czwartek, 24 października 2013

zdjecie
M.Borawski/Nasz Dziennik

Mam prawo do prawdy

Czwartek, 24 października 2013 (02:11)
Z Ewą Błasik, żoną gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych, który zginął w katastrofie smoleńskiej, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Jak Pani ocenia apel Pawła Deresza do Ewy Kopacz o zablokowanie prac parlamentarnego zespołu smoleńskiego?

– Pan Deresz może sobie apelować, do kogo chce, ma do tego pełne prawo, ale wypowiada się, jak rozumiem, w swoim imieniu. Natomiast rodziny lotników, a szczególnie moja rodzina, odrzuca oba raporty pseudoekspertów z MAK i komisji Millera. Apel pana Deresza nie jest przede wszystkim skierowany do właściwej osoby, gdyż czas dany pani marszałek Kopacz na rzetelne wypełnienie obowiązków służbowych już minął. To był czas zaraz po katastrofie, wtedy kiedy mogła wpływać na dochodzenie do prawdy i patrzeć na ręce Rosjanom. Miała wtedy możliwość wpłynięcia na to, by nie narażano później rodzin na niewyobrażalne i ogromnie trudne przeżycia związane z zamianami ciał ich bliskich w trumnach. Pani marszałek wolała jednak zapewniać nas o wspaniałej współpracy między obydwoma państwami. Stąd ten apel jest bez znaczenia, bo według mnie jest to czysta gra polityczna.

Może Deresz powinien apelować do marszałek Kopacz o rezygnację ze stanowiska wtedy, kiedy wyszły na jaw jej kłamstwa o przekopaniu ziemi na jeden metr czy o udziale polskich lekarzy w sekcjach?

– Dokładnie. To niegodne, żeby pani marszałek po tym, jak wprowadzała w błąd rodziny i całą Polskę, nadal piastowała tak wysokie stanowisko. Absolutnie nie zgadzam się na zamykanie nam ust, kneblowanie dojścia do prawdy o katastrofie. W sytuacji, kiedy nie możemy liczyć na władze polskie i nie mamy od nich wsparcia, do prawdy musimy dochodzić swoimi drogami. Od początku tej katastrofy widzimy ogromne przerażenie rządzących, kiedy drąży się temat Smoleńska. Dowodem na to jest chociażby fakt, gdy w 2010 r. w bazie NATO w Ramstein prosiłam o pomoc, mój upubliczniony apel spotkał się z ogromnym zaniepokojeniem w Ministerstwie Obrony Narodowej. Widać wywołał on strach wśród rządzących, bo oni absolutnie nie byli i nie są zainteresowani pomocą NATO, choć przecież w Smoleńsku zginęło całe nasze polskie dowództwo. To coś niebywałego, by w wolnej Polsce państwo nie upomniało się o swoich poległych żołnierzy i nie dbało o ich rodziny.

Prokurator generalny Andrzej Seremet przyznał wczoraj, że strona polska nie dostała do tej pory materiałów dotyczących rosyjskich kontrolerów. Ale mimo tego śledztwo może zostać zamknięte.

– To coś niebywałego. Dobrze pamiętam, gdy spadł w Polsce białoruski Su-27, wtedy na pełnych prawach dochodzono do prawdy i wszystko odbywało się w sposób cywilizowany, z poszanowaniem obydwu stron. Natomiast śledztwo smoleńskie prowadzone jest w prymitywny sposób, obrażający polski mundur, polskich lotników. Bardzo współczuję żonie śp. majora Protasiuka, bo wiem, co ona musi czuć, kiedy przez tyle lat znieważa się i obraża jej męża, a on był przecież bardzo dobrym pilotem, niezwykle odpowiedzialnym i rozsądnym. Oczywiście polski premier na wszystko się zgadza, przejeżdżając wcześniej bez refleksji obok pomnika poległych w tej katastrofie w Dowództwie Sił Powietrznych i rozgrywając w najlepsze mecze tenisowe. To szczyt hipokryzji. Jestem zażenowana tym, kto tą Polską rządzi. Niech pan Deresz i inni nie przeszkadzają nam w dochodzeniu do prawdy, bo ci, którzy zginęli, na nią zasługują. Naszym obowiązkiem jest wszystko do końca wyjaśnić. Podobne apele nie robią już na mnie wrażenia, bo komisja Millera badała tylko to, do czego strona rosyjska ją dopuściła, co im pokazała. Oni jedynie powielili raport MAK, dlatego im zupełnie nie ufam.

Sądzi Pani, że wzmożono krytykę prac zespołu Antoniego Macierewicza, bo chce się coś ukryć?

– Tak. Im bardziej ich krytykują, tym dobitniej widać, że jest tu coś na rzeczy. To nie rozmowa pana premiera Jarosława Kaczyńskiego z poległym bratem jest tu istotna. Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest utajniona rozmowa premiera Tuska z premierem Putinem. Mam wrażenie, że polski premier obiecał Putinowi, że wszystko weźmie na siebie, że to polska strona za wszystko będzie obwiniona. Z mojej obserwacji wynika, że w raportach MAK i Millera nie chodziło o wyjaśnienie przyczyn, tylko o zatarcie śladów.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz