wtorek, 11 czerwca 2013

Monika Bartoszewicz: W Europie powstaje powstaje archipelag małych kalifatów

07.06.2013
Po doniesieniach z Wielkiej Brytanii a także Francji, gdzie tak zwane „no-go zones” od wielu już lat stanowią problem tak lokalnych polityków, jak i policji, przyszła kolej na Holandię, gdzie mały kalifat odkryto właśnie w samym centrum Hagi - pisze Monika Bartoszewicz. 
Historie opisujące działania obywatelskiej policji muzułmańskiej, której celem jest narzucenie przestrzegania prawa koranicznego w przestrzeni publicznej, zazwyczaj na obszarach zdominowanych przez mniejszości muzułmańskie pojawiły się tej wiosny i relacjonowały sytuację w całkowicie zislamizowanych dzielnicach miast angielskich. Komentatorzy zapewniali wtedy, że nie ma powodów do obaw, gdyż są to aberracje społeczne, odizolowane przypadki, w żadnym razie niebędące elementami jakiegoś szerszego trendu. Wbrew jednak analizom, rzeczywistość udowadnia, że tworzenie społeczeństwa równoległego tworzącego paralelny system oparty na zupełnie innym systemie kulturowo-cywilizacyjnym, nie jest wymysłem kilku zaledwie radykalnych jednostek, ale rzeczywistą potrzebą wspólnot muzułmańskich. Zjawisko to polega na tym, że muzułmanie w sposób naturalny dążą do odizolowania się od populacji niemuzułmańskiej, a następnie na obszarach, na których dominują, wprowadzają zwyczaje i regulacje oparte na prawie koranicznym. W ten sposób na kontynencie europejskim tworzą się wysepki wymykające się kontroli państwa, tworzące wciąż rosnący archipelag małych kalifatów. Po doniesieniach z Wielkiej Brytanii a także Francji, gdzie tak zwane „no-go zones” od wielu już lat stanowią problem tak lokalnych polityków, jak i policji, przyszła kolej na Holandię, gdzie mały kalifat odkryto właśnie w samym centrum Hagi.
Dzielnicą, która w Hadze została zdominowana przez konserwatywnych wyznawców Mahometa, jest Schilderswijk. Na tym obszarze mieszka więcej muzułmanów, niż w całej reszcie miasta, a ponieważ w swojej enklawie stanowią oni przytłaczającą większość, chcą aby prawa, którymi się rządzą obowiązywały także w zawładniętej przez nich przestrzeni publicznej a tym samym dotyczyły wszystkich. W ten sposób szariat podbija ulice kolejnej europejskiej metropolii. W wyniku tego cierpią nie tylko osoby nie wyznające islamu, ale również zamieszkujący te okolice umiarkowani muzułmanie, którzy pod wpływem nacisku swoich współziomków zmuszeni są do odrzucenia praw i zwyczajów holenderskich i przestrzegania zaleceń koranicznych. W ten właśnie sposób w Schilderswijk nie można palić na ulicy, sprzedawać żadnego alkoholu, ani oferować posiłków zawierających wieprzowinę. Na terenie całej enklawy zdominowanej przez stare budownictwo mieszka około 5000 osób, działają tam też 3 meczety, znane z propagowania salafizmu, a więc radykalnej interpretacji islamu.
W czasie ostatnich dwóch miesięcy tereny „małego kalifatu” regularnie odwiedzali dziennikarze holenderskiej gazety Trouw. W swojej publikacji zwracają oni uwagę na to, że chociaż Schilderswijk nazywane było „zapomnianym trójkątem” (jako że zostało pominięte w czasie ostatniej odnowy przestrzeni miejskiej w Hadze), ostatnio przyjęła się jeszcze jedna nazwa określająca muzułmańską enklawę. Okazuje się bowiem, że zarówno mieszkańcy Schilderswijk, jak i rezydenci innych dzielnic, przedstawiciele administracji lokalnej, a także działacze organizacji pozarządowych używają (albo przynajmniej znają) nazwę „trójkąt szariatu” a nawet „czubek miecza”. Ta ostatnia nazwa jest aluzją do wersetu koranicznego niesławnej sury At-Tawba („A kiedy miną święte miesiące, wtedy zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki!” 9:5) zwanego właśnie „wersetem miecza” – tego fragmentu świętej księgi muzułmanów, który został objawiony Mahometowi jako ostatni, a zatem zgodnie z zasadą abrogacji, anuluje wersety wcześniejsze.
Ludzie, z którymi holenderscy dziennikarze rozmawiali, potwierdzili, że rozwój „małego kalifatu” i wprowadzanie szariatu w przestrzeń publiczną nie stało się z dnia na dzień, ale raczej trwało latami – był to proces żmudny, długi a także cichy – przeprowadzany z dala od czujnego oka opinii publicznej. Obecnie w Schilderswijk postępuje proces wyłączania tego obszaru spod wpływów służb państwowych. Znane są przypadki kiedy wezwanym policjantom zasugerowano, aby odjechali zostawiając w spokoju mieszkańców, którzy “sami poradzą sobie z tym problemem”. Na szczęście, według tego, co udało się ustalić dziennikarzom Trouw, funkcjonariusze zignorowali dobre rady, ale przecież niedługo może nadejść dzień, kiedy się tak nie stanie. Albo też kiedy nikt nie wezwie policji. Już teraz dziewczęta ubrane w spódnice powyżej kolan, albo podkoszulki na ramiączka są nagabywane przez kobiety okryte od stóp do głów, otwarcie wyrażające swoją dezaprobatę dla obsceniczności takiego ubioru. Zapytana o powody swojego zachowania jedna ze strażniczek tekstylnej moralności odparła spokojnie: - Kobiety w „pasie biblijnym”[1] także noszą długie spódnice a w Staphorst nikt nie pracuje w niedzielę. Większość decyduje. To właśnie nazywamy demokracją – kontynuowała muzułmanka – na tym zbudowana jest Holandia.
Statystyki policyjne pokazują, że w dzielnicy ostatnio znacząco spadł poziom przestępczości, podczas jednak, gdy jedni uważają to za sukces programów prewencyjnych, inni mówią, że niemałą rolę odegrał „strach przed gniewem Allacha”. Miałoby to wskazywać na ogromny wpływ jaki w dzielnicy wywierają „prawdziwi wyznawcy”, przed którymi drżą nawet młodzieżowe gangi uliczne. Władze gminne zapytane o oficjalną wypowiedź w temacie zjawisk zachodzących w dzielnicy odparły, że nie mogą udzielić „wyważonej i merytorycznej” odpowiedzi w tej „skomplikowanej kwestii” z powodu braku czasu. To chyba najlepiej świadczy o tym jak władze (w tym te lokalne!) są przygotowane do tego, by radzić sobie ze wspólnotami muzułmańskimi, oraz z ich ambicjami, by z mniejszości stać się większością.
Monika Bartoszewicz 
[1] Pasem biblijnym (hol. De Bijbelgordel) nazywa się w Holandii wąski pas kraju zamieszkany głównie przez konserwatywnych protestantów. Bijbelgordel rozciąga się od Zeeland poprzez Betuwe i Veluwe aż po północną część prowincji Overijssel. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz