wtorek, 12 listopada 2013

Szczyt klimatycznej histerii

Wtorek, 12 listopada 2013 (02:10)
W genialnej powieści Bolesława Prusa „Faraon” jest kapitalna scena, kiedy to kapłani starożytnego Egiptu w oparciu o swą wiedzę astronomiczną oraz nieświadomość ludu egipskiego wykorzystują zaćmienie słońca w swojej walce z młodym faraonem – reformatorem.
W porównaniu do czasów opisywanych przez powieściopisarza wiele się zmieniło. Niepomiernie wzrosła wiedza szerokich kręgów ludzkości, w tym także wiedza z dziedziny astronomii. Dziś nikomu już nie uda się użyć zaćmienia słońca jako instrumentu politycznego. Nowa epoka wymaga, aby stawiać ludzkość wobec nowych wyzwań. Od wielu już lat rolę taką spełnia globalne ocieplenie.
Terminem tym określa się datowane od połowy XX stulecia podwyższenie temperatury powietrza występujące na powierzchni ziemi i oceanów. Szacuje się, że w okresie 1906-2005 średnia temperatura na ziemi mogła wzrosnąć w przedziale między 0,74 a 0,18 st. Celsjusza. Za wzrost temperatury odpowiedzialne są gazy cieplarniane, które powodują zjawisko, które zostało jeszcze na początku XIX wieku określone jako efekt cieplarniany. Zaliczono do nich parę wodną – odpowiedzialną w 36-66 proc. za efekt cieplarniany (a przy uwzględnieniu chmur nawet 85 proc.,), dwutlenek węgla (9-26 proc. odpowiedzialności), metan (4-9 proc.) oraz ozon (3-7 proc.).
Głównym winowajcą okrzyknięty został jednak dwutlenek węgla, a za jego pośrednictwem człowiek. On to bowiem zainicjował w końcu XVIII wieku epokę uprzemysłowienia, która opierała się na węglu kamiennym, którego spalanie miało spowodować z kolei wzrost zawartości CO2 w atmosferze ziemskiej o 31 procent.
Teza o postępującym globalnym ociepleniu została zaakceptowana przez większość gremiów naukowych świata, a zwłaszcza przez środowiska naukowe i polityczne państw najwyżej gospodarczo rozwiniętych, a więc te, które swego czasu przodowały w dziele industrializacji, a co za tym idzie – i w emisji dwutlenku węgla.
Niewygodna, ale czy prawda?
Wokół zagrożenia ociepleniem globalnym rozpętano szeroką akcję propagandową, której czołowym eksponentem w świecie polityki był Al Gore, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych w okresie prezydentury Billa Clintona. Z jego udziałem i w oparciu o jego książkę został w 2006 r. nakręcony film dokumentalny zatytułowany „Niewygodna prawda”, w sugestywny sposób przedstawiający kataklizmy, jakie przyniesie ludzkości globalne ocieplenie.
Wkrótce jednak doczekał się on repliki. W 2007 r. Brytyjczyk Martin Durkin nakręcił film „Globalne ocieplenie – wielkie oszustwo”. Podważał on główną tezę zwolenników globalnego ocieplenia, że za jego pojawienie się odpowiedzialny jest człowiek i jego działalność przemysłowa. Zarzucał też środowiskom naukowym, że ich opowiedzenie się za antropogeniczną genezą zjawiska ocieplenia powodowane jest względami materialnymi: na badania nad tym problemem wyasygnowano mnóstwo pieniędzy, a sponsorzy oczekiwali takich, a nie innych wyników.
Trzeba jednak powiedzieć, że także w świecie nauki nie brak krytycznych wypowiedzi na temat globalnego ocieplenia. Na gruncie polskim dał tego dowody nieżyjący już prof. Zbigniew Jaworowski. Podkreślał on, że głównym sprawcą tzw. efektu cieplarnianego nie jest wcale dwutlenek węgla, a para wodna.
Przypominał także, że efekt cieplarniany jest dobrodziejstwem dla ludzkości. To dzięki niemu rozwinęło się i trwa życie na planecie Ziemia. Gdyby nie on, średnia temperatura na Ziemi wynosiłaby -18 st. C, zamiast obecnych +15 stopni. Daleki był także od demonizowania dwutlenku węgla. To gaz życia – przekonywał. Zawarty jest w roślinach i innych organizmach żywych, gdyby nie on, nie byłoby także życia na Ziemi.
Przemawiając zaś przed komisją Senatu USA, stwierdził, że teza o znacznym wzroście dwutlenku węgla w atmosferze, począwszy od początku ery uprzemysłowienia, bierze się z nieprawidłowo dokonanej oceny zawartości tego gazu w powietrzu w dobie przedindustrialnej. „Główną podstawą histerii klimatycznej – pisał w 2008 r. – stały się raporty IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) uznawane w Brukseli za księgi święte”.
Warto dodać, że na czele owego Międzyrządowego Panelu ds. Zmiany Klimatu stoi Rajendra Pachauri, z wykształcenia inżynier kolejnictwa. We wrześniu 2008 r. zaapelował on do ludzkości o ograniczenie spożycia mięsa, albowiem jego produkcja odpowiada za 18 proc. emisji gazów cieplarnianych, w szczególności metanu pochodzącego od bydła – rzeźnego i mlecznego.
Redukcja CO2
Mimo że natura globalnego ocieplenia nie została dokładnie określona i że nie został rozstrzygnięty podstawowy dylemat: kto lub co odpowiada za jego występowanie, uruchomiona została ogromna machina propagandowo-polityczna ukierunkowana na walkę z nim. Przyniosła ona zresztą konkretne rezultaty. Głównym z nich jest słynny protokół z Kioto wynegocjowany w grudniu 1997 roku. Wszedł on w życie w 2005 roku. Na jego mocy kraje-sygnatariusze zobowiązały się do redukcji do 2012 r. własnych emisji gazów cieplarnianych co najmniej o 5 proc. w stosunku do poziomu emisji z 1990 roku. Protokół zawiera także możliwość, w przypadku niedoboru bądź nadwyżki emisji tych gazów, wymiany handlowej polegającej na odsprzedaży lub odkupieniu limitów od innych krajów. Według przewidywań, protokół z Kioto ma przynieść redukcję średniej temperatury globalnej pomiędzy 0,02 st. C a 0,28 st. C do roku 2050.
Ogólnie planowana redukcja jest jednak znacznie wyższa, aż o 29 proc., a ponadto zróżnicowana. Dla Unii Europejskiej wynosi ona 8 proc., dla USA – 7 proc., dla Japonii – 6 proc., a dla Rosji – 0 procent. Natomiast w wypadku Australii i Islandii dopuszczono nawet wzrost emisji.
Polska miała obniżyć swoją emisję o 6 proc. w porównaniu do poziomu z roku 1988, który przyjęto jako rok bazowy dla byłych krajów socjalistycznych. Ponieważ jednak z powodu zmiany struktury gospodarki narodowej w okresie transformacji emisja gazów w Polsce zmniejszyła się w latach 1988-2001 aż o 33 proc., otworzyła się szansa, że Polska może zarobić na handlu swoimi nadwyżkami. Szansę tę utrąciła jednak Komisja Europejska, która zdecydowała w marcu 2005 r. o ograniczeniu Polsce przyznanych jej wcześniej limitów.
Argumentowała ona, że przyznanie Polsce zbyt wysokich limitów doprowadziłoby do masowej sprzedaży limitów przez polskie przedsiębiorstwa, co mogłoby doprowadzić do spadku ceny za tonę emisji dwutlenku węgla i w konsekwencji zniechęcałoby innych do proekologicznych inwestycji.
Stany Zjednoczone, największy emitent gazów cieplarnianych, nie ratyfikowały protokołu z Kioto, uważając, że przyniosłoby to poważne szkody ich gospodarce. Kierowały się także tym, że prężnie rozwijające się gospodarki Chin i Indii są wyłączone spod restrykcji protokołu w zakresie emisji gazów.
Prezydent George Bush stwierdził, że protokół jest nieuczciwym i nieskutecznym sposobem walki ze zmianą klimatu. Podjęto jednak w Stanach kroki na rzecz ograniczenia emisji gazów i osiągnięto rezultaty lepsze niż w UE. Ograniczenia emisji w USA wyniosły 14 t na jednego mieszkańca, podczas gdy w UE 12 t. Równocześnie w Chinach emisja gazów wzrosła o 205 t na głowę, a w Indiach 100 ton. W praktyce zatem skuteczność protokołu oceniana jest jako bliska zeru. Ogółem emisja CO2 od roku bazowego wzrosła o ok. 49 procent.
Mimo tych niepowodzeń zwolennicy walki ze zmianą klimatu nie ustają w swoich działaniach. Wyrazem ich wysiłków jest opracowany przez UE pakiet klimatyczny, na przyjęcie którego zgodził się w 2008 r. rząd Donalda Tuska. Obowiązuje on od stycznia 2013 roku. Potocznie określany jest on jako 3 x 20 i obejmuje: ograniczenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych, wzrost o 20 proc. efektywności energetycznej, a także osiągnięcie 20-procentowego udziału energii produkowanej z odnawialnych źródeł energii. Istotne postanowienia dotyczą handlu emisjami.
Zaplanowano stopniowe wprowadzenie systemu aukcyjnego. Zniesiono bezpłatne przydziały emisji od roku 2013 w sektorze energetycznym, a od roku 2020 w innych branżach.
Ubezwłasnowolnieni
Postanowienia pakietu szczególnie mocno uderzą w Polskę, której energetyka w 95 proc. opiera się na węglu. Przyjmując, że prognozowana cena 1 t dwutlenku węgla może wynieść 175 zł, będziemy musieli zapłacić rocznie 26 mld zł za emisję tego gazu. Przełoży się to na gwałtowny wzrost cen energii elektrycznej, co zwiększy skalę ubóstwa Polaków. Równocześnie wysokie ceny energii elektrycznej pogorszą konkurencyjność polskiej gospodarki, co z kolei zaowocuje masowym bezrobociem.
„Kto kontroluje energię, ten kontroluje świat” – stwierdził swego czasu wybitny geopolityk francuski gen. Pierre-Marie Gallois. Problem walki z globalnym ociepleniem sprowadza się w istocie do tego, z jakiego rodzaju energii będziemy korzystali. Polsce w niedwuznaczny sposób sugeruje się, ażeby zrezygnowała ze swojego narodowego bogactwa, jakim są ogromne pokłady węgla kamiennego i brunatnego, i przestawiła się na drogi, importowany gaz ziemny. Równocześnie nie ustają wysiłki mające na celu zniechęcenie jej do wykorzystania innych posiadanych przez nią bogactw, takich jak geotermia i gaz łupkowy.
Cel tych zabiegów jest jasny. Pewien rosyjski ekspert trafnie to ujął: nie można kontrolować klimatu, ale można kontrolować gospodarkę słabszych krajów. A kontrola gospodarki oznacza także kontrolę polityczną, ma też na celu hamowanie rozwoju. Baczna obserwacja pozwala bowiem nawet na polityczną identyfikację środowiska natchnionych ekologów. Kontrola taka jest ponadto powiązana z ekonomiczną eksploatacją. Energia elektryczna produkowana z węgla jest prawie dwukrotnie tańsza niż z gazu ziemnego i farm wiatrowych, czterokrotnie tańsza niż z siłowni wykorzystujących energię słoneczną.
Polska musi zatem wypracować własną strategię energetyczną bazującą na posiadanym przez nas potencjale. Towarzyszyć jej musi racjonalna ochrona środowiska naturalnego. W tym celu należy zintensyfikować prace nad podziemną gazyfikacją węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego (z fazy studyjnej powinny one przejść do fazy przemysłowej), przyspieszyć eksplorację złóż gazu łupkowego i wspierać geotermię.

Prof. Tadeusz Marczak
Nasz Dziennik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz