poniedziałek, 6 stycznia 2014

Koń trojański Pekinu




Koń trojański Pekinu
W dziewięciu włoskich miastach: Neapolu, Rzymie, Mediolanie, Turynie, Wenecji, Maceracie, Pizie i Padwie pociągająca propaganda zachęca do uczęszczania do Instytutów Konfucjusza, w których uczy się w odpowiednich warunkach języka chińskiego – tak bardzo potrzebnego w biznesie – oraz elementów kultury Chin.

We Włoszech upowszechnianie Instytutów Konfucjusza rozpoczęło się od Neapolu przy współpracy z prestiżowym Uniwersytetem L’Orientale.

Na świecie działa już 320 takich instytutów, poczynając od pierwszego założonego w Taszkiencie w Uzbekistanie w roku 2004. Przewiduje się zwiększenie ich liczby do tysiąca w roku 2020. Czyj to plan? Sekcji pekińskiego rządu o nazwie Hanban, jaką jest krajowy urząd ds. nauki języka chińskiego jako języka obcego.

Nazwa z pozoru nieszkodliwa, która, wydawałoby się, stawia tę organizację na równi z tymi, które w Niemczech promują na skalę światową Goethe Institut, a we Francji ośrodki Alliance Française. Ale porównanie jest złudne: Goethe Institut czy Alliance Françase są wspierane przez stosowne rządy, jednak są niezależne, natomiast Hanban jest integralną częścią chińskiej machiny rządowej. Poza tym, w przeci- wieństwie do instytutów promujących język niemiecki i francuski, Instytuty Konfucjusza zostały oskarżone o szpiegostwo i związki z chińskimi służbami specjalnymi.

I choć te ostatnie oskarżenia trudno udowodnić, to za każdym razem, gdy ktoś je inicjuje, reakcja chińskiej dyplomacji jest bardzo ostra. Jednak ta reakcja nie mogła złagodzić krytyki na płaszczyźnie kulturalnej i politycznej, która, nie obejmując kwestii szpiegostwa, ukazuje dwulicowość Instytutów Konfucjusza i wykorzystywania ich przez reżim jako narzędzia propagandy politycznej. W roku 2012 także AsiaNews, prestiżowa agencja katolicka Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych (PIMZ), specjalizująca się w wydarzeniach zachodzących w Azji, opublikowała pracę Alan H. Yang i Michaela Hsiao zatytułowaną „Instytuty Konfucjusza, konie trojańskie chińskiej hegemonii”.

Praca PIMZ ukazuje także, jak bardzo nazwa Instytuty Konfucjusza jest złudna. Te instytuty nie bronią kultury konfucjańskiej, chociaż czasami wskazują na fakt, że została ona przyjęta za kodeks moralny aktualnego rządu chińskiego. Według Yang i Hsiao, awersja do konfucjanizmu wywodząca się z rewolucji kulturalnej jest natomiast wciąż powszechna w chińskim reżimie, a symbol Konfucjusza przeżył się, ponieważ podoba się ludziom Zachodu bez korespondowania z realną treścią.

Wiele mediów – od BBC do wielkich dzienników amerykańskich i kanadyjskich – próbowało drążyć zaplecze Instytutów Konfucjusza i natrafiało na deklaracje – do wewnętrznego użytku chińskiego – czołowych postaci reżimu, zgodnie z którymi chodzi o propagandę kulturalną ukierunkowaną na przekazywanie pozytywnego obrazu obecnych Chin. Wytyczne reżimu dla Instytutów Konfucjusza sugerują pociągające, ale stanowcze działania w celu osłabienia jakiejkolwiek krytyki na temat „trzech T”: Tybetu, Tajwanu i placu Tiananmen, tzn. represjonowania wewnętrznych dysydentów, do czego warto dodać prześladowanie nowego ruchu religijnego Falun Gong.

Nie chodzi jedynie o propagandę. Instytuty Konfucjusza podpisują umowy z wielkimi uniwersytetami, w Londynie np. z London School of Economics, i instytucjami publicznymi na korzystnych warunkach dla tych zachodnich placówek, na które wywierają później kurtuazyjną presję, ponieważ represjonowana jest jakakolwiek krytyka pekińskiego reżimu w odniesieniu do drażliwych tematów i praw człowieka.

W ten sposób North Carolina State University został „przekonany” co do odwołania wizyty Dalajlamy, który mógł mówić o niewygodnym temacie praw człowieka w Tybecie okupowanym przez Chiny, zaś Uniwersytet w Tel Awiwie został zmuszony do zamknięcia wystawy poświęconej represjonowaniu Falun Gong zorganizowanej przez grupę studentów. Jednak nie każde pragnienie chińskich władz udaje się spełnić: w Tel Awiwie studenci zwrócili się do sądu, który przyznał im rację, utrzymując, że ich wolność wypowiedzi została naruszona z powodu lęku uniwersytetu przed narażeniem na szwank jego stosunków z Instytutem Konfucjusza. A na innych uniwersytetach amerykańskich, pomimo dyskretnych sprzeciwów miejscowych Instytutów Konfucjusza, Dalajlama został przyjęty.

Pozostaje jednak problem, czy europejskie i amerykańskie instytucje publiczne akceptują „konie trojańskie” chińskiego reżimu naruszającego nieustannie prawa człowieka i wolność religijną. Jak zwykle wszystko zależy od punktu widzenia na temat Chin.

Jeśli w imię interesów handlowych zechcemy widzieć jedynie błyszczącą stronę tego kraju z większą liczbą sklepów Prada, wówczas nie będziemy się zbytnio przejmowali nawet propagandą Instytutów Konfucjusza. Może jednak bardziej niż portfel zainteresują nas prawa człowieka, które są nadal łamane, prześladowanie katolików albo sytuacja ubogich Chińczyków, nieodczuwających wzrostu PKB w Chinach. W tym przypadku powinniśmy również do Instytutów Konfucjusza podchodzić z konieczną ostrożnością i rozwagą.

Massimo Introvigne, tłum. WL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz