niedziela, 27 maja 2012


To już nie „nieuki z Ameryki” mówią o pancernej brzozie. Brak debaty naukowców będzie koronnym dowodem przeciwko rządowi


Naukowcy, doktoranci i studenci polskich wyższych uczelni technicznych zebrani na Uniwersytecie Jagiellońskim w dniu 23 maja 2012 r., po zapoznaniu się z badaniami prof. Wiesława Biniendy z Uniwersytetu w Akron Ohio USA dotyczącymi technicznych aspektów katastrofy smoleńskiej Tu-154M w dniu 10 kwietnia 2010 r. stwierdzają, że przesądzają one w sposób ostateczny, iż gdyby skrzydło samolotu uderzyło w brzozę, to z pewnością przecięłoby ją nie naruszając zdolności nawigacyjnych samolotu. Oznacza to, że katastrofa ta nie mogła zostać spowodowana na skutek ułamania skrzydła samolotu przez brzozę.
-piszą naukowcy z Instytutu Mechaniki Budowli Politechniki Krakowskiej, Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego, Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej Akademii Górniczo-Hutniczej, Instytutu Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Wydziału Geomechaniki, Budownictwa i Geotechniki Akademii Górniczo-Hutniczej. Nawet najbardziej zacietrzewieni obrońcy skompromitowanego raportu Millera nie mogą przejść obojętnie obok tego oświadczenia. To już bowiem nie tylko „nieuki z Ameryki”, jak wyraził się o nich czołowy polityk PO, przekonują, że Tupolew nie mógł się rozbić o brzozę (chyba, że była ona pancerna albo twarda jak głowy pisofobów). Oświadczenie polskich naukowców jest przełomowe z dwóch powodów.
Po pierwsze- ludzie ci kładą na szali swój własny dorobek naukowy. Różni się to od działań Polaków z USA, bowiem za oceanem naukowcy pracują w normalnych warunkach, gdzie naukowcowi wolno prowadzić nawet najbardziej kontrowersyjne badania i nie jest za to wyszydzany. Polska jest krajem postkolonialnym i rządzonym przez sitwy więc naukowcy boją się z nich wypaść. Nieczęsto decydują się oni na wyjście poza główny nurt ideologii panującej na uczelni (patrz: lustracja) w obawie przed szaleńczym, antypisowskim klimatem jaki panuje w Polsce. Potwierdzenie tez prezentowanych przez człowieka pokroju Macierewicza, skutkuje otrzymaniem łatki „pisowca”. Jest to określenie, które w wielu kręgach powoduje niemal odczłowieczenie. Trudno jest egzystować w świecie nauki nie będąc pokropionym wodą nieświęconą z Czerskiej. Oświadczenie naukowców z najbardziej prestiżowych polskich uczelni w sprawie przyczyn katastrofy dowodzi, że ci ludzie są pewni swoich tez. Prezentując je naprawdę wiele ryzykują.
Po drugie- oświadczenie naukowców powinno zmusić ekspertów komisji Millera do publicznej debaty z naukowcami z polskich uczelni. Do tej pory takiej chęci nie było (nie licząc jednego chlubnego głosu eksperta od Millera). Pamiętamy w końcu nie przystające ludziom nauki odpowiedzi Janowi Pospieszalskiemu, który zapraszał ich do debaty z prof. Wiesławem Biniendą. „Nie chciałbym uczestniczyć w takich spektaklach politycznych”- powiedział jeden z ekspertów. Inni mówili o „braku czasu”. Uciekanie przed debatą z naukowcami z polskich uczelni będzie nie tylko dowodem na dezercję przed prawdą. Takie zachowanie może oznaczać kolaborację z największym kłamstwem w historii III RP. Nawet jeżeli odmowa wspólnej debaty będzie teraz pięknie pijarowo opakowywana i zagłuszana przez rządowych dziennikarzy, to nie da się jej zupełnie zamieść pod dywan. Jest to już niemożliwe.
Niejednokrotnie pisałem, że nie wierzę w zamach w Smoleńsku. Wciąż nie dostrzegam koronnego dowodu, która potwierdziłaby taką tezę. Bez wątpienia Rosjanie zachowują się jakby dokonali zamachu i robią to z wyrachowaniem. Putin woli być przez świat postrzegany jako morderca niż jako przywódca rozklekotanego kraju. Istotne jest więc nie to co robią Rosjanie, a działania polskich decydentów. Ostatnie wydarzenia coraz mocniej przybliżają mnie do wersji prezentowanej przez moich przyjaciół, którzy prowadzą śledztwo dziennikarskie w tej prawie. Naprawdę ciężko jest zrozumieć postawę polskich władz i polskich śledczych. Oczywiście nie można zapominać, że prowadzący śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej wojskowi prokuratorzy postanowili poprosić o spotkanie profesora Wiesława Biniendę. Nie wiadomo jednak czy nie ma być to spotkanie „na odczepnego”. Spotkanie z profesorem z amerykańskiej uczelni zostało zresztą wymuszone przez coraz mocniej rozgniewaną opinie publiczną, która zaczyna dostrzegać kłamstwo jakie jej się wciska. Skandaliczny brak dopuszczenie do zwłok ofiar katastrofy wybitnego amerykańskiego patomorfologa Michaela Badena pokazało, że śledczy przestają racjonalnie się zachowywać. Następnie mieliśmy do czynienia z tchórzliwym wymigiwaniem się ekspertów Millera od debaty z ich czołowym polemistą. Te dwa zdarzenie pokazały kompletnie nieracjonalne działanie władz.
Jeżeli eksperci od Millera i rządzący są pewni swoich tez, to po prostu powinni zrobić publicznie miazgę z „naukowców od Macierewicza”. Czy jest to problem? W końcu to oni mieli dostęp do nielicznych dowodów, o badaniu których niezależni naukowcy mogą tylko poważyć. Mają więc przewagę. Czego się boją? Dlaczego raz i dobrze nie chcą skompromitować „nieuków z Ameryki”? Takie show miałoby ogromną oglądalność. Nie wierzę, że chodzi jedynie o potrzebę trzymania rozwścieczonego Kaczora, którym można straszyć w przypadku spadających sondaży.Publiczne skompromitowanie „zwolenników spiskowych teorii” byłoby najlepszym prezentem dla Tuska, który mógłby mieć kolejne igrzyska po Euro. Władza może się ponownie wykazać. Na ring wyszli polscy naukowcy z najlepszych polskich uczelni. Co zrobią polscy decydenci? Podejrzewam, że będą chcieli zamilczeć prawdę. Trudno ją będzie zakrzyczeć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz