Od sukcesu do sukcesu
Szanowni Państwo!
Nasz nieszczęśliwy kraj brnie od sukcesu do sukcesu. W ostatnich dniach Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uchylił się od oceny rosyjskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej. Jak wiadomo, Trybunał w Strasburgu jest niezawisły, podobnie zresztą jak wszystkie inne sądy we wszystkich innych krajach, ale trudno jest pozbyć się wrażenia, że minister spraw zagranicznych Rosji okazał się skuteczniejszy, niż minister Radosław Sikorski. Minister Sikorski, owszem, też jest skuteczny, nie można powiedzieć. Dzwoni na przykład przez telefon do sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego, podsuwa mu zbawienne pomysły, jak rozwiązać węzeł gordyjski w Syrii i w ogóle informuje w polityce międzynarodowej przywódców światowych mocarstw - ale kiedy okazało się, że Trybunał taktownie uchylił się od oceniania rosyjskiego śledztwa, minister Sikorski zapewnił o swoich dobrych chęciach i pragnieniu doprowadzenia do „pełnej rehabilitacji” zamordowanych w Katyniu oficerów. Ta deklaracja jest o tyle ciekawa, że na tych zamordowanych oficerach nie ciążą żadne zarzuty, z których mieliby zostać oczyszczeni - a na tym przecież polega rehabilitacja. Czyżby minister Sikorski uważał, że dopiero Rosjanie mogą ich zrehabilitować? Gdyby tak było rzeczywiście, to by oznaczało, że minister Ławrow jest jeszcze bardziej skuteczny, niż myślimy, że jego skuteczność rozciąga się nie tylko na niezawisły Trybunał w Strasburgu, ale nawet na ministra Sikorskiego!
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Toteż w Warszawie zebrał się Światowy Szczyt Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, żeby na oczach zachwyconej publiczności podjęli trud urządzenia świata na nowo. Na Szczycie brylował zwłaszcza były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa, który „koncepcjami” sypał jak z rękawa, a co jedna - to lepsza. Mnie najbardziej spodobała się koncepcja utworzenia światowego parlamentu i rządu, w skład którego wchodziłoby „ministerstwo obrony globalnej”, z ramienia którego wyznaczeni generałowie walczyliby z rasizmem i antysemityzmem. Widać, że Lech Wałęsa już skądś wywąchał, z której strony chleb będzie posmarowany i zawczasu próbuje podlizać się starszym i mądrzejszym. W samą porę, bo właśnie pan mecenas Lejb Fogelman, który w Warszawie doradza przy największych transakcjach, a przy tym cieszy się reputacją króla życia, w wypowiedzi dla pani Joanny Rachoń z Pisma „MaleMen” zauważył, że Żydzi w Polsce nie byli gośćmi, tylko „współgospodarzami” tej ziemi. Skoro tak, to nic dziwnego, że tylko patrzeć, jak ministerstwo obrony globalnej rękami swoich generałów przystąpi do tępienia antysemityzmu. Ciekawe, kto byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju o tym uprzedził, że na Szczycie zaśpiewał akurat z tego klucza?
Zanim jednak dojdzie do ostatecznego rozwiązania kwestii antysemickiej przez ministerstwo obrony globalnej, uczestnicy Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla przedstawili światu bohatera pozytywnego w osobie pana Jerzego Owsiaka, przyznając mu nagrodę za wybitne osiągnięcia w dziedzinie medycyny, czy coś w tym rodzaju. Tak udelektowany „Jurek Owsiak” poczuł wiatr w żaglach i jako patentowany autorytet moralny natychmiast przystąpił do sztorcowania znienawidzonego Antoniego Macierewicza, który ośmiela sprzeciwiać się, a nawet bluźnić panu doktorowi Maciejowi Laskowi, któremu sam premier Tusk powierzył misję demaskowania smoleńskich kłamstw. Niestety znienawidzony Antoni Macierewicz nie tylko puścił upomnienia „Jurka Owsiaka” mimo uszu, ale w dodatku zorganizował kolejną konferencję smoleńską, którą funkcjonariusze niezależnych mediów głównego nurtu natychmiast zdemaskowali - każdy na tym odcinku, na który został rzucony. Nie ma co; następną Pokojową Nagrodę Nobla trzeba będzie załatwić „Jurkowi Owsiakowi”, a wtedy każdy będzie wiedział, czego się trzymać.
Osoby spostrzegawcze wiedzą to i bez tego - a najlepszym tego dowodem jest pani Joanna Szczepkowska - ta sama, co 4 czerwca 1989 roku poinformowała nas, że właśnie upadł komunizm. Teraz przypomniała sobie jeszcze dawniejsze wydarzenia - jak to spowiednik spowiadający ją przed pierwszą Komunią wypytywał o różne nieprzyzwoitości, słowem - molestował ją werbalnie. Wiadomo; dzisiaj ten, kto nie był w młodości, a jeszcze lepiej - w dzieciństwie molestowany, zwłaszcza przez księdza, uchodzi za prymitywa i prostaka, który nie może pokazać się nie tylko w Paryżu, ale nawet na gali celebrytów w Warszawie, którą Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał „małym żydowskim miasteczkiem na niemieckim pograniczu”. Skoro wśród celebrytów zapanowała taka moda na molestowanie przez osoby duchowne, to tylko patrzeć, jak niezawisłe sądy zostaną zalane pozwami o odszkodowania i że wnet się posypią piękne wyroki - bo w tych sprawach rozkazy dla niezawisłych sądów będą inne od tych, które być może otrzymał Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie Katynia.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
Felieton • Radio Maryja • 24 października 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz