sobota, 15 czerwca 2013
Wzrost antyklerykalizmu
Żywą obecność Kościoła katolickiego oraz duże znaczenie duchowieństwa w życiu społecznym, państwowym i publicznym pod koniec oświecenia zaczęto we Francji nazywać „klerykalizmem” (łac. clericus – duchowny, clerus – duchowieństwo, kler), co miało oczywiście charakter negatywny.
W odpowiedzi przeciwne ruchy, stanowiska i działania nazwano „antyklerykalizmem”, głównie w znaczeniu przeciwstawiania się duchowieństwu i zwalczania go na różne sposoby.
Z historii
W najstarszych cywilizacjach walka z jakąś religią koncentrowała się na zwalczaniu kapłanów tejże religii. Tak też głównie przeciwko kapłanom i najbardziej aktywnym świeckim zwracały się od początku prześladowania ze strony Żydów (na wielką skalę za Bar Kochby na początku II w.), władz różnych krajów, a na większą skalę Rzymian.
Potem akcje takie kontynuowały odrywające się sekty, herezje i schizmy – przez całą starożytność, średniowiecze, czasy nowożytne, aż po dzień obecny. Toteż i u nas ostatnio znowu nasiliły się różne formy ataków na biskupów, duchownych, zakony męskie i żeńskie oraz na wybitniejszych świeckich.
W średniowieczu rozwinął się na wielką skalę antyklerykalizm, można powiedzieć wewnętrzny, tzn. prowadzony przez ludzi Kościoła, w tym także duchownych, jak spirytuałowie, arnoldyści, wiklefici, husyci, reformatorzy i liczni inni. Chcieli oni Kościoła czysto charyzmatycznego, duchowego, bez środków materialnych, bez znaczenia w życiu społecznym, politycznym, państwowym i w ogóle publicznym. Chrześcijaństwo na nowo eksperymentowało swoją doczesną stronę.
W czasach tzw. reformacji doszło nie tylko do zanegowania doczesnego wymiaru Kościoła, ale także samego kapłaństwa w sensie sakramentu Chrystusowego oraz do odrzucenia pochodzenia całego Kościoła od Chrystusa. Miałby on być jedynie tworem samych ludzi wierzących, grupujących się wokół Pisma Świętego (sola scriptura).
Wielką w tym rolę odegrała tendencja „odmaterializowania” Kościoła, czyli pozbawienia go własności materialnych i oddania ich państwu. Było to bardzo ponętne szczególnie dla wyższych duchownych, gdyż zarządca wielkiego majątku kościelnego po przejściu na „nową wiarę” stawał się jego właścicielem.
Tak np. wielki mistrz krzyżacki Albrecht Pruski (1490-1568) po przejściu na luteranizm otrzymał całe Księstwo Pruskie jako jego lenno. A zatem często nie była to pauperyzacja Kościoła, lecz zwyczajny rabunek, co i potem stosowały tak chętnie różne rządy, zwłaszcza rewolucjoniści i komuniści.
Antyklerykalizm postępował dalej. W czasach oświecenia odrzucano już całe chrześcijaństwo, gdyż uważano, że nie ma religii objawionej, jest tylko wyrozumowana. Kapłani zatem są tylko jakimiś szamanami. Po tej linii w czasie rewolucji francuskiej Kościół upaństwowiono: zabrano mu wszelkie majątki i dobra, hierarchię podporządkowano władzom świeckim, a katolików broniących Kościoła i sprawiedliwego porządku często mordowano tysiącami, jak w Wandei. W ramach chciwości działa jakiś duch diabelski.
W wieku XIX w innych państwach Europy zarzucano duchowieństwu katolickiemu, że wspiera feudalizm, kapitalizm i absolutne rządy monarchiczne, stąd jest wrogiem ludu miast i wsi oraz wszelkiego postępu. W pierwszej połowie wieku XX doszło już nawet do fizycznej likwidacji duchowieństwa na dużą skalę, jak w Rosji, Meksyku, Hiszpanii i w pewnym zakresie także w Polsce pod rządami okupanta niemieckiego.
W drugiej połowie wieku XX – i do dziś – zamienia się likwidację fizyczną na formy kulturowe, a mianowicie na sekularyzację, laicyzację i ateizację powszechną, ale ostatecznie w celu wyeliminowania Kościoła, zwłaszcza duchowieństwa, z całości życia publicznego na terenie państwa i świata.
W Polsce dziś
W Polsce mieliśmy też kilka form antyklerykalizmu w przeszłości, ale w całości chrześcijaństwo przyjęło się u nas doskonale, stało się duszą Narodu, i duchowni mieli olbrzymi autorytet, a konflikty przybierały charakter raczej bardzo łagodny. Dotyczyły one m.in.: dziesięciny, zakusów majątkowych drobnej szlachty, pewnych sporów między „chłopem a plebanem” czy formowania się odrębnego stanu duchownego, choć zawsze ściśle związanego z Narodem.
Polacy byli zawsze ludem względnie łagodnym i rozwijali kulturę łagodną, przyjazną, emocjonalną. Krwawe wystąpienia przeciwko duchowieństwu były dziełem jedynie najeźdźców i zaborców. Było to coś całkowicie różnego od Rosji, gdzie w czasie rewolucji i kiedy indziej mordowano masowo swoich duchownych. Rabacja galicyjska, dowodzona przez chłopa Jakuba Szelę w roku 1846, w której zginęło około tysiąca ludzi, była dziełem austriackiego rządu, który w ten sposób chciał zapobiec naszemu powstaniu niepodległościowemu.
Ale, niestety, dziś wznoszą się nad nami niespodziewanie coraz ciemniejsze chmury. Pewne znaczące grupy społeczne pod wpływem marksizmu i liberalizmu głęboko się zdemoralizowały. Już na zjeździe „Solidarności” w roku 1981, we wrześniu, tzw. doradcy zabiegali, by nie dopuścić w Polsce do głosu ani orientacji katolickiej, ani narodowej.
Potem był taki paradoks, że kiedy montowano ekipę opozycyjną Okrągłego Stołu i zgłosił swój akces Władysław Siła-Nowicki, chrześcijański demokrata, kiedyś skazany na śmierć przez UB za patriotyzm, to strona solidarnościowa go nie przyjęła – że zbyt katolicki i patriotyczny. I rzeczywiście, uwidaczniały się z czasem coraz bardziej różne ośrodki zdecydowanie antykatolickie, które podkopywały naukę Kościoła, kodeks etyczny, patriotyzm, a przede wszystkim duchowieństwo, bo innej inteligencji na dobrą sprawę było bardzo niewiele.
Na razie czyniły to dosyć ostrożnie, bo i był Papież Polak, i trzeba było poparcia wyborców. Ale kiedy poznali, że polscy wyborcy niczego na dobre nie rozumieją, to już występują wyraźnie nie tylko z antyklerykalizmem, ale wprost z sekularyzmem, laicyzacją, ateizmem i próbami rozbicia Kościoła. Obecnie czynią to: Ruch Palikota, SLD, polityczne lobby żydowskie, ośrodki ateistyczne, antypolskie, niektóre ośrodki kulturalne oraz medialne i nadal tzw. katolicy otwarci – z „Tygodnika Powszechnego”, Znaku, „Więzi”, KAI, niektórych KiK-ów i inne. A mocno wspierają ich ideologowie unijni Zachodu.
Ciekawe, że wszystkie te ośrodki chcą zamknąć usta polskiemu Kościołowi, żeby nie zakłócał błogiej ciszy kościelnej na Zachodzie i w całej UE. A uciszanie Kościoła to przede wszystkim uciszanie kleru. Wymowne jest zachowywanie się ludzi z KRRiT. Oto nie przyznają oni Telewizji Trwam miejsca na multipleksie cyfrowym przede wszystkim dlatego, że zwracają się o to duchowni: o. Tadeusz Rydzyk, jego współpracownicy i księża biskupi.
Wydaje się natomiast, że gdyby o to zabiegali świeccy, to już by dawno to otrzymali. Duchowni nie mogą wygrać, bo bardzo wzmocnią głos Kościoła, poparcie natomiast świeckich byłoby dobre dla rozbijania Kościoła, przede wszystkim dlatego, że nie przestrzegaliby prawowierności. Wskazuje na to chyba i „Gazeta Wyborcza”. Prawie codziennie atakuje ona o. Rydzyka, a nie atakuje lub prawie nie atakuje ludzi z wpływowego pisma katolickiego dużo mniej otwartego, tolerancyjnego i dialogicznego niż media ojca Rydzyka. Niewątpliwie nie jest to przypadkowe.
W ogóle pewne aspekty antykatolickie występują bardzo często nawet tam, gdzie rozważny człowiek wcale by się ich nie spodziewał. Oto np. ministerstwo sportu pieniądze przeznaczone na rozwój siatkówki i innych dziedzin sportu w wysokości 6 mln zł wydało na konto występu tzw. Madonny na Stadionie Narodowym, niewątpliwie, żeby poprzeć całe to zjawisko prowokacji antykatolickiej i antypolskiej.
Albo jaką postawę wobec Kościoła zajmuje MSZ, zdradza raport przedstawiony kandydatowi na ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, że największymi problemami Kościoła katolickiego są: nepotyzm, karierowiczostwo, pogoń za pieniądzem i pedofilia księży („Nasz Dziennik”, 11-12.05.2013).
Kościół nie ma problemów z ateizacją, mordowaniem chrześcijan na całym świecie i próbami niszczenia chrześcijaństwa, także w Polsce, oraz obrony życia przed cywilizacją śmierci? Skąd taka miałkość myślenia?
W głębi rzeczy władze i niektórzy inni politycy oraz działacze rozwijają antyklerykalizm w celu obłędnej ideologizacji Polski w duchu UE.
A więc z racji: związku duchowieństwa z Narodem, tradycją, patriotyzmem i dumą polską; z racji jego sceptycyzmu co do utopienia Polski w UE; roli kleru w życiu społecznym, politycznym w dobrym znaczeniu i światopoglądowym; wpływu duchowieństwa na młodzież; bronienia przez nie życia – przeciwko aborcji, eutanazji, in vitro, układom homoseksualnym i szalonemu panseksualizmowi w całym społeczeństwie; z racji obrony najwyższych wartości duchowych i etycznych, jak godność, wolność, moralność, odpowiedzialność, miłość społeczna, praca, i w ogóle z racji prowadzenia przez kler różnych ruchów odrodzeniowych, zwłaszcza młodzieżowych, i tworzenia ośrodków wolności, prawdy, religijności oraz najwyższej kultury. Przy tym wszystkim w rozważaniach i dyskusjach zagorzali antyklerykałowie bardzo często prezentują brak jasnych, głębszych ujęć i nieraz zupełny bełkot logiczny, jak np. liczni ludzie z Ruchu Palikota.
Ateiści powiadają: katolicy nie mogą narzucać nam w państwie swoich norm etycznych, np. w in vitro. Ale to jest nierozumne i perfidne. Katolicy w sprawach „nie zabijaj” nie głoszą tylko swoich norm, lecz ogólnoludzkie. „Nie zabijaj” obowiązuje nie tylko katolików, lecz każdego rozumnego i odpowiedzialnego człowieka. Etyka nie jest tylko dla katolików, jest ona absolutnie dla każdego człowieka.
Źródła czyste i zatrute
Kiedy mówimy o właściwym antyklerykalizmie, nie chodzi o zwykłe, obiegowe opinie, stereotypy czy przedstawienia anegdotyczne, które są raczej nieuniknione i dotyczą wszystkich zawodów, grup i stanowisk: chłopów, policjantów, nauczycieli, lekarzy, posłów, urzędników itd., a także charakterystyk ludzi różnych regionów.
Za takie na ogół nikt się nie obraża, zwłaszcza gdy są choć trochę humorystyczne. Na przykład nie obrażą się Galicjanie za następującą anegdotę, która krążyła w początkach II Rzeczypospolitej. Pod koniec I wojny światowej przedstawiciele ludności trzech zaborów umówili się, że po wojnie wyprawią libację. Istotnie, po wojnie Poznaniak przyniósł duże pęto kiełbasy, Królewiak – litr wódki, a Galicjanin przyprowadził szwagra.
Otóż w czasie zaborów tylko w zaborze austriackim wolno było uczyć się po polsku, a po odzyskaniu niepodległości brakowało nauczycieli polskiego w dwóch innych zaborach, więc ciągnęli do nich ludzie z Galicji, zresztą na ogół z biednych stron. Nie jest nawet obraźliwa następująca anegdota humorystyczna: Jak powstała blacha czy drut? Otóż kiedy Poznaniak i Częstochowiak wyrywali sobie złotówkę. Ale mamy już zastrzeżenia co do tzw. Polish jokes w Ameryce, które przedstawiają Polaków jako kompletnych kretynów. Chodzi o to, że takie żarty wynikają z nienawiści konkurujących grup ludnościowych.
Nie chodzi również o krytykę duchowieństwa, nawet mocną, ale wypływającą z dobrej woli, z troski o Kościół, o udoskonalenie. Zresztą sami polscy duchowni są autokrytyczni pod wieloma względami, także co do zarzucanej im chciwości. Chodzi o odrzucenie anty-klerykalizmu zatrutego nienawiścią do Boga, Kościoła, religii i kapłanów jako posłańców Chrystusa. Tutaj to i zwykłe stereotypy mogą mieć jad nienawiści. Takim ludziom, także niektórym Polakom, coś się porobiło w głowach z nienawiści do Kościoła, a nawet do Boga. Są po prostu złymi ludźmi.
Idąc coraz głębiej, zauważamy, że u podstaw zaciekłego antyklerykalizmu leży prapierwotny konflikt między władzą a poddanym, między prawem a swobodą, między autorytetem a wolnością i między obiektywizmem a subiektywizmem. Stąd już w najstarszych wyższych cywilizacjach i religiach były stałe zatargi między władzą monarszą a religijną, inaczej mówiąc: między władcą a kapłanami.
Konflikty były zwykle rozwiązywane tak, że ostatecznie monarcha przyjmował funkcję „najwyższego kapłana”, gdyż walczył o posiadanie pełnej i absolutnej władzy powierzonej przede wszystkim jemu przez Boga. Ten spór rozgorzał teraz i w naszej wolnej Polsce: rządzący chcą mieć koniecznie pełną władzę nad Kościołem, a kapłani są do tego przeszkodą.
Coś takiego dzieje się i w różnych małych obszarach. Oto np. petent żąda czegoś od kapłana, czego on spełnić nie może, bo to godzi w Ewangelię i Kościół, ale ów petent twierdzi, że nie godzi, i uważa księdza za złego lub głupiego. Dziwna rzecz, w religii każdy człowiek miewa tendencję do uważania się za nieomylnego, a jeśli kapłan myśli inaczej, to jest wrogiem.
Na przykład mówi: nie chce mi zacofaniec „dać rozwodu”. Podobnie bywa w zakresie wiedzy teologicznej. Bywa nieraz, że ktoś, kto nie ma żadnej wiedzy religijnej, jednak uważa mnie za ciemniaka teologicznego, choć ja na dociekaniach teologicznych spędziłem ponad 60 lat, i to na podstawie literatury światowej. Są to bardzo dziwne przypadki pychy teologicznej właśnie ignorantów.
Ciekawe też, że prawie we wszystkich religiach kapłani bywają oskarżani o skrajny materializm, chyba dlatego, że są gospodarni, odpowiedzialni za siebie i innych. Na przykład w Chinach za dynastii Tang podczas pogorszenia się sytuacji gospodarczej w roku 819 zabrano mnichom buddyjskim klasztory i majątki, które sobie uciułali, i pół miliona mnichów sprowadzono do życia świeckiego, żeby ich zrównać z chłopami.
A w czasie powstania bokserów pod koniec XIX w. chłopi z kolei wymordowali tysiące chrześcijan, także Chińczyków, w tym księży i zakonnice, i zrabowali im całe mienie tylko z tego powodu, że lepiej się im powodziło.
Podobnie w Polsce dobra kościelne są co jakiś czas grabione przez władze, a i dziś popierają to ludzie z Ruchu Palikota i niektórzy z SLD. W ogóle nienawiść do wszystkich duchownych zdaje się być wszędzie z podszeptu diabła.
Biskup Wincenty Urban, lwowiak, pisał, że był przypadek w czasie rzezi wołyńskiej, iż dziewczyny greckokatolickie strzelały do księdza łacińskiego, przywiązanego do drzewa, i każda się bardzo radowała, gdy trafiła. W tych sprawach duże spustoszenie sieje propaganda nienawiści do Kościoła, kapłanów i Polski.
Właśnie teraz obserwujemy wysoką falę nienawiści i propagandy antyklerykalnej ze strony Ruchu Palikota, SLD, ugrupowań ateistycznych oraz Antify, co będzie skutkowało wielkimi konfrontacjami i zamieszkami, przed czym przestrzega nawet liberalny prezydent. Ale to wszystko bardzo osłabia Polskę zarówno ideowo, jak duchowo, politycznie i gospodarczo. Antyeklezjaliści służą wyraźnie ciemnym siłom.
Jest też bolesne, że nawet i liczni katolicy liberalni nie rozumieją Kościoła ani jego posłannictwa, ani kapłanów. Dlaczego i oni w dużej mierze podejmują antyklerykalizm? Po pierwsze, dlatego że w ich koncepcji „Kościoła otwartego” nie ma miejsca na kapłanów, każdy wierny jest sobie kapłanem i uobecnianiem zbawczej historii Jezusa na świecie.
Po drugie, dlatego że Chrystus nie wymaga wiary, tylko ją proponuje, bez żadnych konsekwencji, gdy się ją świadomie, nawet z obelgą, odrzuci. Takie jest myślenie dzisiejszego liberalizmu religijnego.
Tymczasem chrześcijaństwo ma taką konstrukcję, że nie my sami je sobie wytwarzamy, czyniąc dowolnym i dowolnie przekształcając, lecz jest ono z woli Bożej, ukształtowane przez Chrystusa, Syna Bożego, przynoszące zbawienie od Boga i kontynuowane historycznie przez apostołów i ich następców oraz współpracowników w sposób autorytatywny i autentyczny: „Kto was słucha, Mnie słucha” (Łk 10, 16). „Idźcie – mówił Jezus do pierwszych kapłanów – na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15).
Człowiek nie jest zniewolony przez Boga do wiary ani nawet do prawdy lub czynienia dobra, ma bowiem daną w dużym zakresie wolność osobistą. Może więc nie uwierzyć wbrew swemu sumieniu, może błądzić i może grzeszyć, ale to nie jest bez istotnych konsekwencji w postaci przekreślenia najwyższego sensu, celu i pełni przeznaczenia. Liberałowie słusznie podkreślają wolność człowieka jako jego istotną strukturę, ale rozumieją ją raczej jako „wolność do błędu i zła” i tak operują karykaturą człowieka oraz Boga. Mają błędną i negatywną filozofię rzeczywistości.
Zamysły Boże
Powiedzmy jeszcze raz: u podstaw dzisiejszego antyklerykalizmu, czy to relatywnego, czy otwartego, leży publiczny ateizm sprzężony z materialistycznym, a także irracjonalistycznym postmodernizmem. Nie chce on zatem naprawiać duchowieństwa i ludzkiej strony Kościoła, lecz chce zbezcześcić posłańców Bożych i rozbić Kościół, a przynajmniej usunąć go całkowicie z życia publicznego. Tak zresztą wypowiadają się liczni ludzie z Ruchu Palikota, SLD oraz innych ugrupowań antykatolickich. Sam prezydent powiada, że katolicy nie mogą się powoływać na prawa Boże, bo „prawa Boże są różne” (2.06.2013), czyli nie mogą być obiektywnie poznane.
Smutna jest więc sytuacja, kiedy w Polsce dziś, rzekomo odzyskanej w pełni i postępowej, mamy poziom moralny znacznie niższy niż w Chinach pod rządami cesarza Kubilaja (1260-1294), wnuka dzikiego Czyngis-chana.
Przyjmował on bowiem chętnie kapłanów misjonarzy i prosił o przysłanie jeszcze stu uczonych chrześcijańskich z Zachodu. Trzeba tu zauważyć także, iż niektóre nasze władze „tolerancyjne i postępowe” nie chcą uznawać za uczonych w pełni nawet profesorów uniwersyteckich, jeśli są duchownymi albo i świeckimi, ale kształconymi na katolickich uczelniach. Uczonymi bowiem są jedynie ateiści.
A i niekatolicy niech się nie cieszą z propagowanego przez czynnik decydujący antykatolicyzmu, gdyż oni podzielą ten sam los, a w końcu stanie się to samo z moralnymi ateistami, gdyż obłędne siły postmodernistyczne niszczą wszelką prawdę i wartość, choćby nawet na początku nie zdawały sobie z tego sprawy. U podstaw jest zła wola i nierozum.
Pismo Święte pyta, dlaczego Kain zabił brata swego Abla? „Ponieważ czyny jego były złe, brata zaś sprawiedliwe” (1 J 3, 12). Istotą zła jest niszczenie dobra bez powodu. I Chrystus wypowiada do kapłanów, duchownych oraz wszystkich prawdziwych chrześcijan niejako dziewiąte błogosławieństwo: „Błogosławieni jesteście, gdy z mojego powodu będą wam ubliżać, prześladować was i mówić kłamliwie wszystko, co złe przeciwko wam. Radujcie się i weselcie, gdyż wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5, 11, przekład ekumeniczny). Źli ludzie nie zniweczą zamysłów Bożych.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik
Aktualizacja 15 czerwca 2013 (08:36)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz