Ludowa i Trzecia
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 18 grudnia 2015
Polska Rzeczpospolita Ludowa jest znakomitą ilustracją państwotwórczej teorii „podboju ras”, przedstawionej przez Ludwika Gumplowicza. Wprawdzie „rasami” nazywał on grupy dzisiaj określane mianem „etnicznych”, ale uważał, że państwo jest rezultatem podboju jednej „rasy” przez drugą. „Rasa” podbójcza tworzy cały system przedsięwzięć służących utrzymaniu w uległości „rasy” podbitej i to jest właśnie państwo. Polska Rzeczpospolita Ludowa była systemem przedsięwzięć zainicjowanych w 1944 roku na polecenie sowieckich bolszewików przez polskojęzyczną wspólnotę rozbójniczą gwoli utrzymania w uległości historycznego narodu polskiego. Wprawdzie podobne próby podejmowane były i wcześniej, na przykład podczas wojny bolszewickiej, kiedy to z przedstawicieli polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej w osobach Feliksa Dzierżyńskiego, Juliana Marchlewskiego, Feliksa Kona i Józefa Unszlichta utworzony został Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, ale dopiero po II wojnie światowej historyczny naród polski nie tylko został zniewolony, a w dodatku polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza wydatnie się rozbudowała i rozwnuczyła w kolejnych pokoleniach. Jej początki sięgają spółki autorskiej „Marks & Engels”, dzięki której powstawały kolejne „międzynarodówki”, stanowiące zalążki „ras podbójczych”, mających za zadanie rzucenie całego świata pod stopy żydokomuny.
Historia PRL, to z jednej strony dzieje zniewalania i demoralizowania historycznego narodu polskiego przez rozbójniczą wspólnotę, ale z drugiej strony – buntów tego narodu przeciwko temu panowaniu. Największy bunt miał miejsce w roku 1980, doprowadzając do wyłonienia przez historyczny naród polski namiastki własnej politycznej reprezentacji. Namiastki – bo ta reprezentacja była infiltrowana przez agenturę rozbójniczej wspólnoty, mimo to jednak samo jej pojawienie się zmusiło wspólnotę do zbrojnego wystąpienia przeciwko wyzwoleńczym aspiracjom historycznego narodu polskiego w ramach tzw. „stanu wojennego”. Wtedy właśnie doszło do trwałego przesunięcia punktu ciężkości władzy w stronę tajnych służb: wojskowego RAZWIEDUPR-a (razwiedywatielnoje uprawlienije) i Służby Bezpieczeństwa, które początkowo stanem wojennym zgodnie administrowały. Kiedy jednak postępująca erozja politycznego porządku jałtańskiego skłoniła Sowieciarzy do zaoferowania Ameryce wspólnego ustanowienia nowego porządku politycznego w Europie, który zastąpiłby rozsypujący się porządek jałtański, między RAZWIEDUPR-em, a Służbą Bezpieczeństwa doszło do konfliktu, który z perspektywy dzisiejszej możemy nazwać pierwszą wojną o inwestyturę. Według bowiem wszelkiego prawdopodobieństwa, które potem potwierdziło się w całej rozciągłości, istotnym elementem tego nowego porządku politycznego była ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, co nie tylko oznaczało upadek ustroju jakiego świat nie widział, ale również – odwrócenie dotychczasowych sojuszy. Europa Środkowa miała znaleźć się pod kuratelą nowych sojuszników, a zwłaszcza – Sojusznika Najważniejszego, więc w tej sytuacji niezwykłej wagi nabierała okoliczność, kto znajdzie się na pierwszym miejscu listy „naszych sukinsynów”, a kto z niej wypadnie. Jak wiadomo, pierwsza wojna o inwestyturę zakończyła się rozgromieniem Służby Bezpieczeństwa, w następstwie czego przygotowaniem, przeprowadzeniem i nadzorowaniem prawidłowego przebiegu transformacji ustrojowej zajął się RAZWIEDUPR, stając się główną polityczną siłą polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej i wysuwając na fasadę przedstawicieli rozbudowywanej nieustannie agentury oraz tzw. „pożytecznych idiotów”, przejętych do żywego instalowaniem „postępu” i „demokracji”.
Wprawdzie w następstwie ewakuacji imperium sowieckiego z Europy Środkowej nastąpiło odwrócenie sojuszy, ale sytuacja między nowymi sojusznikami była płynna, zwłaszcza po roku 1990, kiedy to Niemcy, odzyskując swobodę ruchów po podpisaniu w Moskwie traktatu „2 plus 4”, który otworzył drogę do wchłonięcia NRD przez RFN, wraz z Francją stały się wyznawcami doktryny „europeizacji Europy”, czyli delikatnego, ale uporczywego wypychania USA z polityki europejskiej, zwłaszcza – z funkcji jej kierownika i nawróciły się na linię polityczną kanclerza Bismarcka, zgodnie z którą Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Zewnętrznym wyrazem tego nawrócenia było proklamowanie strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, wyznaczającego ramy europejskiej polityki. USA pod egidą prezydenta Busha-juniora początkowo odpowiedziały aktywną polityką w Europie, ale po 11 września poświęciły się „wojnie z terroryzmem”, cokolwiek by to miało znaczyć, do której potrzebowały europejskich poważnych sojuszników, więc o żadnym okrążaniu „twierdzy Europa” kordonem państw pozostałych nie mogło już być mowy.
Kropkę nad „i” postawił 17 września 2009 roku prezydent Obama, w ogóle wycofując USA z aktywnej polityki nawet w Europie Wschodniej. Powstałą w ten sposób próżnię natychmiast wypełnili strategiczni partnerzy, co doprowadziło do ustanowienia w listopadzie 2010 roku „porządku lizbońskiego”, którego kamieniem węgielnym stało się strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. I kiedy wydawało się, że przechodzimy pod kuratelę strategicznych partnerów ze wszystkimi tego konsekwencjami, dotknięty do żywego dywersją zimnego rosyjskiego czekisty Putina w Syrii prezydent Obama w roku 2013 zresetował swój poprzedni „reset” w stosunkach z Rosją, co oznaczało nie tylko wysadzenie w powietrze porządku lizbońskiego, ale przede wszystkim – powrót USA do aktywnej polityki w Europie Wschodniej, w następstwie czego nasz nieszczęśliwy kraj ponownie trafił pod amerykańską kuratelę jako amerykański dywersant na Europę Wschodnią. Wymagało to oczywiście przebudowy tubylczej politycznej sceny pod kątem potrzeb nowej polityki amerykańskiej, to znaczy – zainstalowania „naszych sukinsynów” w miejsce sukinsynów jakichś takich nie naszych. Dlatego rozpoczęło się podgryzanie PO, poprzez między innymi straszliwy spisek kelnerów, dzięki czemu nowym prezydentem został pan Andrzej Duda, a siłą inercji PiS jesienią wygrało wybory. Siłą inercji – bo 18 czerwca RAZWIEDUPR, najwyraźniej w przekonaniu, że tym razem powrót pod amerykańską kuratelę ma charakter trwały, zaoferował Stanom Zjednoczonym swoje usługi w utrzymywaniu w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego w zamian za zgodę na kontynuowanie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju. Zgodnie z zasadą: divide et impera, RAZWIEDUPR został umieszczony na liście „naszych sukinsynów”, co umożliwiło mu rozpętanie drugiej wojny o inwestyturę – tym razem z PiS-em. Amerykanie nie mają nic przeciwko temu pod warunkiem, by wojna ta odbywała się w ramach wyznaczonych potrzebami amerykańskiej polityki wschodniej, w związku z czym stronom wojującym wolno póki co kopać się po kostkach – ale nie wyżej.
Stanisław Michalkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz