wtorek, 18 października 2011



Systemy totalitarne nie zostały zastąpione przez nowoczesne instytucje, ale przez postmodernistyczną kulturę. Jest ona antyinstytucjonalna, ponieważ czci wolność wyboru jednostki jako wartość absolutną
Totalitaryzm postmodernistycznej kultury

Z Marguerite A. Peeters, francuskim badaczem kultury, dyrektorem Instytutu na rzecz Dynamiki Dialogu Międzykulturowego, rozmawia Agnieszka Żurek
W swojej książce pt. "Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej" opisuje Pani proces, w którym rewolucje: feministyczna, seksualna i kulturowa, przyczyniły się do stworzenia nowej antropologii. Jakie są cechy tej nowej koncepcji człowieka i w jaki sposób wpływa ona na kształtowanie się relacji rodzinnych i społecznych?
- Ostatnim owocem rewolucji kulturowej jest teoria gender. Była ona tworzona przez zachodnich inżynierów społecznej rewolucji postmodernistycznej od 1950 roku. Według nich, tożsamość kobiety i mężczyzny, status ontologiczny kobiety jako małżonki, matki i nauczycielki, antropologiczna komplementarność mężczyzny i kobiety, ojcostwo, heteroseksualizm (prymat heteroseksualnej orientacji we wszystkich kulturach), małżeństwo i tradycyjna rodzina nie mogą istnieć same dla siebie, stanowić wartości samych w sobie. Według teorii gender, są one wytworami społecznymi: fenomenami socjologicznymi, rolami społecznymi wykształconymi na przestrzeni czasu, stereotypami wymagającymi dekonstrukcji poprzez edukację i kulturę jako prowadzące do dyskryminacji i sprzeciwiające się idei równości. Teoria gender jest irracjonalna: nie jest ona nowoczesną ideologią, ale należy do postmodernistycznego procesu dekonstrukcji. Antropologia jest nauką badającą mężczyznę i kobietę takimi, jakimi są. Zachodnia rewolucja kulturowa nie stworzyła zatem "nowej antropologii", ale doprowadziła do jej dekonstrukcji czy też jej końca w wymiarze kulturowym.

Mimo że jest to proces destrukcyjny, to jednak dla pewnych grup opłacalny. Sformułowała Pani kiedyś tezę, że postmodernizm jest w istocie walką o władzę.
- Postmodernizm występuje przeciwko modernistycznej koalicji "władzy i rozumu", przeciwko "władzy nad...". Opowiada się przeciwko władzy mężczyzny nad kobietą, człowieka nad naturą, bogatych nad biednymi, kapitalistów nad proletariuszami, białych nad czarnymi itd. Postmodernistyczni teoretycy stworzyli kilka paradygmatów mających zdekonstruować "opozycje binarne" pomiędzy "opresorem" i "uciskanym" (opozycje binarne według definicji Jacques´a Derridy): równouprawnienie, równość statusu kobiet i mężczyzn, wzmocnienie statusu kobiety. Ideologia postmodernizmu wciąż jednak pozostaje walką o władzę. Aby osiągnąć owo "równouprawnienie", te rzekomo "uciskane grupy społeczne" muszą walczyć, na polu kultury i na polu politycznym: muszą dojść do władzy. Kiedy już to osiągną, starają się narzucić wyznawaną przez siebie ideologię tak licznym grupom, jak tylko będzie to możliwe, jeśli nie wszystkim. Środkiem do osiągnięcia tego są normatywy globalnego zarządzania.

Stare systemy totalitarne zostały zatem w pewnym sensie zastąpione przez instytucje "nowoczesnego świata"?
- Nie, systemy totalitarne nie zostały zastąpione przez nowoczesne instytucje, ale przez postmodernistyczną kulturę. Jest ona antyinstytucjonalna, ponieważ czci wolność wyboru jednostki jako wartość absolutną. W 1989 roku, po upadku marksizmu-leninizmu, Zachód ogłosił "koniec ideologii". Był on interpretowany jako "koniec historii". Według Francisa Fukuyamy, dostosowanie się wszystkich krajów do zachodniego modelu demokracji, praw człowieka, roli prawa i praw wolnego rynku było jedynie kwestią czasu. Niedługo potem jednak "koniec cywilizacji zachodniej" stał się faktem. Nastąpił kryzys demokracji, kryzys socjoekonomiczny i finansowy, przez który obecnie przechodzimy, oraz kryzys rodziny jako podstawowej komórki społecznej. Koniec historii oznaczałby zatem globalne ujednolicenie wszystkich krajów według modelu dekadenckiej cywilizacji. W tym stanie globalnego chaosu istnieje niebezpieczeństwo: lobby kontrolujące globalne zarządzanie czerpie korzyści z zamieszania oraz z powodu braku politycznego i moralnego przywództwa. Dzięki temu może przedłużać swoje rządy.

Także biedne kraje Afryki zmuszane są przez kraje bogatsze do przyjmowania systemu wartości nieakceptowanego przez ich obywateli.
- Fundusze Unii Europejskiej, komisji europejskich, instytucje mające za zadanie udzielanie wsparcia krajom rozwijającym się, nie oferują już programów pomocowych mających na celu umożliwienie rozwoju krajom afrykańskim, jeżeli priorytetem w ich realizacji nie będzie wprowadzenie w życie filozofii gender, aby posłużyć się wzmiankowanym wcześniej przykładem. Taki warunek stawiają afrykańskim biskupom nawet niektóre zachodnie katolickie organizacje charytatywne.

Podczas wywiadu udzielonego jakiś czas temu w Polsce powiedziała Pani, że demokracja znajduje się w fazie kryzysu, ale mało kto sobie to uświadamia.
- Oznakami kryzysu demokracji, poza legendarnym "deficytem demokracji", który oznacza brak uczestnictwa w życiu politycznym, brak zainteresowania polityką, szczególnie wśród młodych ludzi, o którym tyle mówiliśmy na Zachodzie na przestrzeni kilku ostatnich dekad, jest także naruszenie umowy społecznej (brak wspólnoty wartości w poszczególnych społeczeństwach), kryzys przedstawicielstwa (brak poczucia, że politycy, na których głosujemy, rzeczywiście nas reprezentują), a także przeniesienie środka ciężkości władzy z tych, których wybieramy, na tych, którzy nie podlegają wyborowi. W ten sposób władza sprawowana jest na globalnym poziomie przez ekspertów, wpływowe organizacje pozarządowe oraz specjalne grupy interesów, które na wielu polach kierują nawet działaniami rządów poszczególnych państw.

W Pani książce możemy przeczytać również, że znajdujemy się obecnie w sytuacji "postrewolucyjnej". Jakie są jej symptomy na polu kulturalnym, duchowym i politycznym?
- Nikt nie zaprzeczy, że na Zachodzie w latach 60. i 70. doszło do rewolucji kulturowej. Miała ona gwałtowny przebieg i w fundamentalny sposób zmieniła kulturę, styl życia, model edukacji, relacji rodzinnych, praktyk religijnych. O dokonaniu się rewolucji można mówić wtedy, kiedy większość członków społeczeństwa nie sprzeciwia się nowej ideologii bądź też chętnie przystaje na propozycje jej głosicieli. Z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia na Zachodzie dopóty, dopóki cele rewolucji nie zostały przekształcone w globalne normy polityczne. Stało się to po 1990 roku, wraz ze zrównaniem statusu kobiet i mężczyzn. Dziś młodzi ludzie nie są już doktrynerami ani wojownikami ideologii, ale raczej ofiarami skutków rewolucji. Ludzie są zmęczeni ideologiami i to zmęczenie wydaje się zjawiskiem globalnym.

Twierdzi Pani, że nie powinniśmy walczyć z rewolucją kulturową, ale pomóc jej otworzyć się na Boga. W jaki sposób możemy to osiągnąć?
- Cóż, w pewnych sytuacjach musimy oczywiście walczyć. Rodzice muszą np. mobilizować się, jeśli szkoła proponuje ich dzieciom szkodliwe ideologie. Obywatele muszą mobilizować się przeciwko propozycjom prawnym mogącym zagrozić naszemu człowieczeństwu. Weszliśmy jednak w świat nowej kultury charakteryzującej się zbiorem nowych wartości, takich jak troska o środowisko naturalne, równość statusu kobiety i mężczyzny, budowanie konsensusu, komputeryzacja, dialog, solidarność. Te wartości są natomiast interpretowane ideologicznie przez ekspertów, którzy pociągają za sznurki na poziomie globalnego zarządzania i którym wielu biernie się podporządkowuje. Naszym zadaniem jest wprowadzenie do nowej kultury kontekstu Bożego Objawienia, które oświeca misterium relacji człowieka i natury czy wzajemnego uzupełniania się kobiety i mężczyzny.

Jesteśmy wezwani do tego, aby odczytywać znaki czasów. Wskazuje Pani, że Bóg budzi obecnie w ludzkich sercach pragnienie budowania cywilizacji miłości.
- Jednym z pozytywnych osiągnięć ostatnich procesów rozwoju kulturalnego jest zwrócenie uwagi na zmierzch epoki niektórych nadużyć nowoczesności, takich jak racjonalizm wraz z jego wykrzywioną antropologią. Nowoczesność przyznała całkowity prymat rozumowi na niekorzyść sumienia i serca. Ludzi przestały już pociągać "wielkie teorie" i abstrakcyjne systemy. Istnieją oznaki mówiące o tym, że międzyludzka solidarność stała się wartością praktyczną nowej etyki. Zwłaszcza młodzi ludzie są bardzo wyczuleni nie na abstrakcyjne teorie, ale na szczerą miłość. Wiedzą, kiedy są naprawdę kochani.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik 18.10.2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz