie było to pewne tylko w Trzech zimach). Innymi słowy, pogrążony w nietolerancji, nie może Miłosz zdobyć się na rewolucjonizm z ducha tolerancji i konserwatyzmu poczęty. Dlatego w jesieni życia straszą go wciąż te same chichotliwe zmory, co w Wilnie i Warszawie przed drugą wojną: endeckość, „Nawłoć”, duch narodowy, rasizm, i nimi też chciałby w pół wieku po urzeczeniu Nową Wiarą wytłumaczyć dobrotliwie jej pułapki dla ducha. Dla współczesnego Polaka są to w dużej mierze już takie sztuczne krajobrazy, które Norwid nazywał: „cacka!”.  

79 „zjedliśmy wspólnie kolację, w trakcie której on powiada: obaj jesteśmy już strasznie starzy i nasz spór już tak naprawdę nikogo nie obchodzi, pojednajmy się. Więc ten spór jest już historią”. Jednak w tym samym tekście Szczepański określa tamte Goszyce jako przede wszystkim „esencję polskości”, „najlepszą cząstkę ziemiańskiego świata”. W wywiadzie: Żeby o coś chodziło. Jan Józef Szczepański w rozmowie z Romanem Graczykiem. „Gazeta Wyborcza” 1999, nr 7 (9-10 stycznia).
     Ścigając jednak te mary jak Don Kichot, przeżywa Miłosz wątpliwości, dręczą go powinności i wiecznie młodzieńcze wyrzuty sumienia: stąd konieczność samousprawiedliwień siebie i swoich. Kazimierz Wyka wyczuł to mimo wszystko jako cechę osobowości: „właściwe temu pisarzowi zapamiętanie się w moralistyce quasi politycznej [...] Byle swoją czystość moralną ocalić”80. Wraca Miłosz wciąż do uzasadnień uskoku między poezją a cnotą, chcąc po prostu być „w porządku”. W tej potrzebie uzasadnienia zła – jeśli spojrzeć odpowiednio – twórczość Miłosza jawi się, o dziwo, w przebraniu moralizmu. Na tym polega różnica między wymiarem Miłosza (inna sprawa, czy ma rację) a wymiarem tych, którzy usprawiedliwiają się dla siebie, bez maski moralizmu. Oscylowanie między Don Kichotem a Hamletem. To zresztą niezła pożywka dla twórczości. Choć czytając pierwszy raz Rok myśliwego zanotowałem sobie: „ach , jak mnie męczy ta jego poza i przyganiające sobie – wieczne samousprawiedliwanie się”.
     Próbując to ująć inaczej, egzystencjalnie i metafizycznie, ale odchodząc od świata historyczno-politycznego: jest Miłosz odwrotnością króla Midasa: każde złoto dotknięte przestanie być złotem, przesypie mu się z ręki, objęte nietolerancją, nieufnością. W złoto zamienić zamierza przede wszystkim wytwory swojego słowa. Z ruchu między rzeczą a słowem chce wyprowadzić nowe znieruchomienie. A jednak z oddali słychać lewicowy galop.
     W gruncie rzeczy dość łatwo ukazać chłopięcość, „puerilizm” zachowań Miłosza, równoległych niejako do Nowej Wiary, jego w tym duchu poglądy, okrzyki i zawołania. Jeśli to robię, to nawet nie dlatego, że niektórymi poglądami Miłosza ludzie niedoświadczeni przejąć się mogą. Chodzi bardziej o apel do zaawansowanego czytelnika, by umiał odnaleźć w tym dziele rzeczywiste wartości, nie zważając na rzeczy dotknięte Miłoszową historyczną nietolerancją. Nietolerancją rodem właśnie z polskiego partykularza, z Kiejdan, Szetejni czy Wilna. Z cechami tego, co było tam partykularzem. Przypomina się ironizowany przez Norwida „uniwersalizm” naprawy świata Radziwiłła, złoszczącego się, że ogiery pełnej krwi, które kupował w Anglii, muszą przeprawiać się do Kiejdan statkiem. I na mapie pokazywał miejsce na angielskim Kanale: tu powinien być most, tu, tu, tu! Z tym, że Miłosz ma za partykularz nieledwie całą polską rzeczywistość. Wszędzie brak mu słusznych ideowych mostów.
     Wzór dla Miłoszowego buntu przeciw Polsce, daleki i niepełny, w części tylko analogiczny, znajduję w polskiej literaturze tylko jeden: Norwida, którego Miłosz i nie za dobrze rozumie, i nie za bardzo ceni. Toć to Norwid powoływał się na swoje niepolskie pono pochodzenie, że jest z Normanów: jako właściwie „Narwid”. Sam konserwatysta, krytykował u Polaków zużytą rutynę tradycji, odreagowywanej przez pozornie heroiczny i rewolucyjny Ruch. Albo więc całkowity bezruch, albo pozorny ruch (za taki miał powstania). Norwid krytykował dwór w obrazie szlachcica, co książkę brał, bo szedł – spać do ogrodu. Lub obraz inny: zgromadzonego budulca, co nie użyty w pył się rozpadł, co więc miało starczyć na dwór, ledwo na gołębnik się nadało. A z drugiej strony ów Ruch, wywołujący co pokolenie „rzeź niewiniątek”. Oczywiście, Norwid nie akceptował Zła ani dla twórczości, ani dla życia. Był zdeklarowanym anty manicheistą. Miał zakorzenienie w Ziemi swojej, a ruchem wertykalnym bezustannie do Boga chciał sięgać.81 Nie piszę tego po to, by stwierdzić, że Miłosz mógł iść za tym wzorem, zresztą niepowtarzalnym. Jest to jednak ta lekcja pomickiewiczowska, z której, jak się zdaje, Miłosz skorzystać nie umiał. On sam bowiem zatrzymuje się na dykcji oświeceniowo mickiewiczowskiej, i to w sposób szczególny, wykrzywiony, nie sięgając do całości Mickiewicza, co jeszcze tu wspomnę.

80 K. Wyka: Czy wyobraźnia jest osobą partyjną? „Życie Literackie”1956, nr 51.
81 Por. analizy w mojej książce: Czytanie Norwida. Próby. Warszawa 1978. PIW.
     Uruchamiając swoje fobie Miłosz gotów jest często nie pamiętać tego, co sam w jakimś innym miejscu pisał. Tyczy to także Powstania. Bo tragedii Powstania niewątpliwie był poświęcony przejmujący apokryf Antygona (w nawiązaniu do motywu Antygony z wiersza Na ruinach katedry św. Jana, w zbiorze Ocalenie). Ten utwór w formie dramatycznej jest głębszy niż to wszystko co później – także w Traktacie poetyckim – napisał Miłosz o Powstaniu, to jeden z największych tekstów tego poety. Jednak utwór ten, napisany w 1949 roku, Miłosz opublikował dedykując go pamięci powstania węgierskiego w Budapeszcie 1956. Były to, w jakimś sensie, jak to ukazywałem wyżej, bliźniacze powstania. Ale przesunięcie dedykacji potwierdza niewątpliwie niechęć wobec Powstania Warszawskiego, jeśli w taki sposób poeta postanowił ominąć pierwotny adres i intencję tego utworu! Pomogło mu też to ominąć wyrażoną jednak w utworze krytykę niesprawiedliwości wobec pamięci Powstania (czyn „z legendy wyzuty” przez zbrodniczego Kreona). A z węgierskim Powstaniem, choć tak podobnym, solidaryzował się już w pełni. Pozwala to zresztą domyślać się, że problematyka Powstania Warszawskiego pozostawała wewnętrznym konfliktem poety. Na świadomość konfliktu moralnego zdają się wskazywać niektóre wersy Traktatu poetyckiego:
Polami wtedy żywi uciekali [...]
Każdy z nich dźwigał do końca dni swoich
Pamięć tchórzostwa, bo umrzeć bez celu
Nie chciał, a zwątpił, bo nie chciał umierać.
     Wczytując się w Traktat poetycki, uznany za jedno z najbardziej reprezentatywnych dzieł poetyckich Miłosza, nie znajduję w nim jednak tragedii narodu, który utracił wolność przede wszystkim z powodu haniebnej zmowy i, poddany zagładzie, heroicznie i tragicznie zmagał się ze złem. Zastępuje to werdykt o „odebraniu rozumu” przez Ducha Dziejów („za karę”). Jedynym właściwie elementem tragicznym w Traktacie poetyckim jest tragedia żydowska. To ona stanowi powracający motyw głównej części poematu. Uwydatnienie przede wszystkim tej tragedii jest symptomatyczne na tle niechęci poety do całego polskiego ruchu podziemnego, jego tradycji i jego nurtów ideowych (por. przypomnianą wyżej sprawę antologii Pieśń niepodległa). Ale przecież Miłoszowi obce były także tuż powojenne emigracyjne deklaracja niepodległościowe. Uważał je za nierealne i przyjmował to, co nazywał przemianami w kraju. Służył. Niechęć do emigracji londyńskiej i amerykańskiej akcentowana była przez Miłosza i po zerwaniu z PRL-em. Nie była to tylko niechęć do prawicowości. Czołowi polscy socjaliści jak na przykład Ciołkoszowie czy Adam Pragier, niepodległościowcy, też przecież przebywali na londyńskiej emigracji. Próżno szukać u Miłosza tragedii socjalisty Kazimierza Pużaka w więzieniu moskiewskim, a potem zamordowanego przez UB. Czyżby niechęć do tego, co Miłosz nazywa prawicą, rozciągała się (jak przed wojną) i na niepodległościową PPS (Kroński w liście do Miłosza nazywa ich „kryptofaszystami”)? Wygląda więc na to że „zaraz po wojnie” Miłosz mimo wszystko najlepiej czuł się pośród „reżimowców” i na swojej placówce dyplomaty PRL-u. Pozostaje pytaniem, jak ukazują tę działalność raporty słane przez Miłosza w ciągu kilku lat do centrali MSZ w Warszawie...
     Traktatu poetyckiego nie tknął też antykomunizm w sensie zobrazowania sowieckiego zalewu, choćby w sensie przemarszu tej strasznej, półdzikiej, totalitarnej Czerwonej Armii, co zostawiło zresztą poecie okropne wspomnienia. Jedyną szczeliną, przez którą widać „sowieckie zbrodnie”, w Traktacie jest wiadomość o zbrodni katyńskiej, w związku z przypomnieniem Władysława Sebyły. Oczywiście to, co tu piszę, nie może zdać sprawy z zawiłych często i nie wolnych od złożonego symbolizmu obrazów Traktatu poetyckiego, z którym będzie się biedzić inna rozprawa krytyczna. Charakterystyczny dla tych różnych uników był wiersz Piosenka o porcelanie. Kroński, który zapoznał się z manuskryptem wiersza doradzał Miłoszowi, w związku z fragmentem o skorupkach porcelany, zgniecionych przez tanki: „zaplamione / Brzydką czerwoną farbą” – skreślenie słowa „czerwoną”, ze względu na „intelektualno-polityczną klamrę”82. W tomie Światło dzienne (1953), wydanym przecież już na Zachodzie, Miłosz istotnie zmienił „czerwoną” na „zakrzepłą”, nie budzącą antykomunistycznych skojarzeń politycznych, a nawet wzmacniającą odniesienie jedynie do krwi ludzi ginących jak zwierzęta (farba – krew zwierzęca). Jak pisze Miłosz w Roku myśliwego, już dużo później, po Noblu, odradzał Helenie Bilińskiej publikację pamiętnika z przemarszu Armii Czerwonej przez Polskę i Goszyce, gdyż jaki wydawca będzie chciał drukować rzecz o wydźwięku rasistowskim (aluzje do tego, że Armia Czerwona była po azjatycku wielonarodowościowa)?83 

82 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s.310.
83 „Apokaliptyczne” opisywanie marszu Czerwonej Armii (przez Helenę Bilińską): „Jej pamiętnik dobrze oddaje polską grozę wobec najazdu przez obcą, niepojętą cywilizację czy raczej przez kontynent, który wyroił się mnóstwem plemion w pochodzie i toczył się na zachód, czołgami, artylerią, ale przede wszystkim milionami nóg piechoty.”. Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 80.
     Pisząc o użyciu „ketmana” Miłosz myślał także o sobie, zaś ukrytą ideą zezwalającą na uzyskanie korzyści praktycznych od systemu miało być „zdrowie polskiej poezji”. Jednocześnie był jednak w kręgu magicznego oddziaływania ideologii systemu (nie tylko więc „ketmanił”), choć stanowił tu coś odrębnego: fala przemian, tak, „elementy totalne” – ale które? – nie. Jednak tylko „ketmaniąc” – protestu nie mógł wyrazić. Ale czy nie zapowiadał już – w pewnym sensie – późniejszych neotrockistowskich dysydentów, opowiadających się przecież za komunizmem „z ludzką twarzą”?
     Jeśli niepodległość nie była realna, możliwe było wyrażanie jej idei. Nie Miłosz jednak stał się na tle poezji powojennej tej idei głosicielem. Dlatego także jest dziś Miłosz podporą formacji wywodzącej się z „rewizjonistycznej” fali. Uważał nawet, że zniewolenie Polski nastąpiło po pierwszym odsunięciu Gomułki: 
     Nie twierdzę bynajmniej, że życie w Polsce nie doszło do demonicznego obrazu, ale nastąpiło to stopniowo od likwidacji Gomułki.84
     Ale niepodległościowcy byli likwidowani i za pierwszego Gomułki. I jednocześnie:
     bo to nieprawda, że jest tylko zabór Polski – jest takie przekształcenie, że nikt jej nie pozna [...] I ten paradoks: Polska stawszy się marchią Wschodu, stała się bardziej zachodnia niż była przed wojną. Zachodnia w tym sensie, że raptem wrzucona w problematykę, która pasjonuje ludzi na całym świecie85.
     Czyżby przed wojną tylko komuniści byli w Polsce „zachodni i nie zaściankowi”? Zastanawia, że tropiący wszędzie nacjonalizm Miłosz nie widzi go w nacjonalizmie wielkoruskim i nie porównuje z nacjonalistycznym socjalizmem niemieckim, czyli hitlerowskim nazizmem.
     To stanowisko, że komunizm (a przynajmniej ideologia komunistyczna) była szansą uniwersalności literatury polskiej – będzie podtrzymywał Miłosz i później:
     Komunizm dał literaturze polskiej niebywałą szansę. Zawsze historycznie zorientowana, ale własną tylko historią zajęta, a więc mało dostępna dla obcych, nagle znalazła się wobec uniwersalnego tematu. Tylko że niewielu piszących wyciągnęło z tego wnioski.86
     Tę myśl powtórzy Miłosz w 1989 roku w Krakowie:
      Czyli poprzez komunizm Polska znalazła się po raz pierwszy w orbicie myśli europejskiej, na złe czy dobre. Dekadenckiej – ale europejskiej!87

84Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 101.
85Wańkowicz i Miłosz..., op. cit., s. 109.
86 Cz. Miłosz: Nieobjęta ziemia, op.cit., s. 70.
87O komunistycznym maglu i polskiej szkole poezji. Rozmowa z Czesławem Miłoszem. „Nagłos” 1990, nr 1, s. 16. Dodajmy, że sądy Miłosza o komunizmie, wyrażone w rozmowie z krakowskimi pisarzami spotkały się z krytyką w eseju Marka Zielińskiego: Prawo Archimedesa. „Życie Warszawy” 1990, dod. „Kultura i Życie”nr 17 (24 sierpnia). Ostrą krytykę poglądów poety po opublikowaniu Roku myśliwego wyraził też Marek Arpad Kowalski: Twarz Miłosza: „Najwyższy Czas” 1990, nr 29 (20 października).
     Podczas cytowanej tu dyskusji krakowskiej Miłosz, po pytaniu M. Stali: „Czy da się wymienić takie nazwiska, takich ludzi, którzy ukształtowali się pod wpływem tego doświadczenia – i pozostaną w literaturze, kulturze?” – podkreślił twórczą dla kultury inspirację ideologii komunistycznej, wymieniając jej zasługi dla ukształtowania Kołakowskiego, Wata, ale i siebie samego: Zgodził się „pod pewnymi względami” ze stwierdzeniem, że i jego można by wymienić jako wynik tego doświadczenia. „Przecież ja jestem wychowankiem «Miesięcznika Literackiego»...”. Można by tu zgłosić obiekcje: czy Wat i Kołakowski stali się ważni dla kultury jako ideolodzy czy destruktorzy komunizmu w ideologii? A w wypadku Miłosza: czy to, co ważne u niego, łączy się z wpływem ideologii komunistycznej? A może odwrotnie, może ta fascynacja decyduje o tym, co w dziele jego najsłabsze? Nie sposób tego rozstrzygnąć bez dalszych analiz. I czy tak rozumując nie można by także powiedzieć że nazizm wprowadził literaturę polską w doświadczenia uniwersalne, zrozumiałe na całym świecie? Jedno pozostaje tu niewątpliwe: swoista intelektualna fascynacja komunizmem jako przygodą, a nie bezwzględnym złem europejskiego doświadczenia. W polskim przypadku sąd Miłosza omija drugą szalę wagi: hekatombę polskiej inteligencji twórczej, pisarzy unicestwionych – poczynając od tych, którzy zginęli w Powstaniu, bo pomoc sowiecka nie nadeszła, po złamane moralnie kariery i szanse czystego moralnie debiutu dla młodych po wojnie, aż po tych młodych najbardziej ideowych ludzi, którzy zostali zatłuczeni po lasach i w więzieniach.
     Ten „poputczikowski” w stosunku do komunizmu charakter wielu wypowiedzi publicystycznych Miłosza (pierwszy chyba użył tego terminu w stosunku do Miłosza Sergiusz Piasecki), ale i niektórych z jego przedstawień poetyckich, jest w zasadzie pomijany w budowanym przez krytykę obrazie tego poety. Kilka lat temu próbował przerwać tę tendencję w jednym z wywiadów Zbigniew Herbert88 posługując się – może prowokacyjnie i może źle zapamiętanym – szczegółem z prywatnego sporu obu poetów (wiadomo dziś, że chodziło także o Powstanie), ale dotykając ogólnej tendencji ideowych wypowiedzi Miłosza. Wzbudziło to ogromną falę nie tyle polemik, co napaści na Herberta. Te napaści na publicystykę Herberta podtrzymał w prasie warszawskiej i nowojorskiej, po śmierci poety, Adam Michnik:
     w tej walce [z komunizmem, Herbert – J.T.] bywał subtelny, ale także brutalny, uderzając zbyt mocno lub na ślepo. [...] Kiedy wypowiadał się w sprawach politycznych czy społecznych nie odbiegał od norm polskiego piekła. 

 88 „Był to rok 1968 czy 1969 rok. Powiedział mi – na trzeźwo – że trzeba przyłączyć Polskę do Związku Radzieckiego. [...] myślałem, że to żart czy prowokacja. Lecz gdy powtórzył to na kolacji, gdzie byli Amerykanie, którym się to nawet bardzo spodobało – wstałem i wygarnąłem.” Pojedynki Pana Cogito. „Tygodnik Solidarność”, Warszawa 1994, nr 42 (11 listopada).
nbsp;    A przecież poza relacjonowanym przez Herberta – dokładnie czy mniej dokładnie – epizodem prywatnego sporu z Miłoszem kryło się coś zupełnie zasadniczego: odmienność postaw tych dwu poetów wobec Polski ostatniego pięćdziesięciolecia czy nawet osiemdziesięciolecia. Odmienność postawy wobec komunizmu i współpracy z nim światowej lewicy. Wypowiedź Herberta była próbą ideowego starcia, ale dyskusji nie podjęto, a poetę odsądzono od rozumu.89
     Jak doszło w Polsce do szczególnie jednostronnej oceny Miłosza (dawno zostały zapomniane krytyki emigracyjne, formułowane po pozostaniu Miłosza na Zachodzie)? Dla pozostających w kraju antykomunistów istotny był akt emigracji politycznej. Zniewolony umysł uchodził za biblię, ważny był protest nowego apostaty systemu wobec komunistycznego dyktatu ideologicznego w kraju. Nagroda Nobla nie sprzyjała rozpoznaniu zróżnicowanych poglądów poety. Przyjęto ją zresztą także jako jeszcze jedną nagrodę wręczoną umęczonemu krajowi.
     Od jednostronności widzenia nie uchroniłem się przez długi czas i ja. Brakowało krytycznej lektury, ale i pełniejszej informacji. Działał mechanizm kompensacji wobec zjawisk umieszczanych na indeksie przez krajową cenzurę. Już od roku 1959 narzucano mi tak zwany zapis na nazwisko autora Ocalenia. Sytuacja była już dużo inna, gdy wygłosiłem w Warszawie odczyt o Miłoszu – przed Noblem, w końcu 1977 roku – w klubie studenckim Hybrydy. Ale UB zrywało jeszcze zapowiadające odczyt afisze, co podnosiło temperaturę tematu. Po otrzymaniu przez Miłosza nagrody Nobla miałem odczyt-laudację tej nagrody w amfiteatrze Sorbony (listopad 1980), w języku francuskim, byli obecni także ludzie z paryskiej „Kultury”, przewodniczył francuski poeta Pierre Emmanuel. Całość wydrukowałem niedługo później w „Twórczości”, w numerze poświęconym Miłoszowi. Nie stać mnie było wtedy na bardziej zróżnicowaną, całościową interpretację postawy Miłosza.
     Gdy jednak emocje związane z „powrotem” noblisty do czytelników w kraju opadły i zacząłem na nowo, a na dodatek krytycznie, czytać teksty Miłosza, pogląd na tego poetę zaczął się różnicować, także na fali moich rozmyślań nad przygotowywaną Hańbą domową. Eseju z „Twórczości” nie przedrukowałem w żadnej z moich późniejszych książek. Zmianę stanowiska wobec Miłosza zaakcentowałem w analizach pierwszego i (szerzej) drugiego wydania Polskiego Hamleta (1988, 1995). W zbiorze Ocalenie tragizmu (1993) znalazł się esej Kot Hafiza czyli skaza Miłosza, publikowany pod koniec 1990 roku, po lekturze Roku myśliwego Miłosza. Interesujące, że rozdziały poświęcone polemice z Miłoszem w Polskim Hamlecie zostały pominięte w bibliografia Miłosza w akademickim słowniku biobibliograficznym Współcześni polscy pisarze i badacze literatury (Polskiej Akademii Nauk). Pominięto, co gorzej, głośną polemikę Herberta z Miłoszem, ale i pewne wspomnieniowe głosy krytyczne o Miłoszu, tak jakby do bibliografa należało ocenianie.

89 Relacja z niektórych polemik w sprawie Herbert versus Miłosz w moim Polskim Hamlecie, wyd. II, 1995.
     Jeśli pisarze-korespondenci Miłosza z jego książki Zaraz po wojnie byli przede wszystkim – jak twierdzi Miłosz – obrońcami wartości, „ratowali co się da”, to zachodzi pytanie: kto spowodował zapaść kultury i literatury polskiej w okresie powojennym, kto wymuszał na młodzieży przekonanie, że żyje w najsprawiedliwszym z ustrojów, jakie znała ludzkość? Czy to byli jedynie Rosjanie, a może „mówiący bardzo słabo po polsku [...] rusini z orzełkami, przypiętymi do jarmułek” (słowa Krońskiego z listu do Miłosza90), czyli „kto inny”? Przecież to pisarze, nie aparatczycy, zapełniali kolumny czasopism literackich i wydawali literackie książki w państwowych oficynach. Widzieliśmy, jak już na emigracji, w roku 1952, Miłosz polemizował w serii listów z Melchiorem Wańkowiczem przedstawiając mu sukcesy polskiego postępu po wojnie.
     I dzisiaj różne, uważane przez Miłosza za prawicowe i „narodowe”, wypowiedzi budzą ogromną niechęć poety, natomiast konteksty ideologii komunistycznej takiej niechęci i podejrzliwości nie budzą. Na przykład Karola Kuryluka, przedwojennego redaktora „Sygnałów”, zalicza Miłosz do „postępowej inteligencji” (termin typowo peerelowski), gdy wiadomo, że Kuryluk podporządkował to pismo komunistycznemu sterowaniu. Czyni Miłosz Kuryluka pierwszą chlubą Lwowa, choć wiadomo też, że niewątpliwie kolaborował tam z Sowietami już w czasie pierwszej okupacji Lwowa (praca w redakcji „Czerwonego Sztandaru” i „Nowych Widnokręgów”). Pisze Miłosz, że śmierć Nerudy go przejmuje, bo ten umierał widząc, jak przegrywa w Chile marksistowska rewolucja91. Ludzka sprawa współczucie, ale z żalem .że Chile nie stało się drugą Kubą? I brzydzą mnie niechętne słowa Miłosza dla Lechonia i Wierzyńskiego (określa ich postawę jako „jałowość oderwania”92), jak zresztą wobec emigracji londyńskiej. Dodajmy, że rówieśnika młodego pokolenia okupacyjnego, Andrzeja Bobkowskiego, zdecydowanego antykomunistę, wnikliwego obserwatora kolaboracji Francji Vichy, nazwie Miłosz pogardliwie „prawicowym Lechitą”93.
     Odnoszę jednak ogólne wrażenie, że im dłużej Miłosz zajmuje się problemem współpracy z PRL-em, tym bardziej jego wypowiedzi stają się intelektualnie niespójne. Im bardziej też stara się usprawiedliwić pisarską formację PRL-u, tym szerzej, w sposób niezamierzony, odsłania zakres jej współpracy z komunizmem.94
     Gdyby ten spór z Miłoszem dotyczył tylko biografii jakiegoś pisarza, oddalonego od historii w swoim dziele, może nie byłoby powodu go toczyć. Ale niektóre sądy Miłosza współbrzmią dziś z głosami, mówiącymi, że nie zostaliśmy zdradzeni w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Przecież gdyby po Teheranie rząd polski uzyskał pełną wiedzę o ustępstwach wobec Rosji – nie byłoby decyzji Powstania Warszawskiego! Wmawia się nam słuszność tej zgodnej z racją Rosji, „Realpolitik” zachodniej koalicji. „Realpolitik” – czyli uznanie siły. Jednak pisarz jest po to, by jego słowo nie poświadczało słuszności siły, lecz rację – choćby bezsilną – wolności i prawości. Przyznawać rację powojennej komunistycznej „Realpolitik” to jednocześnie sprowadzić polską emigrację londyńską i amerykańską do zbiorowiska anachronicznych politycznych pajaców. I popowstaniowa emigracja w Europie Kongresu Wiedeńskiego i emigracja pojałtańska były ważnym czynnikiem polskiej racji. Na domiar Jałta była układem z państwem ludobójczym i totalitarnym, groźnym dla świata, równie groźnym jak nazizm hitlerowski. Ludobójstwo wobec Polski było już wtedy strasznie potwierdzone.

90 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 307-308.
91 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op.cit., s. 130.
92 „Lechoń i Wierzyński, niezłomni, płacili jałowością oderwania”, Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op.cit., s. 124.
93 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op.cit., s. 127.
94 Mówi Janusz Sławiński: „Opublikowana ostatnio przez Czesława Miłosza korespondencja z lat tuż powojennych więcej mi mówi o nachodzeniu sowietyzmu na życie duchowe Polaków niż cała na ten temat literatura fikcjonalna.”[w:] Inicjacje literackie. Janusz Sławiński – prof. literaturoznawca.Wysłuchała Hanna Karolak. „Nowe Książki” 1999, nr 1, s. 75.
     Do choroby moralnej trawiącej po dziś dzień cywilizację zachodnią, a jeszcze nie wiadomo, jak to będzie, ta zapaść Zachodu i kapitulacja wobec ludobójstwa komunizmu wiele się przyczyniła. A tu powiada się, że wewnętrzna gra z komunizmem była potrzebna dla „zdrowia polskiej poezji”?... Misja w perspektywie stuleci? Ci, którzy powołują się na Mickiewiczowską „pochwałę” cara w Petersburgu, w II wydaniu Konrada Wallenroda, zapominają, że ten poeta nie został urzędnikiem-dyplomatą Królestwa Polskiego. Może i dlatego Pan Tadeusz znaczy więcej niż Ziemiaństwo. A zresztą ocalanie niezbywalnych wartości znaczy więcej niż piękne słowo, bywa pomostem – choćby po latach – i do wartości, i do tęczy słowa. Taką drogę wybierali i Lechoń, i Wierzyński, w emigracyjnej poezji, ale i młodzi poeci, którzy zginęli w Warszawie.
     Być może nie ma jednego tylko klucza mogącego wyjaśnić sytuację Czesława Miłosza na tle polskiej świadomości, czyli to, co Tomasz Burek nazwał niedawno Tomasz Burek nazwał niedawno u niego „nawrotem odruchu lewoskrętnego”, czyli jednym z „największych skandali, intelektualnych i politycznych, doby obecnej”95. Taki a nie inny sąd Miłosza o międzywojennej rzeczywistości, niewątpliwie ułomnej, ale nie bez osiągnięć, rozbrat z okupacyjnym i powojennym ideowym nurtem niepodległościowym, co doprowadziło go do współpracy z komunistami po wojnie – to wszystko miało może związek z zachwianym poczuciem własnej tożsamości? Jak ujął to satyrycznie Zbigniew Herbert w niektórych zapewne aluzjach wiersza Chodasiewicz: „był hybrydą w której wszystko się telepie / duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik / chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak” (w zbiorze Rovigo, 1992). W Paryżu, po nastaniu stanu wojennego, jak sam to słyszałem, Miłosz przedstawił się w radiu francuskim jako Litwin piszący po polsku.
     Metafora Herberta w wierszu Chodasiewicz, z którą wielu utożsamiało Miłosza, a sam Herbert przeciw temu nie protestował, co osobiście pamiętam (pokazał mi maszynopis wiersza – „przecież to o Miłoszu”, powiedziałem w trakcie lektury, rozjaśnił się wtedy uśmiechem), może zresztą ukazywać podstawową trudność polemiki z Miłoszem i oceny jego poglądów. Wyrazistość, spójność intelektualna, nie jest bowiem mocną stroną tego poety, którego jedne sądy zaprzeczają innym. Jeden wszakże sąd nie ulegał tu zmianie. Chodzi o powtarzane wielokrotnie, w różny sposób, zdanie poety:
     Żadna niewiedza mnie nie chroniła. Miliony w gułagach, deportacje po 1939 roku. Katyń, Powstanie Warszawskie, terror w Polsce [...] A zarazem istnienie [...] prawowitego rządu w Londynie. I ja przeciwko nim, z tym koronnym argumentem, że przegrali i że nie mogą wygrać. Zerwać pakt, stowarzyszyć się z nimi, bo szlachetni, wierni imponderabiliom? To tylko dzisiaj, po kilkudziesięciu latach Polski Ludowej, sławi się niezłomność emigracji.96 

95 Tomasz Burek: Dziennik kwarantanny. Miłosz nie wszystko wybacza. „Gazeta Polska” 1998, nr 46 (18 listopada).
96 Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 119.
     Tworzenie konstrukcji pragmatycznej życia tylko dlatego, że komunizm zwyciężał? A gdyby tak nazizm zwyciężał? Nazizm też przyciągał intelektualistów walczących z komunizmem. Ponieważ człowiek jest podzielony, błędy mogą nie dotykać jego twórczości lub jej części. Poezja, którą tworzył Ezra Pound, pozostaje wielka, choć jego udział nazistowski budzi smutek, podobnie jak epizod zamknięcia go w klatce przez amerykańskich żołnierzy. Ci, co pamiętają ostatnią okupację hitlerowską, wywodzą ocenę nazizmu z gorzkiej i naocznej wiedzy o ludobójstwie. Odtąd taka wiedza rzutuje na ocenę każdej ideologii. Podobnie musi być z totalitaryzmem komunistycznym. Powojenny akces bardzo młodych ludzi do marksizmu opierał się przede wszystkim na ideologii, bo właśnie o ludobójstwie prawie nie wiedzieli, a nawet wiedza o terrorze powojennym była dla wielu ukryta. Stąd nawet te „drobiazgi”, jakie pokazał Chruszczow na XX Zjeździe bywały dla adeptów ostatecznym, przesądzającym odejście wstrząsem. Na tym tle próba wytłumaczenie tych, co mieli doświadczenie, znali ludobójstwo, należy do aktów złej wiary. Nie usprawiedliwia tego żadne przeświadczenie o posłannictwie. W takim ujęciu posłannictwo bliskie jest karierowiczostwa.
     Jednocześnie całe owo „poputczikostwo” Miłosza wobec komunizmu i jeszcze w latach ostatnich usprawiedliwianie udziału w pragmatyzmie ketmana – źle oddziaływały i oddziaływają do dzisiaj na świadomość społeczną. Jednostronne uwielbienie noblisty, charakterystyczne dla zmitologizowanej opinii literackiej funkcjonowanie podobnego wzoru pogłębiało.
     Wróćmy jeszcze do sprawy tożsamości. Przywołałem przykład Norwida. Choć w tym Norwidowym „nie jestem Polakiem” Miłosz poszedł dalej. I oczywiście, dość szczególna musi być płaszczyzna oceny spraw narodowych dla kogoś, kto napisał „tylko język jest ojczyzną” (Traktat poetycki) lub kto mówił, że jest Litwinem piszącym po polsku (potem rzecz tę zawikłał). W tym, przywołanym wyżej, znów często cytowanym Miłoszowym określeniu ojczyzny – język przeciwstawiony zostaje historii i geografii. Sam określa to tak:
     I niewątpliwie powoływanie się na genealogię litewską było dla mnie jeszcze jednym sposobem odcięcia się od moich rzeczywistych czy urojonych prześladowców-Lechitów.
     Lechitów-Polaków, czyli: „prawicowe skłonności, obrzędowy katolicyzm, brak intelektualnych zainteresowań”.97 Na tle pojałtańskiej rany polskiego Wilna i żyjących Wilnian nie brzmi to zachęcająco. Stefan Kisielewski uważał zresztą, że Miłosz celowo, ze względów politycznych, kłamał, przemilczając polskość Wileńszczyzny, co autorSprzysiężenia dowodnie pokazał.98 Poczucie własnej tożsamości jest oczywiście rzeczą wolnego wyboru. Rzecz się komplikuje, jeśli część narodowej wspólnoty przyznaje takiemu twórcy charyzmę jednego z duchowych przewodników.
     Przypomnijmy raz jeszcze: jak dotąd w sporze o Miłosza brak w zasadzie różnicowania cech czysto literackich jego twórczości i oceny poetyk przez niego proponowanych z punktu widzenia właśnie „zdrowia polskiej poezji”. To właśnie autor Ocalenia, ustanowił takie kryterium dla oceny siebie samego. Oczywiście, nic trudniejszego, niż podjąć się takich oceniających rozważań i zdania byłyby zapewne podzielone. Jednak próby powinny być chyba podejmowane. Ale ten właśnie problem – poetyka w służbie określonych wartości poetyckich – już do tematu obecnych rozważań w zasadzie nie należy. Tę problematykę mogę jedynie zasygnalizować, nie podjąć.
Sygnalizując swój przełom myślowy na wojenny rok 1943 i uzależniając go w dużej mierze od wpływu Tadeusza J. Krońskiego Miłosz twierdzi, że wtedy odbyło się jego zerwanie z patriotycznym romantyzmem:
     zmuszałem siebie do szlachetnych uczuć, potrzebowałem świętokradczego, brutalnego aktu, a nie zdobyłbym się na to gdyby nie jego [Krońskiego –J.T] wpływ. Odciąłem trzymającą mnie martwą rękę przeszłości i od wtedy, od 1943 roku, datuje się moja wewnętrzna wolność, a tym samym możność poezji innej niż bezustanny lament nad przegraną honoru99.
     Nie ulega kwestii, że Miłosz traktuje tu nienawistnie samo pojęcie „honoru” (w czasie okupacji silnie eksponowano dewizę: „Bóg, Honor, Ojczyzna”). Warto zauważyć, że podczas wojny pojęcie Honoru miało także znaczenie antykolaboracyjne. Ta kwestia romantyczna wpływała chyba dodatkowo na poczucie oddalenia Miłosza od poetów „Sztuki i Narodu”, przetwarzających inspiracje romantyczne, zwłaszcza Słowackiego. Należy także pamiętać o dystansie Miłosza od poetyk barokowo-szlacheckich, ważnych dla Słowackiego. Nie wiadomo, czy przypomniane wyżej umieszczenie poetów „Sztuki i Narodu” w kręgu poetyki Przybosia (adres zgoła nieprzekonujący) nie jest podświadomym ominięciem problemu. Jak mi się zdaje, dalszy rozwój poetyki Miłosza oparł się na jednostronnie czy fałszywie rozumianej, dykcji Mickiewiczowskiej, przeciwstawionej Słowackiemu100 i Norwidowi. Wskazywał Miłosz zwłaszcza na Mickiewicza pokrewieństwa z klasycyzmem:
     Tym, co mnie zachwycało w języku, był Krasicki, Trembecki, wiersz XVIII-wieczny. Te romantyczne dziwactwa mnie nie obchodziły, dlatego nie myślałem o wejściu w pantofle Mickiewicza. Natomiast bardzo wcześnie poczułem związek z tym Mickiewiczem oświeceniowym.101

97 Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s. 12.
98 S. Kisielewski: Czy laureat Nobla pisze prawdę? „Tygodnik Solidarność” 1991, nr 10 (8 marca).
99 Czesław Miłosz: Rok myśliwego, op. cit., s.39.
100 Na „trwałą niechęć” Miłosza do Słowackiego zwraca uwagę M. Piwińska w książce: Juliusz Słowacki od duchów, 1992.
101 Czesław Miłosz w rozmowie z Adamem Michnikiem i Ireną Grudzińską-Gross. „Gazeta Wyborcza” 1996 (29-30 czerwca).
     Tak patrzyła i krytyka marksistowska po wojnie. W tym sensie Miłosz wpłynął także na rozwój powojennej poezji polskiej. Czy jego siła ciążenia nie odcinała tej poezji od innych, równie ważnych źródeł?
     Można by tu dodać, że ten nieprzejednany stosunek do romantyzmu – paradoksalnie – przyczynił się także do zerwania Miłosza z PRL-em: „Zrobiłem to w chwili, kiedy naśladowanie wzorów sowieckich stało się w Polsce obowiązujące dla pisarzy”102. Wcześniej, przed wrześniem 1947, wyjaśnił to w liście do Krońskiego:
     Brzydzę się romantyzmem, romantyzm to zaraza, nieszczęśni emigranci są romantyczni w dwustu procentach, to jest znamię ich zupełnego upadku i rozkładu. Ale poeci w Polsce też są romantyczni, że mdłości biorą.
     Jako „ostoję romantyzmu” określa Miłosz także Rosję tego okresu. I wnioskuje, że:  
      w sztuce zaakceptować socjalistyczny realizm, który jest po prostu socjalistycznym romantyzmem [...] może się [to] skończyć wielkim biciem po pysku. Zwłoka jest czysto taktyczna [...] my musimy przyczynić się do tworzenia bardzo ciekawych rzeczy [...] badając maksymalną rozciągliwość. To jest wpływanie na bieg lawiny103.
     Tak oto wracamy do Traktatu moralnego jako szyfru „ketmana”, akcentującego silniej walor estetyczny niż walor etyczny i historyczny oporu poety przed komunizmem w Polsce. Tak, dobrze pamiętam teorie, że socrealizm jest romantyczny – sofistyczne przezwyciężenie sprzeczności w estetycznym diamacie. Ale powojenne akcenty krytyki, na przykład „Kuźnicy”, przeciw romantyzmowi polskiemu, zapewne odpowiadały Miłoszowi.

102 Cz. Miłosz: Nie. „Kultura”, Paryż 1951, nr 5.
103 Cz. Miłosz: Zaraz po wojnie, op. cit., s. 279.
     O wszystkich tych sprawach myślałem od dawna, dlatego z wielkim zainteresowaniem przyjąłem to, co powiedział Witold Wirpsza, w rozmowie zanotowanej w mojej Hańbie domowej. Wirpsza wychodzi tam od prac teoretycznych Adama Ważyka (powojennego krytyka Norwida) i jego rozważań o wersyfikacji Mickiewicza:
     No i zatrzymał się na Mickiewiczu, powiedział, że potem to się psuło. Słowacki zepsuł, Norwid zepsuł, Młoda Polska psuła [...] Co dla mnie jest ciekawe: mianowicie w swojej teorii języka polskiego Miłosz zatrzymuje się także na Mickiewiczu. Uważa, że to jest spełnienie, że potem wszystko zaczęło się psuć. Nie z tych powodów, o których mówi Ważyk, z innych powodów, ale też tutaj dla niego jest ten próg, którego nie należy przekraczać. Tak, ale czy znów nie ma tam tego piekielnego ukąszenia heglowskiego?104
     Rozumienie Hegla z ostatnich słów Wirpszy jako tylko kryptonimu dla marksizmu byłoby uproszczeniem. Także kult Mickiewicza ze strony komunistów, już od Lwowa w roku 1940 poczynając, z odsuwaniem na drugi plan Słowackiego, a zwłaszcza Norwida, nie za dużo nam rzecz rozświetli. Wcześniej był spór Gombrowiczowskiego Bladaczki o Mickiewicza i Słowackiego, zdający się ironicznie unieważniać romantyczne tradycje i spory. Potem, wTransatlantyku, zamiana „Ojczyzny” na „Synczyznę”. Czy posłużyło to dobrej sprawie?105Prześmiewczy manifest Gombrowicza został jednak poprzedzony o lat prawie dziesięć sprowadzeniem zwłok Słowackiego z Cimetiere Montmartre na Wawel, „by – jak powiedział Piłsudski – królom był równy” (królom i Mickiewiczowi!) Ten cały spór czeka jeszcze na pełne rozszyfrowanie. Próbowałem uzmysłowić problem w drugim wydaniu mego Polskiego Hamleta (1995) pisząc: „pierwszy (Mickiewicz) skodyfikował język zastany, drugi (Słowacki) go unowocześnił i prowadził ku przyszłości. Myślę jednak i o wyobraźni, także tej związanej z gestami społecznymi. Trwa nadal jednostronność i Słowacki wciąż czeka. A może i polska współczesna poezja”.
     Rzecz także w tym, że odczuwać Mickiewicza klasycystycznie stanowi procedurę, rzekłbym, całkowicie legalną. Trudniej byłoby tak odczuwać Słowackiego. Tutaj trzeba w pełni wprowadzić romantyzm. Lub w pełni docenić Słowackiego. Nadal nie widzę zapału do badania tej całej sprawy i 150 rocznica śmierci Słowackiego nic tu chyba – nie widzę oznak – nie zmieni. Szkoda.
     Byłoby ciekawe, czy badanie poetyk uprawianych przez Czesława Miłosza, potwierdziłoby jego wpływ na wprowadzanie dykcji Mickiewiczowskiej, i w jakim to wydaniu, do poezji polskiej. Nie da się odpowiedzieć na pytanie, czym byłaby powojenna poezja polska w gestii poetyk wywodzących się z Juliusza Słowackiego, gdyby losy pozwoliły uchronić Baczyńskiego i poetów „Sztuki i Narodu”. To znaczy tych, których określa się jako „czwarte pokolenie” dwudziestolecia,106 a którego debiut przypadł już na pierwsze lata wojny. Ale to pokolenie zostało przez wojnę całkowicie zniszczone. Czy jego poetyki i idee mogłyby się w ogóle nadawać – według opinii cenzorów i tych, co z reżimem komunistycznym współpracowali – dla „zachowywania zdrowia polskiej poezji”? A jeśli nie, to czy byłoby jakieś miejsce w Polsce lub na emigracji, gdzie taka poezja rozwinęłaby się i ukazała? Jakie „zdrowie poezji” zostałoby wtedy zaproponowane i jakie to miałoby konsekwencje? Jakiej sile odśrodkowej musiałaby wtedy podlegać, tym poetom i ich poezji równoczesna, poezja i twórczość Miłosza? Jak on na nich, a oni na niego by wpłynęli? Czy wszyscy poeci, co zostali „uznani” po wojnie liczyliby się w takiej sytuacji? Gdyby istniało wiele modeli młodej poezji powojennej, w tym także tej nieugiętej moralnie poezji pokolenia wojennego.

104 Wygonienie diabła Belzebubem, czyli artysta w stalinowskim getcie. Rozmowa z Witoldem Wirpszą (8 maja 1983) [w:] J. Trznadel: Hańba domowa.
105 W tym kierunku idą niedawne uwagi Andrzeja Horubały w jego książce Marzenie o chuliganie.
106 Termin Macieja Urbanowskiego z jego książki:Nacjonalistyczna krytyka literacka. Kraków 1997. Arcana.
     Można oczywiście powiedzieć, że tworzę tu byty rzekome, po części to prawda. Jak mogłoby być, nie będziemy niestety już nigdy wiedzieć, ale samo pytanie, choć tragiczne, dobrze jest postawić. Dobrze byłoby wiedzieć, czy stawiali sobie takie pytanie inni wybitni polscy poeci. Niewiele wiem o gustach Zbigniewa Herberta, co sądził o w dykcji mickiewiczowskiej w wersji Miłosza, czy też może doceniał, mimo wszystko, podjęcie przekazu ideowego i testamentu poetyckiego tych, co zginęli w Warszawie w walce o wolność? Bo przecież w swoim „testamencie poetyckim”, urywkowym szkicu o poezji polskiej, napisanym tuż przed śmiercią, i dołączonej do niego „antologii” – od Kochanowskiego po wiek dwudziesty, wśród siedmiu zaledwie uwzględnionych poetów (Kochanowski, Karpiński, Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Gajcy, Baczyński) – Herbert nie pomieścił Miłosza, ale aż dwu poetów z tego wojennego pokolenia.

1998-1999 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz