Donald Tusk i Radosław Sikorski w pełni świadomie chcieli osłabić więzi Polski z USA i odciąć nasze państwo od polityki budowy porozumienia środkowej i wschodniej Europy. Trzeba to wyraźnie powiedzieć. Radosław Sikorski i Donald Tusk są pośrednio odpowiedzialni za to, że Polska jest dziś zagrożona - mówi Antoni Macierewicz w rozmowie z „Gazetą Polską”.
Jak ocenia Pan w perspektywie ostatnich wydarzeń zrezygnowanie przez obecny rząd z polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego?
Należałoby powiedzieć, że to fatalny w skutkach błąd. Ale przecież i Donald Tusk, i Radosław Sikorski podejmowali te decyzje w pełni świadomie. Oni chcieli osłabić więzi z USA i chcieli odciąć Polskę od polityki budowy porozumienia środkowej i wschodniej Europy. Trzeba to wyraźnie powiedzieć. Radosław Sikorski i Donald Tusk są pośrednio odpowiedzialni za to, że Polska jest dziś zagrożona. Gdyby zgodnie z decyzją Lecha Kaczyńskiego w naszym państwie była tarcza antyrakietowa – a tak by było, gdyby nie działanie Tuska i Sikorskiego – to bylibyśmy dziś bezpieczni. Radosław Sikorski świadomie działał wówczas tak, by przedłużać negocjacje do czasu, aż władzę w USA przejmie administracja niechętna koncepcji tarczy antyrakietowej. Udało mu się. I dlatego dzisiaj sytuacja Polski jest nieporównanie gorsza.
Jakie byłyby podstawowe zalety umiejscowienia na terenie naszego państwa tarczy antyrakietowej?
Nie wolno sprowadzać, jak się to często czyni, tej instalacji do wyrzutni rakiet chroniących przed atakiem dalekiego zasięgu. Sprawa jest dużo poważniejsza. Tarcza antyrakietowa była możliwością włączenia nas do ekskluzywnego klubu kilku państw tworzących specjalny system bezpieczeństwa powiązany bezpośrednio z USA niezależnie od NATO. To także dostęp do informacji globalnej, jaką posiadają naprawdę nieliczni. Gdybyśmy mieli możliwości monitorowania przestrzeni powietrznej na tym obszarze, stopień naszego bezpieczeństwa byłby nieporównanie większy, niż jest.
Jak ocenia Pan postawę polskiego rządu? Czy w ostatnim czasie stanął on na wysokości zadania jako władza państwa natowskiego?
Nie. Premier, minister spraw zagranicznych i cały rząd w żaden sposób nie byli przygotowani na taki przebieg wydarzeń. Zostali całkowicie zaskoczeni, choć przecież opozycja niepodległościowa, prezydent Kaczyński i rząd Jarosława Kaczyńskiego od lat wskazywali, jaka naprawdę jest sytuacja geopolityczna Polski. Jednak analitycy i służby specjalne rządu wolały zajmować się rehabilitacją WSI i rosyjskiej agentury, czyli walką z polską formacją niepodległościową – przed Trybunałem Stanu chciano postawić Jarosława Kaczyńskiego, a Mariusza Kamińskiego i mnie straszono sądami. W służbach od sześciu lat postawiono na ludzi współpracujących z FSB, w Ministerstwie Spraw Zagranicznych wymieniono cały nieomal aparat na ludzi po MGIMO, czyli po moskiewskiej szkole wywiadu. Do dziś w otoczeniu prezydenta, premiera, w Komisji ds. Służb Specjalnych ważną rolę odgrywają ludzie mający związki z SB i po kursach w KGB i GRU. Stąd zamieszanie, nieporadność i niezdolność do realnych działań. Może dlatego występując o zwołanie Rady Bezpieczeństwa NATO, początkowo „zapomniano” powołać się na art. 4 mówiący o tzw. planach ewentualnościowych i obecności w naszym kraju wojsk sojuszniczych. W zamian za to mamy propagandę, tromtradację i straszenie nas, że polskie dzieci mogą 1 września nie pójść do szkoły jak we wrześniu 1939 r. Ale to tylko reklamówka, która ukrywa prawdę. Tyle że przedstawicieli NATO reklamówki nie obchodzą, oni znają rzeczywistość.
Mówi Pan o naszym dalekim od doskonałości wizerunku w NATO. Tymczasem jest on już chyba nadszarpnięty od dawna. Jak wygląda nasza wiarygodność w Sojuszu w kontekście Smoleńska i katastrofy samolotu CASA?
Nie ma wątpliwości, że te wydarzenia wpłynęły na naszą wiarygodność fatalnie. Ale przede wszystkim było to świadectwem walki z prezydentem i formacją niepodległościową, było wynikiem całkowitego lekceważenia bezpieczeństwa państwa w imię partyjnych interesów. To, jak obecna administracja podchodziła do bezpieczeństwa polskiej elity narodowej, bardzo istotnie przekłada się dziś na sposób traktowania Polski przez jej sojuszników. Jest jasne dla każdego, że jeżeli państwo polskie nie chce zapewnić bezpieczeństwa własnemu prezydentowi, a później oddaje Rosji badanie przyczyn zamachu na jego życie, to nie będzie zdolne do obrony życia polskiego rolnika czy robotnika. Dlatego stosunek rządu Donalda Tuska do wyjaśnienia zbrodni smoleńskiej jest realnym miernikiem jego wiarygodności. Przecież nie ma wątpliwości, że raport Tatiany Anodiny jest sfałszowany, a dokładniej, jest częścią operacji rosyjskich służb specjalnych wymierzonej w Polskę. Oddanie przez Donalda Tuska wyjaśnienia tej tragedii w ręce Putina było zgodą na bezkarność sprawców. Taki też był sens raportu Jerzego Millera, powtarzającego główne tezy Anodiny o generale Andrzeju Błasiku i o winie polskich pilotów. Radosław Sikorski mówił to jeszcze przed dwoma miesiącami! A Donald Tusk przedwczoraj kłamał, twierdząc, że w sprawie generała Błasika rząd ma czyste sumienie. Tak więc ci ludzie chcą nadal utrzymać kłamstwo smoleńskie, fundament zależności od Rosji. A to znaczy, że w realnej polityce nie wyjdą poza deklaracje propagandowe.
Mówimy o straconych szansach. Co w tym momencie może robić opozycja? Zdecydowali się Państwo wyjechać na Majdan.
Decyzja Jarosława Kaczyńskiego o wyjeździe na Majdan zdynamizowała sytuację. Gdyby nie jego obecność na Majdanie, Unia Europejska nie zaangażowałaby się tak szybko i w takim stopniu w wydarzenia w Kijowie. To Jarosław Kaczyński umiędzynarodowił sprawę ukraińską. To pokazuje, jak wielki wpływ może mieć opozycja, gdy odważnie podejmuje właściwe działania. Dziś trzeba jasno stawiać sprawę zmian w armii, w służbach specjalnych, w polityce zagranicznej, energetycznej, a także w wyjaśnianiu zbrodni smoleńskiej.
Niektóre środowiska mówią do PiS: „Jak mogliście stać przy banderowcach? Przecież ci ludzie chcieliby najechać Polskę i siekierami odzyskać Przemyśl”.
Wielu ludzi mówiło Romanowi Dmowskiemu: „Jak możesz w Dumie stać przy ludziach, którzy kontynuują tradycję Josifa Hurki czy Iwana Paskiewicza?”. A Dmowski realizował długofalową myśl polityczną, która – był przekonany – przyniesie scalenie polskich terytoriów i pojawienie się Polski jako podmiotu wtedy, gdy będą się rozstrzygały losy narodu polskiego. I miał rację. To, o czym pan mówi, to są gry medialne. To nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza że nie sposób utożsamiać Majdanu czy obecnego rządu ze zwolennikami Bandery. Nie ma tam partii, której kierownictwo aprobowałoby ludobójstwo, którego dokonano na narodzie polskim. My o rzezi wołyńskiej nigdy nie możemy zapomnieć. Ale to nie znaczy, byśmy własnymi rękoma mieli zwiększać siłę wrogów Polski, torpedując szansę wyrwania Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów. Bo to jest właśnie prowokacja polityczna. Słusznie Stanisław Cat-Mackiewicz mówił, że prowokacja polityczna to wykorzystanie najświętszych uczuć narodu przeciwko najistotniejszym interesom narodu. Tak robić nie będziemy. Dla nas niepodległość Ukrainy jest istotną częścią polskiej racji stanu.
Ale Majdan się skończył. Co dalej?
Musimy zrozumieć, że kryzys geopolityczny, w którym znajduje się Europa, szczególnie nasz region, będzie trwał latami. To nie kolejna wersja kryzysu kubańskiego. Nie mamy co liczyć, że za kilka dni czy tygodni konflikt osiągnie apogeum, a potem politycy wspólnie usiądą przy stole i opanują sytuację. To, co dziś się dzieje na wschodzie, to trwała sytuacja geopolityczna, która wymaga od Polski ujawnienia – rozpatrywanej w długofalowej perspektywie – jej roli w regionie. Krótko mówiąc, koniecznością jest dążenie do odbudowania sojuszu państw Europy Środkowej, zgodnie z polityką Lecha Kaczyńskiego. To jest polska racja stanu. Świadomość tego muszą mieć wszystkie partie polityczne – nieważne: konserwatywne czy liberalne, prawicowe czy lewicowe. Ale przede wszystkim jest to kwestia świadomości narodowej. Polska nie może być zakładnikiem Rosji lub Niemiec. Uczestnictwo w NATO, sojusz z USA są ważne, ale fundamentem bezpieczeństwa musi być własna armia i własne państwo. A tego nam nie zapewnią propagandyści z WSI i MGIMO.
Jak ocenia Pan w perspektywie ostatnich wydarzeń zrezygnowanie przez obecny rząd z polityki wschodniej Lecha Kaczyńskiego?
Należałoby powiedzieć, że to fatalny w skutkach błąd. Ale przecież i Donald Tusk, i Radosław Sikorski podejmowali te decyzje w pełni świadomie. Oni chcieli osłabić więzi z USA i chcieli odciąć Polskę od polityki budowy porozumienia środkowej i wschodniej Europy. Trzeba to wyraźnie powiedzieć. Radosław Sikorski i Donald Tusk są pośrednio odpowiedzialni za to, że Polska jest dziś zagrożona. Gdyby zgodnie z decyzją Lecha Kaczyńskiego w naszym państwie była tarcza antyrakietowa – a tak by było, gdyby nie działanie Tuska i Sikorskiego – to bylibyśmy dziś bezpieczni. Radosław Sikorski świadomie działał wówczas tak, by przedłużać negocjacje do czasu, aż władzę w USA przejmie administracja niechętna koncepcji tarczy antyrakietowej. Udało mu się. I dlatego dzisiaj sytuacja Polski jest nieporównanie gorsza.
Jakie byłyby podstawowe zalety umiejscowienia na terenie naszego państwa tarczy antyrakietowej?
Nie wolno sprowadzać, jak się to często czyni, tej instalacji do wyrzutni rakiet chroniących przed atakiem dalekiego zasięgu. Sprawa jest dużo poważniejsza. Tarcza antyrakietowa była możliwością włączenia nas do ekskluzywnego klubu kilku państw tworzących specjalny system bezpieczeństwa powiązany bezpośrednio z USA niezależnie od NATO. To także dostęp do informacji globalnej, jaką posiadają naprawdę nieliczni. Gdybyśmy mieli możliwości monitorowania przestrzeni powietrznej na tym obszarze, stopień naszego bezpieczeństwa byłby nieporównanie większy, niż jest.
Jak ocenia Pan postawę polskiego rządu? Czy w ostatnim czasie stanął on na wysokości zadania jako władza państwa natowskiego?
Nie. Premier, minister spraw
Mówi Pan o naszym dalekim od doskonałości wizerunku w NATO. Tymczasem jest on już chyba nadszarpnięty od dawna. Jak wygląda nasza wiarygodność w Sojuszu w kontekście Smoleńska i katastrofy samolotu CASA?
Nie ma wątpliwości, że te wydarzenia wpłynęły na naszą wiarygodność fatalnie. Ale przede wszystkim było to świadectwem walki z prezydentem i formacją niepodległościową, było wynikiem całkowitego lekceważenia bezpieczeństwa państwa w imię partyjnych interesów. To, jak obecna administracja podchodziła do bezpieczeństwa polskiej elity narodowej, bardzo istotnie przekłada się dziś na sposób traktowania Polski przez jej sojuszników. Jest jasne dla każdego, że jeżeli państwo polskie nie chce zapewnić bezpieczeństwa własnemu prezydentowi, a później oddaje Rosji badanie przyczyn zamachu na jego życie, to nie będzie zdolne do obrony życia polskiego rolnika czy robotnika. Dlatego stosunek rządu Donalda Tuska do wyjaśnienia zbrodni smoleńskiej jest realnym miernikiem jego wiarygodności. Przecież nie ma wątpliwości, że raport Tatiany Anodiny jest sfałszowany, a dokładniej, jest częścią operacji rosyjskich służb specjalnych wymierzonej w Polskę. Oddanie przez Donalda Tuska wyjaśnienia tej tragedii w ręce Putina było zgodą na bezkarność sprawców. Taki też był sens raportu Jerzego Millera, powtarzającego główne tezy Anodiny o generale Andrzeju Błasiku i o winie polskich pilotów. Radosław Sikorski mówił to jeszcze przed dwoma miesiącami! A Donald Tusk przedwczoraj kłamał, twierdząc, że w sprawie generała Błasika rząd ma czyste sumienie. Tak więc ci ludzie chcą nadal utrzymać kłamstwo smoleńskie, fundament zależności od Rosji. A to znaczy, że w realnej polityce nie wyjdą poza deklaracje propagandowe.
Mówimy o straconych szansach. Co w tym momencie może robić opozycja? Zdecydowali się Państwo wyjechać na Majdan.
Decyzja Jarosława Kaczyńskiego o wyjeździe na Majdan zdynamizowała sytuację. Gdyby nie jego obecność na Majdanie, Unia Europejska nie zaangażowałaby się tak szybko i w takim stopniu w wydarzenia w Kijowie. To Jarosław Kaczyński umiędzynarodowił sprawę ukraińską. To pokazuje, jak wielki wpływ może mieć opozycja, gdy odważnie podejmuje właściwe działania. Dziś trzeba jasno stawiać sprawę zmian w armii, w służbach specjalnych, w polityce zagranicznej, energetycznej, a także w wyjaśnianiu zbrodni smoleńskiej.
Niektóre środowiska mówią do PiS: „Jak mogliście stać przy banderowcach? Przecież ci ludzie chcieliby najechać Polskę i siekierami odzyskać Przemyśl”.
Wielu ludzi mówiło Romanowi Dmowskiemu: „Jak możesz w Dumie stać przy ludziach, którzy kontynuują tradycję Josifa Hurki czy Iwana Paskiewicza?”. A Dmowski realizował długofalową myśl polityczną, która – był przekonany – przyniesie scalenie polskich terytoriów i pojawienie się Polski jako podmiotu wtedy, gdy będą się rozstrzygały losy narodu polskiego. I miał rację. To, o czym pan mówi, to są gry medialne. To nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza że nie sposób utożsamiać Majdanu czy obecnego rządu ze zwolennikami Bandery. Nie ma tam partii, której kierownictwo aprobowałoby ludobójstwo, którego dokonano na narodzie polskim. My o rzezi wołyńskiej nigdy nie możemy zapomnieć. Ale to nie znaczy, byśmy własnymi rękoma mieli zwiększać siłę wrogów Polski, torpedując szansę wyrwania Ukrainy z rosyjskiej strefy wpływów. Bo to jest właśnie prowokacja polityczna. Słusznie Stanisław Cat-Mackiewicz mówił, że prowokacja polityczna to wykorzystanie najświętszych uczuć narodu przeciwko najistotniejszym interesom narodu. Tak robić nie będziemy. Dla nas niepodległość Ukrainy jest istotną częścią polskiej racji stanu.
Ale Majdan się skończył. Co dalej?
Musimy zrozumieć, że kryzys geopolityczny, w którym znajduje się Europa, szczególnie nasz region, będzie trwał latami. To nie kolejna wersja kryzysu kubańskiego. Nie mamy co liczyć, że za kilka dni czy tygodni konflikt osiągnie apogeum, a potem politycy wspólnie usiądą przy stole i opanują sytuację. To, co dziś się dzieje na wschodzie, to trwała sytuacja geopolityczna, która wymaga od Polski ujawnienia – rozpatrywanej w długofalowej perspektywie – jej roli w regionie. Krótko mówiąc, koniecznością jest dążenie do odbudowania sojuszu państw Europy Środkowej, zgodnie z polityką Lecha Kaczyńskiego. To jest polska racja stanu. Świadomość tego muszą mieć wszystkie partie polityczne – nieważne: konserwatywne czy liberalne, prawicowe czy lewicowe. Ale przede wszystkim jest to kwestia świadomości narodowej. Polska nie może być zakładnikiem Rosji lub Niemiec. Uczestnictwo w NATO, sojusz z USA są ważne, ale fundamentem bezpieczeństwa musi być własna armia i własne państwo. A tego nam nie zapewnią propagandyści z WSI i MGIMO.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz