Upiór dzienny w Nocy Kościołów
Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 1 lipca 2015
Czego to się człowiek nie dowiaduje, kiedy tylko pojedzie do Wrocławia! Bo akurat pojechałem na zaproszenie tamtejszego Radia Rodzina, które zaproponowało mi wygłoszenie prelekcji w ramach „Nocy kościołów”: czy chrześcijaństwo może ocalić Europę. Jeszcze nie zdążyłem przyjechać, a już mikrocefale chlipiący michnikowszczyny z „Gazety Wyborczej” zostali poinformowani, że skoro ja mam wygłaszać prelekcje, to nie będzie żadna „Noc kościołów”, tylko „noc upiorów”. Informację tę przekazała mikrocefalom pani redaktor Katarzyna Wiśniewska, ongiś rzucona przez redakcyjny sanhedryn na religijny odcinek frontu ideologicznego w najweselszym w całej gazecie dziale religijnym. Najweselszym – bo pan red. Turnau stręczy tam „judeochrześcijaństwo” tubylczym mikrocefalom, którzy myślą, że to wszystko naprawdę. Nie on jeden zresztą – ale o to mniejsza. Myślałem jednak, że pani red. Wiśniewska się przeziębiła, albo została wysłana do Tel Awiwu na rekolekcje, bo przez dłuższy czas jakoś nie mogłem zauważyć jej na łamach. Tymczasem jeśli nawet była przeziębiona, to już jej mija, a jeśli na rekolekcjach – to wróciła z nowymi umiejętnościami w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym. Zatem na początek podziękowałem jej za odnotowanie mojej obecności we Wrocławiu, chociaż jak zwykle się pomyliła, pisząc o nocnych upiorach. Ja bowiem nie jestem upiorem nocnym tylko dziennym. Najwyraźniej jeśli pani redaktor była przeziębiona, to gorączka chyba jej jeszcze całkiem nie przeszła, o czym można przekonać się na podstawie relacji z mojej prelekcji.
Zauważyła przede wszystkim, że była ona „antysemicka”, co wzbudziło w jej umyśle zrozumiałe wzburzenie, bo najwyraźniej musi uważać, że w kościołach mogą być wygłaszane tylko opinie filosemickie, inaczej mówiąc – żydofilskie. Dodatkowo relacja jej opatrzona została moją fotografią sprzed kilku lat, co wzbudza we mnie podejrzenia, że fotografa przy tym nie było, a kto wie, czy i pani redaktor w swojej relacji nie posłużyła się aby wiadomościami z drugiej ręki, szlajając się w tym czasie po jakichś wrocławskich spelunkach? W takiej sytuacji nic dziwnego, że i to zdjęcie i ta relacja, to typowy handełesowski Scheiss.
Tymczasem w swojej prelekcji owszem - zająłem się Żydami, bo jedną z dwóch zawleczonych z zewnątrz chorób trapiących współczesne chrześcijaństwo, jest właśnie „judeochrześcijaństwo”. Jest to dywersja skierowana na rozmydlenie chrześcijaństwa, która od pewnego czasu polega na ostrożnym lansowaniu tezy, że Zmartwychwstanie nie było faktem historycznym, a tylko apostołowie tak pragnęli, żeby Chrystus ożył, tak pragnęli, że aż w końcu zaczęło im się coś zwidywać. Jak powiada Stanisław Lem w „Głosie Pana” - „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i metodycznie”. Na to zapewne liczą propagatorzy „judeochrześcijaństwa” - że jeśli chrześcijanie zostaną oswojeni z poglądem, iż Zmartwychwstanie nie było faktem historycznym, to potem będzie można sobie z nimi już łatwo poradzić.
Ciekawe, że przewidział to św. Paweł już 2 tysiące lat temu. Znając swoich rodaków jak zły szeląg, nie miał chyba wątpliwości, że będą próbowali zwalczać chrześcijaństwo wszelkimi sposobami, a jednym z nich będzie kwestionowanie autentyczności Zmartwychwstania – o czym zresztą wspomina Ewangelia wg św. Mateusza – i dlatego, niczym grom, grzmi przez stulecia ta potężna przestroga Pawłowa: „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara!” I rzeczywiście – w jakim celu ktokolwiek miałby przejmować się halucynacjami galilejskich rybaków? Drugą chorobą zawleczoną do chrześcijaństwa z zewnątrz, a konkretnie – z ideologii socjalistycznej - jest przekonanie, jakoby prawo do wiecznego zbawienia było jednym z naturalnych praw człowieka, na tej samej zasadzie, jak prawo do jazdy metrem, które podobno miało być nawet wpisane do konstytucji ZSRR. Skoro Pan Bóg ludzi stworzył, to teraz nie ma rady – musi ich zbawić, żeby tam nie wiem co. Tę roszczeniową postawę wobec Pana Boga wyraził Henryk Heine, nota bene – Żyd - mówiąc: „Dieu me pardonnera, c’est son metier” (Bóg mi wybaczy, to Jego zawód). Jest to pogląd oczywiście sprzeczny z szóstą prawdą wiary katolickiej, że „łaska Boża jest do zbawienia KONIECZNIE potrzebna” - ale co z tego, skoro na Zachodzie coraz więcej chrześcijan o tym zapomina i na przykład przystępują masowo do Komunii, chociaż już przestali się spowiadać.
Wspomniałem o tych, zawleczonych z zewnątrz chorobach chrześcijaństwa, bo jeśli miałoby ono ocalać Europę, jako kategorię cywilizacyjną, to najpierw musi samo otrząsnąć się z tych infekcji, bo w przeciwnym razie nie tylko Europy nie ocali, ale jeszcze i ją zainfekuje. Tymczasem Europa przeżywa obecnie rewolucję komunistyczną w pełnym natarciu, z wykorzystaniem instytucji Unii Europejskiej – a jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to tylko dlatego, że prowadzona jest ona według innej strategii, niż ta, którą znamy. Bo my znamy strategię bolszewicką, która składała się z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia. Przyniosła ona nawet spore rezultaty, ale na dłuższą metę okazała się nieefektywna, toteż obecnie komuna posługuje się strategią zaproponowaną przez Antoniego Gramsciego, który głównym polem bitwy rewolucyjnej uczynił sferę ludzkiej świadomości, czyli kultury. W tej strategii na pierwszy plan wysuwa się więc masowe duraczenie, dokonujące się przy pomocy piekielnej triady: państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego.
W naszym nieszczęśliwym kraju „Gazeta Wyborcza” w dziedzinie duraczenia nie daje się nikomu prześcignąć, co pokazuje, że ciągłość między pierwszą i druga komuną jest większa, niż mogłoby się komuś wydawać. Narzędzia terroru są stworzone, ale nie są na razie używane w skali masowej, bo – po pierwsze – masowe duraczenie przynosi znakomite rezultaty, zwłaszcza wśród mikrocefali, a po drugie, przed czym przestrzegał Machiavelli pisząc, że „okrucieństwo i terror należy stosować rozsądnie i tylko w miarę potrzeby” - żeby przedwcześnie nie płoszyć potencjalnych ofiar. W rezultacie przekształcenia własnościowe dokonają się bez żadnego przymusu, to znaczy – cała własność przejdzie w szpony banksterów. Strategia rewolucji komunistycznej się zmieniła, ale cele są cały czas te same: wyhodowanie człowieka sowieckiego i stworzenie mu środowiska, w postaci państwa totalitarnego. Człowiek sowiecki tym różni się od normalnego człowieka, że wyrzekł się wolnej woli. Dlatego nie może żyć w normalnym świecie, tylko w sztucznym środowisku w postaci państwa totalitarnego, które tym się m.in. odznacza, że nie toleruje żadnej władzy poza własną, np. władzy rodzicielskiej, czy religijnej. Toteż walczy i z jedną i z drugą – a ubocznym skutkiem rewolucji komunistycznej może być destrukcja cywilizacji łacińskiej, a więc Europy, jako kategorii cywilizacyjnej.
Stanisław Michalkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz