Bóle porodowe świetlanej przyszłości
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 31 lipca 2015
Co z tą Polską? To znaczy – co się dzieje z naszym nieszczęśliwym krajem, co z nim będzie? Nie wiadomo nawet, czy na to pytanie mógłby odpowiedzieć znany z żarliwego obiektywizmu pan redaktor Tomasz Lis, bo przecież wiadomo, że jak trzeba się naprawdę dowiedzieć zarówno co jest, a zwłaszcza – co i jak będzie, to resortowa „Stokrotka” nie wzywa na przesłuchanie pana red. Tomasza Lisa, być może dlatego, że on jej nie podlega, tylko zaprasza pana generała Marka Dukaczewskiego, a gdy sprawa jest poważna – nawet w towarzystwie generała Gromosława Czempińskiego. To znaczy – nie tyle „zaprasza”, bo, jak się wydaje – inicjatywa wychodzi od panów generałów, którzy za pośrednictwem resortowej „Stokrotki” informują opinię publiczną, w co na danym etapie ma wierzyć i czego się trzymać.
Panowie generałowie na pewno mogliby odpowiedzieć na pytanie, co będzie z naszą biedną ojczyzną po decyzji pana Radosława Sikorskiego, który nie będzie już kandydował do Sejmu z okręgu bydgoskiego. Kandydować ma stamtąd pani Teresa Piotrowska z frakcji psiapsiółek pani premierzycy Ewy Kopacz, zwanej potocznie „Koparą” - ale w normalnej sytuacji to nie byłaby dla pana Radosława Sikorskiego żadna przeszkoda. Rzecz w tym, że pan Radosław, akomodując się do kolejnej watahy, złożył był w Berlinie „hołd pruski”, a w podsłuchanej rozmowie dał wyraz swoim wątpliwościom co do korzyści, a raczej co do braku korzyści z przynależności Polski do NATO. Odzyskujące w naszym nieszczęśliwym kraju wpływy Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie takim Zdradkom nie pobłaża, no i stąd kwarantanna, być może nawet dożywotnia.
Na tym tle lepiej rozumiemy wyniesienie pani Beaty Szydło, która - podobnie jak wcześniej Aleksander Kwaśniewski, Hanna Suchocka, a nawet Kazimierz „yes,yes,yes!” Marcinkiewicz – jest absolwentką Szkoły Liderów przy Departamencie Stanu USA. Najwyraźniej również pan prezes Jarosław Kaczyński nie ma w Prawie i Sprawiedliwości władzy absolutnej i jego sytuacja jest podobna do sytuacji ewangelicznego setnika, który sprawie „miał pod sobą żołnierzy”, ale sam też był człowiekiem „pod władzą postawionym”. Potwierdza to podejrzenia, że – po pierwsze - w naszym nieszczęśliwym kraju niepodobna być skutecznym politykiem, nie będąc osobą zaufania jakiegoś państwa poważnego, a – po drugie – że rację miał klasyk demokracji Józef Stalin twierdząc, że jeszcze ważniejsza od tego, kto liczy głosy, jest w demokracji prawidłowa alternatywa polityczna dla wyborców. Poznać ją można – jak wiadomo, po tym, że bez względu na to, kto wybory wygra – będą one wygrane.
Pamiętając o tych spiżowych regułach, możemy pokusić się o odpowiedź na postawione na wstępie pytanie: co z tą Polską? Takie pytania zadawano sobie i dawniej – o czym świadczy choćby słynny wiersz Juliana Tuwima „O tę Polskę, o Ojczyznę najboleśniej zatroskani (Bożesz ty mój miłościwy, co to będzie, moja pani?)”. Nawiasem mówiąc, widać, że tytuł audycji pana redaktora Lisa zatrąca o plagiat, oczywiście plagiat w najlepszym gatunku. Mniejsza jednak o to, bo zatroskanie o Polskę osiąga apogeum nie tylko z powodu rozpoczętej właśnie kampanii wyborczej, ale również ze względu na podpisanie przez pana prezydenta Komorowskiego ustawy o zapładnianiu w szklance, zwanej dla niepoznaki ustawą o zwalczaniu niepłodności. Wprawdzie Konferencja Episkopatu dala wyraz swemu „rozczarowaniu”, a nawet „bólowi”, ale pamiętamy skądinąd, że tam, gdzie „bul”, tam nie wolno tracić „nadzieji”. Toteż Katolicka Agencja Informacyjna tego samego dnia – konkretnie 22 lipca – przyniosła wiadomość, że 6 sierpnia w kościele Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie odprawione zostanie uroczyste nabożeństwo w intencji pana prezydenta Bronisława Komorowskiego i jego Małżonki, „w podziękowaniu za jego służbę narodowi”. Jak wyjaśnił przewielebny ks. Aleksander Seniuk, delegat kardynała Kazimierza Nycza ds. Kultury, jest to odpowiedź na prośby „wielu wiernych”. Przypuszczam, że wśród tych „wiernych” było też sporo „poszukujących”, a nawet „niewiernych” - ale to też nieważne, bo widać gołym okiem, że te wszystkie solenne zaklęcia przeciwko zapładnianiu w szklance, to tylko tak, żeby było ładniej, żeby nikt potem nie powiedział, że sprawę oddano walkowerem, ale tak naprawdę, chodzi o to, by wypić i zakąsić.
Z tego założenia wyszedł także pan Amurat, bohater opowiadania Ignacego Chodźki „Łostaje”. Pan Amurat był muzułmaninem, więc objeżdżający po kweście folwarki nowy kwestarz bernardyn postanowił go ominąć. Ten jednak zatrzymał klasztorną furmankę i przedstawił zakonnikowi propozycję nie do odrzucenia: „na tamtym świecie rozsądzimy się o wiarę, a tymczasem proszę na obiad!” Podobnie i teraz, zwłaszcza, że i z samą „wiarą” sprawa nie jest jasna, bo tego samego dnia, kiedy biskupi dali wyraz „rozczarowaniu”, a nawet „bólowi”, „Tygodnik Powszechny” na tytułowej stronie poinformował swoich mikrocefali, że zapłodnienie w szklance to prawdziwy „dar Boży”. Najwyraźniej prawdy wiary w naszym nieszczęśliwym kraju ustala ten, kto akurat wcześniej wstanie, co tylko potwierdza trafność starego spostrzeżenia, że „kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Pan Bóg bowiem, jak pamiętamy, jest po stronie silniejszych batalionów, a właśnie zarówno pan minister Siemoniak, reprezentujący u nas obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i strategosi z obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, zabiegają o zainstalowanie w naszym nieszczęśliwym kraju jak najsilniejszych batalionów amerykańskich.
Starania te zbiegły się z listem, jaki do sekretarza stanu Johna Kerry’ego wystosowało 46 kongresmanów – żeby skutecznie nacisnął Polskę, by ta zadośćuczyniła wreszcie żydowskim roszczeniom majątkowym w kwocie 65 miliardów dolarów. Czy absolwenci szkoły liderów przy Departamencie Stanu odważą się sprzeciwić takiemu rozkazowi? Jest to raczej mało prawdopodobne, więc dopiero w tym kontekście możemy ocenić wartość komplementów, jakimi od pewnego czasu obsypuje nas pan Jerzy Friedman. Konkretnie – że Polska będzie mocarstwem – co prawda dopiero od 2060 roku, niemniej jednak. Ma być tak: w 2050 roku rozpocznie się wojna od zdradzieckiego uderzenia Japonii na Pearl Har... - to znaczy pardon – jakie tam znowu „Pearl Harbor”! Żadne „Pearl Harbor”, tylko Japonia uderzy na amerykańskie „strategiczne cele w przestrzeni pozaziemskiej”. Potem będzie jeszcze gorzej, bo Turek będzie chciał napoić konie w Wiśle, ale to się nie uda, bo Polskę potężnie wesprze Ameryka, w następstwie czego Polska wyjdzie z tej wojny jako mocarstwo od morza do morza, a nawet – do trzech mórz, ale nie na długo, bo Ameryka, którą wojna jak zwykle oszczędzi, będzie dążyła do równowagi... i tak dalej. To skrzyżowanie hollywoodzkich „Gwiezdnych wojen” z „doktryną elastycznego reagowania” Roberta McNamary z lat 60-tych pokazuje, że świat rządzony jest małą mądrością, bo na razie chodzi o to, by Polska zaangażowała się wojskowo na Ukrainie. Pan Friedman taktownie nie wskazuje, do którego oligarchy mamy przystać na służbę, ale to nic, bo przecież Aleksander Kwaśniewski już przetarł szlaki i w razie czego nasz nieszczęśliwy kraj u swojego pana zaproteguje. Jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej – nawet jeśli Radosław Sikorski na chwilę nas opuści.
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3438
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz