wtorek, 28 lutego 2012
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Wszyscy wiemy, że państwa i życie publiczne były budowane na ateizmie na obszarach komunistycznych, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że taka sama budowa jest podjęta dziś jako główne przedsięwzięcie na obszarach kultury euroatlantyckiej pod hasłem liberalizmu. I tak w tym drugim przypadku ludzie nierefleksyjni, ufający hasłologii, sądzą, że mają całkowitą wolność religijną, a nie wiedzą, że reprezentują już stare poglądy, ponieważ "nowa demokracja" i liberalizm nie uznają religii na scenie państwowej i publicznej. Taka jest bowiem koncepcja budowy "nowoczesnego" państwa i życia publicznego.
Ateizm publiczny
Odróżniamy ateizm indywidualny, wynikający z negowania Boga w swoim życiu przez jednostkę, oraz ateizm społeczny, zorganizowany, o różnych zakresach: wspólnotowy, polityczny, państwowy, kulturowy, publiczny. Ateizm jednostkowy, zgodny z sumieniem danej osoby, zasługuje na szacunek i katolicy są dla tej osoby zwykle szczególnie życzliwi. Jest natomiast problem z ateizmem zorganizowanym społecznie i państwowo, bo powoduje to istotny konflikt z religią, która jest z natury swej także społeczna i publiczna, czyli ukształtowana w Kościół.
I tutaj znowu występują dwa oblicza ateizmu społecznego: może być wewnętrzny dla danej zbiorowości, czyli prywatny, choć niepozbawiony wolnej misyjności, dialogujący z ludźmi wierzącymi, ale może być - jak w marksizmie, liberalizmie, masonerii i różnych innych organizacjach - silnie wojujący, tzn. nieuznający wolności religii, bądź to publicznej, bądź to prywatnej.
Obecna taktyka ateizmu publicznego
Przywódcy ateizmu społecznego i państwowego zauważyli w XX wieku, że religii jako również zjawiska społecznego i kościelnego nie da się zniszczyć na płaszczyźnie doktrynalnej, bo jest ona samym jądrem życia osobowego normalnego człowieka. Niewiele przyniosły takie nurty, jak teologia "śmierci Boga" w świecie, idea sekularyzmu, teoria rozdziału Kościoła i państwa, głoszenie i nauczanie ateizmu zwalczającego wiarę i inne. Doszli więc do przekonania, że religię najlepiej zniszczy się przez jej "sprywatyzowanie", tzn. całkowite wyparcie z życia świeckiego, doczesnego, społecznego, państwowego, z polityki, nauki, kultury, sztuki, moralności, obyczajów, słowem - z całości życia bieżącego. Ale ma towarzyszyć temu obłudne wynoszenie wysoko religijności osobistej, indywidualnej, dowolnej, nieukształtowanej w Kościół publiczny. Taka teoria i praktyka jest dziś wprowadzana z całą siłą w UE, USA, Kanadzie, Australii i wszędzie, gdzie tylko sięga duchowa kultura zachodnia.
Ateizm polityczny, nawet wojujący, odniósł pewne sukcesy głównie wśród inteligencji, przede wszystkim dzięki nieustannej agitacji mediów, pozostających w większości w rękach owych głosicieli ateizmu publicznego. Z jednej strony sama religijność słabnie po wojnie z powodu dobrobytu, łatwości życia i czarów techniki, co zazwyczaj bardzo demobilizuje i rozleniwia osobowość człowieka i sugeruje mu samowystarczalność na świecie, a z drugiej strony omawiani ateiści schlebiają bardzo religijności czysto osobistej bez charakteru społecznego, Kościół ograniczają tylko do akcji charytatywnych na marginesie społecznym, a nawet wspierają niekiedy odbudowę zabytków jako dzieł sztuki.
Przy tym zmieniają naukę o roli religii - o ile kiedyś panowało przekonanie, że religia, zwłaszcza chrześcijaństwo, łączy i jednoczy społeczeństwo, o tyle ateiści naukę tę odwracają. Głoszą, że religie i same wyznania jednej religii są różne, przeważnie w kolizji między sobą, natomiast ateizm jest jeden i ten sam, a więc daje jedną wspólną podstawę dla jedności i zgody, a także budowania pokojowej przyszłości. Bóg dzieli ludzi na wierzących i niewierzących, ateizm łączy i jednoczy. Oczywiście, jest to propagandowy blef, społecznie i osobowościowo całkowicie pusty i zrywa wszystkie głębsze więzy człowieka z człowiekiem.
W tej sytuacji dało się zaobserwować specjalną propagandową grę ateistów publicznych na świecie postacią bł. Jana Pawła II Wielkiego. Nie można było tej postaci zamilczeć, ale i nie chciano przyjąć misji ewangelizacyjnej Papieża Polaka. Dlatego mocno krytykowano jego doktrynę dogmatyczno-moralną jako tradycjonalistyczną i wsteczną, natomiast wychwalano Ojca Świętego za wyjście ku światu poprzez dialog, kontakty i rozmowy ze wszystkimi, tyle że starano się te wartości ewangeliczne przekładać na folklorystyczne, bez realnych skutków politycznych, jak np. zlekceważono całkowicie bł. Jana Pawła II Wielkiego w sprawie religii w UE.
Doktryna ateizmu publicznego, państwowego została szeroko przyjęta przez czynniki władzy społeczno-politycznej, w formie jeśli nie wojującej, to dyktatorskiej. U nas przejęły go: UW, PO, SLD, Ruch Palikota oraz różne ugrupowania o ideologii ateizmu totalnego. W postaci bardziej ostrożnej przyjęły go także niektóre ugrupowania społeczno-polityczne inteligencji katolickiej, nieraz łącznie z duchownymi, jak ośrodki "Tygodnika Powszechnego", "Więzi", "Znaku", "Przeglądu Powszechnego" i niektórych klasztorów. Ośrodki władzy państwowej i publicznej, nawet społecznej, opowiadają się często, jak np. KRRiT, za ateizmem publicznym wojującym.
Przypadek Telewizji Trwam
W Polsce rozszerza się ateizm polityczny z inspiracji władz naczelnych, także ateizm wojujący. Obnaża się on całkowicie w odmowie Telewizji Trwam miejsca na naziemnym multipleksie cyfrowym, co oznacza zamknięcie ust Kościołowi katolickiemu w zakresie medialnym na cały kraj. Trzeba przypomnieć, że już Radio Maryja miało olbrzymie trudności z uzyskaniem częstotliwości radiowych. Czyli już w roku 1992 była nakładana na Kościół polski czapa ateizacji w wymiarze państwowym, a myśmy wtedy tej taktyki unijnej nie znali. I dziś mało kto dostrzega, że i Radio Maryja, i Telewizja Trwam są atakowane jako media rzekomo tylko jednej osoby, "giganta biznesowego" (choć finansowanego przez emerytów), a mianowicie o. dr. Tadeusza Rydzyka. Jaka ta ateizacja jest subtelnie perfidna, jeszcze bardziej perfidna niż bolszewicka, w "wolnej Polsce"! Chodzi o stworzenie wrażenia, że jest to walka tylko z jedną osobą, a nie z Kościołem na płaszczyźnie publicznej, i że o. Tadeusz Rydzyk chce swój katolicyzm prywatny uczynić publicznym, narodowym. O naszej naiwności świadczy fakt, że owym czynnikom udało się na długo zasiać nieufność wobec tego medium także i ze strony licznego duchowieństwa, a nawet części wówczas Episkopatu.
Obecnie liczy na to samo KRRiT, a szczególnie jej przewodniczący, zresztą działa niechybnie na polecenie wyższych władz państwowych, które decydują się na podporządkowanie sobie Kościoła na scenie państwowej. Sami chyba też mają skądś takie zalecenia. I tak wychodzi cała maskarada ateizmu państwowego: przewodniczący jest w domu katolikiem, a w państwie ateistą, i to wojującym, czyli prywatnie jest wierzący, a publicznie niewierzący i zwalcza Kościół katolicki w jego funkcji ewangelizacyjnej. A społeczeństwo katolickie Polski dopiero teraz zaczyna się budzić i przeciera oczy. Nikt go nie pouczył przedtem i nie przestrzegł. Kiedy ja pisałem o tym od początku lat 90. ubiegłego wieku, to byłem atakowany i przez katolewicę, i przez licznych duchownych. Jedni się podstępnie kryli ze swymi ideami, drudzy niczego nie rozumieli w płaszczyźnie współczesnych koncepcji życia społeczno-politycznego.
Ale znaczny brak wiedzy w tych sprawach pozostaje do dziś, co przejawia się choćby w kakofonii argumentacji. Oto zaatakowani katolicy prawowierni dowodzą, że odmowa miejsca na multipleksie jest złamaniem unijnego prawa pluralizmu mediów. Tymczasem w interpretacji tego prawa jest perfidna pułapka. Według twórców ateizmu politycznego, "pluralizm" oznacza wiele jednostek, ale tylko jednego zbioru, a mianowicie "bezreligijnego", czyli do tej pluralności mogą wchodzić media państwowe, komercyjne, masońskie, satanistyczne i wszystkie, byle nie były prawdziwie religijne. Religijne bowiem nie mają prawa być na scenie publicznej, chyba że tylko przez niekonsekwencję, np. z powodów dyplomatycznych, z obawy przed Episkopatem lub dla zwycięstwa wyborczego, czy też gdyby takie medium było nieprawowierne lub popierało rząd. Toteż przed Kościołem katolickim staje zadanie zwalczania nie tylko jednego czy drugiego zachowania nieprawego czy nawet przestępczego, ale czas podjąć mocne i otwarte przeciwstawienie się całej ideologii obłędnego liberalizmu antyreligijnego.
Tymczasem postawa zwolenników ateizmu politycznego, ujawniona podczas dyskusji z KRRiT i w ramach Komisji Kultury i Środków Przekazu, jest nie do zniesienia dla normalnego człowieka: kłamstwa, przekręty, nienawiść do religii, furie psychiczne, zapiekłość, wprost podłość, tak jakby rozumowano nie rozumem, lecz namiętnością złości. Człowiek normalny przeżywa koszmarny sen. Na przykład w pewnym momencie ktoś mówi, że nie został złamany pluralizm, bo miejsce na multipleksie dostało już jedno medium katolickie. Tymczasem chodzi prawdopodobnie o znane medium, które od początku zwalcza Radio Maryja, Telewizję Trwam i osobiście prześladuje o. Tadeusza Rydzyka, a w programie religijnym zamiast głoszenia ewangelizacji przemyca zatrute rozumienie katolicyzmu i Kościoła. No i to ciągłe założenie, że ogół katolików, łącznie z duchownymi, to tylko masa idiotów, których się bezkarnie oszukuje i lży. Taką "brzydotę spustoszenia", intelektualnego i moralnego, promują teraz "postępowe" władze polskie?
To spustoszenie okazuje się coraz bardziej rozlegle. Dostrzegają je już najprostsi ludzie, także niewierzący, uczciwi. Oto przykład: ktoś pisze, że słuszność jego ateizmu potwierdza się, gdy pewien arcybiskup broni Polski, jej suwerenności w UE, Ojczyzny, Narodu, tradycji katolickiej. Ale przecież to nie jest potwierdzenie słuszności ateizmu Polaka dzisiejszego, lecz tylko choroba intelektualna u młodego człowieka, który w środowisku współczesnej Polski nie zdobył pojęć intelektualnych, a tylko zaśmiecił sobie umysł brudnymi uczuciami, inspirowanymi przez marksizm lub/i liberalizm, bo brak mu obiektywnego wykształcenia i zasady rozumu społecznego i politycznego.
Wielu ludzi nierefleksyjnych sądzi, że ateizm społeczny ogranicza się tylko do dziedziny polityczno-państwowej. Ale on obejmuje powoli już wszystkie dziedziny: moralność, życie codzienne, kulturę, oświatę, wychowanie, literaturę, sztuki piękne, media, nauki humanistyczne, obyczaje polskie, sądownictwo, prawodawstwo. Słusznie zauważa ks. prof. Józef Krukowski, że rząd już łamie prawo konkordatowe, np. znosząc jednostronnie Fundusz Kościelny.
Z ateistami publicznymi, państwowymi coraz trudniej jest rozsądnemu człowiekowi rozmawiać, bo tworzy się u nich pewna skorupa umysłowa, nie do przebicia rozumem i sumieniem. Takie zaskorupienie w błędzie to straszna rzecz. Przychodzi tu na myśl np. mentalność komunistów ateistycznych. Wielu z nich dokonywało straszliwych mordów na współbraciach patriotach, arystokracji, mieszczanach, uczonych, duchownych, prostych ludziach wyróżniających się szlachetnością. My słusznie uznaliśmy ich za morderców i zdrajców wyzbytych człowieczeństwa, ale oni uważali i uważają się do dziś za bohaterów, jeśli byli "ideowi", uważali, że postępują zgodnie z prawem "rewolucyjnym" i z "sumieniem komunisty". Zabijani mieli być wrogami postępu, komunizmu, humanizmu, no i Polski socjalistycznej. I jeszcze raz trzeba przypomnieć straszliwy paradoks, że sowieccy mordercy także sądzili morderców niemieckich w Norymberdze, bynajmniej nie za złamanie Dekalogu, lecz za zabijanie komunistów. A przecież dla jednych i drugich najwyższym prawem moralnym było ich wewnętrzne prawo państwowe, któremu byli tylko posłuszni. Skorupa antyreligijna to coś strasznego. A czy nie jest straszna również ta skorupa pseudoliberalna, w imię której umocowuje się prawnie aborcję, eutanazję, in vitro, niedostateczne leczenie społeczeństwa (z jego podatków), zabijanie duchowości społecznej, a wreszcie niszczenie życiodajnej wiary w Boga, ożywiającej całe życie zbiorowe i uszlachetniającej cały świat i wszelką doczesność?
Dostrzegamy w Polsce coraz wyraźniej cały nierozum w wypieraniu religii i Kościoła z życia publicznego, które przez to staje się jakieś pesymistyczne, smutne, płytkie, nienormalne i niegodne, bez wyższych wartości. Widzimy zatem, że musimy podjąć wielostronną walkę zarówno z nieprawnymi lub przestępczymi aktami ateizmu publicznego, jak i z całą ideologią pseudoliberalną. Są to bowiem mutacje marksizmu. Szczęście, że znakomita większość Polaków jest rozumna i szlachetna. I mamy coraz więcej "dywersantów" przeciwko tej obłędnej ideologii i praktyce, choć nie wszyscy jeszcze kojarzą, że usuwanie Telewizji Trwam jako katolickiej trzeba wliczać także w ową serię złych posunięć premiera Tuska i rządu. Ufamy jednak mądrości i dobroci Polaków niezatrutych. Przypominają mi się lata pracy w lubelskim seminarium duchownym, gdy władze nałożyły w duchu bolszewickim podatek 65 proc. od każdej przyjętej wpłaty i od każdego daru, a kuchnię uznano za restaurację dochodową i obłożono tym samym podatkiem. Musieliśmy więc wprowadzić podwójną księgowość i ogłosić, że klerycy sami sobie gotują na dyżurach z domowego prowiantu. Wielu urzędników i kontrolerów, nawet ze Służby Bezpieczeństwa, zdawali sobie sprawę z tego, że my kręcimy, ale udawali, że nie wiedzą, żeby nas mimo wszystko ratować przed wejściem na hipotekę i przejęciem seminarium. Obawiam się, że z dzisiejszymi zeskorupiałymi ateistami publicznymi może być gorzej w sprawach społecznych Kościoła.
Ideologiczna skorupa utworzyła się na strukturach UE i coraz bardziej zagraża państwom członkowskim. Widać to ostatnio mocno na przykładzie Węgier, od kiedy premierem przestał być całkowity wasal, a przyszedł Viktor Orbán. Za niektóre ruchy zmierzające ku wolności politycznej, finansowej i ideologicznej, głównie chyba za wprowadzenie do preambuły konstytucyjnej wzmianki o Bogu i chrześcijańskiej tradycji państwa węgierskiego, ateiści polityczni Unii zażądali od premiera kategorycznie, by zapomniał o wolności, by się wycofał z reform, by przyjął niszczącą ideologię unijną w pełni, i zagrozili prawnym i finansowym ukaraniem społeczeństwa. Ateizm liberałów przejmuje coraz wyraźniej wszystkie cechy marksizmu sowieckiego.
***
Jeszcze raz wrócę do tego, że bardzo wielu nierefleksyjnych czy młodych wyznawców ateizmu politycznego i publicznego może nie wiedzieć obiektywnie, co czynią i czemu służą, mogą sądzić, że już zdobyli wiedzę wieczną, która nie potrzebuje ani krytyki, ani zmiany. Można się obawiać, że gdy nas zniewalają społecznie, to mniemają, iż budują nowy raj i mają całkowitą rację. Może dochodzić do paradoksu, błędnego sumienia, o czym mówi już Chrystus: "nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu" (J 16, 2). Toteż trzeba nam walczyć przede wszystkim o prawdę. Istotną zatem sprawą jest podjęcie przez nas takiej ewangelizacji, także medialnej, która będzie chroniła przed nową bezbożną i niszczącą ideologią. Trzeba bronić przed nią przede wszystkim dzieci i młodzież, bo - jak mówi ciekawe przysłowie laickiej Francji - "na starość to i sam diabeł staje się religijny".
Wydaje się wszakże, iż sama zasada smutnego milczenia katolików nie wystarczy, przeciwnik jest zbyt bezwzględny, wredny i przewrotny. Chyba sama satyagraha, zasada Gandhiego (zm. 1946), żeby osiągać cele społeczne i polityczne przez same słowa i prawdę bez siły nacisku (ahinsa), nie wystarczy, dziś media złych ludzi są prawie wszechmocne. Trzeba czynów.
I pomyśleć, że przed kilkoma tysiącami lat zdarzały się państwa Sumeru, Akadu, Egiptu, Grecji, Indii i tylu innych krain wielokrotnie światlejsze, sprawiedliwsze, mądrzej rządzone i bardziej życzliwe dla wszystkich swoich obywateli, niż chełpiące się postępem i światłością niektóre państwa ateizmu publicznego, obecnie, niestety, łącznie z "liberalną" Polską.
Nasz Dziennik 28.02.2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz