niedziela, 5 stycznia 2014


Pranie mózgó w SŁUŻBIE ZDROWIA
 w Kanadzie i nie tylko. #1
Dr Jerzy Jaśkowski

„Moi ludzie giną z braku wiedzy” Ozeasz 4:06

Od 1772 roku w Polsce, system edukacji publicznej jest używany jako narzędzie indoktrynacji dzieci i młodzieży do akceptowania aktualnie obowiązującego systemu przekonań i norm zachowania uważanych za dopuszczalne przez starszych i mądrzejszych.
Jak podała ostatnio prasa, po wielkich prawie 15 letnich bojach niezawisły sąd łaskawie zezwolił na wyświetlanie filmu o manipulacjach psychologicznych w czasie szkoleń „firmy Amway”. Była to typowa cenzura prewencyjna, rzekomo w Polsce niestosowana.
W związku z tak odległym okresem sprawy, wypada podać parę zdań przypomnienia. W czasie gwałtownych przemian „rynkowych” w Polsce rozmaite firmy zagraniczne wchodziły ze sprzedażą bezpośrednią na rynek polski. Jak wiadomo w Polsce w poprzednich latach takiego obwoźnego handlu - domokrążców nie było. Tak więc firmy te przeprowadzały odpowiednie szkolenia sprzedawców. Szkolenia te były przeprowadzane przez doświadczonych lektorów i różniły się od do tej pory pojmowanej filozofii życia i handlu w Polsce. U nas towar powinien być tak dobry aby się sam sprzedawał. Na szkoleniach uczono natomiast wciskania towaru klientom za wszelką cenę. ReżyserHenryk Dederko pragnął przedstawić ten zakres prania mózgów.

Jak twierdzi H.Dederko: ”Film opowiada o technikach psychologicznych, które niszczą ludzką autonomię, powodują, że wielu dystrybutorów po zakończeniu pracy trafia pod opiekę psychologiczną." Podobnie określił to dyrektor WFF Stefan Laudyn: ”Przerażający film o praniu mózgów w korporacjach zajmujących się sprzedażą bezpośrednią”. Dyr WFF dodał: „Zaistniała sytuacja ma aspekt pozytywny - zwróciła uwagę na problem wolności słowa i swobody wypowiedzi artystycznej. Mam nadzieję, że zbliża się dzień, w którym będzie możliwa emisja „Witaj w życiu” - filmu który wszyscy powinniśmy zobaczyć.”

Generalnie film ani razu wg PT. Reżysera - nie wymienia nazwy firmy Amway. Nie mogę tego potwierdzić, ponieważ film nadal jest niedostępny publicznie. [Ale w prasie sprawa figuruje pod tym pojęciem]. Oczywiście tylko i wyłącznie dzięki niezawisłemu sadowi. Procesy trwały ok.15 lat.

W filmie występują polscy pracownicy firmy, którzy opowiadają jak werbowali nowych dystrybutorów. Metody werbunku łudząco przypominają te do sekt.

Cała sprawa prania mózgu powstała w końcu lat 40- ych ubiegłego wieku. Wywiad amerykański zauważył, że żołnierze wzięci do niewoli w wojnie koreańskiej dziwnie się zachowują. Rozpoczęły się badania i okazało się, że przechodzą oni tzw. pranie mózgów. W tej sytuacji powstał w ramach CIA, tajny projekt zwany MKULTRA. Projekt ten był tak tajny, że nawet prezydent USA o nim nie wiedział, przynajmniej oficjalnie. A w latach 70 zniszczono większość akt i dokumentów.

Jednakże ludzie, którzy w nim brali udział, po zakończeniu służby rządowej przeszli do cywila i zaczęli zakładać własne firmy. Nazywało się to szkoleniem dla menadżerów, szkoleniowców itd. Jedna z najstarszych takich szkół istnieje w Londynie. Zasady jakimi się posługiwali doskonale pokazuje film ENYA - o eksperymentach w tajnej bazie rosyjskiej. W celu sprawdzenia swoich metod bardzo często posługiwano się nowo tworzonymi albo wręcz zakładanymi sektami. Tak np. słynna sektaNajwyższa Prawda, która przeprowadziła atak trującym gazem bojowym - sarinem w metrze w Tokiobyła prowadzona - szkolona w ośrodku KGB pod Moskwą. Podobnie było z inną sektą, która rzekomo w Gujanie popełniła masowe samobójstwo w roku 1978. Tylko tym razem to CIA ją kierowało. Podobno.

Innymi słowy, po rozpracowaniu sposobów indoktrynacji, zastosowano je w całej pełni w cywilnych sytuacjach.

Brałem udział w takim szkoleniu prowadzonym przez jeden z banków. Oczywiście incognito. Było to typowe pranie mózgów, ludzi nieprzygotowanych do sytuacji. Całość sprowadzała się do bardzo szybkiego mówienia z odpowiednią intonacją i wielokrotnego powtarzaniu kwestii istotnych dla danego problemu. W sumie był to bardzo prymitywny monolog osoby prowadzącej ze zręcznym pokazywaniem przeźroczy. Byle nie myśleć, to jest idea prowadzonego szkolenia. Uczestnik ma słuchać i zapamiętywać, a nie kojarzyć.

Jakież jest moje zdziwienie [tak prawdę powiedziawszy zupełnie bezpodstawne, ponieważ wiadomo, że w medycynie chodzi li tylko o pieniądze więc i metody muszą być kupieckie] kiedy to w Medycynie Praktycznej znajdujemy coraz częściej artykuły generalnie pt; ”Jak przekonać rodziców, którzy nie chcą szczepić dzieci”. Opisałem taki przypadek konferencji medycznych na których firmy handlujące szczepionkami prowadziły „szkolenia” dla samorządowców. Szkolenia te miały przekonać mandatariuszy publicznych pieniędzy do zakupu tych szczepionek. Co jak widać z prasy i ogłaszanych informacjach o tzw. bezpłatnych szczepieniach dla staruszków czy dzieci, opłaciło się tym firmom.

Najczęściej są to zresztą przedruki prac cudzoziemskich. Ostatnio właśnie taki przedruk otrzymaliśmy z Kanady. Istotne jest to, że jak to można zauważyć, takie handlowe szkolenia nie obrażają godności ani Izb Lekarskich ani Izb Pielęgniarskich. Zawsze zdawało mi się, że Służba Zdrowia to coś innego aniżeli handel bazarowy. Okazało się, że minęły dwie dekady „nowości”, po 1990 roku, i pracownicy służby zdrowia zamienili się w handlarzy. Nikomu nie przeszkadza i nikogo nie obraża organizowanie takich szkoleń pod płaszczykiem medycyny!

Jednak w związku z coraz liczniejszymi powikłaniami poszczepiennymi także rodzice w innych krajach starają się zabezpieczyć własne dzieci odmawiając ich trucia. Sprawa jest o tyle ciekawa, że mnie się wydawało?, iż w Kanadzie w odróżnieniu od państw środkowo europejskich, czyli byłych sowieckich, panuje jakieś prawo. Niestety po zapoznaniu się z artykułem stwierdzam, że panuje tam większa indoktrynacja aniżeli u nas.

Przechodząc do konkretów:
Praca o której piszę, ukazała się w Medycynie Praktycznej 2013 /03 i była tłumaczeniem pracy opublikowanej w Canadian Paediatric Society. Pediatric Child Health 2013, 18/265 - 267 przez Noni E.Macdonald i Jane C.Finlay.

Tak na marginesie myślałem, znając Szkotów głównie z książek historycznych co prawda, że przynależność do klanu MacDonaldów do czegoś zobowiązuje, okazało się jednak, że obecnie już nie. I tak Autorki zalecają stosowanie technik motywacyjnych, w rozmowach z rodzicami, przedstawiania ryzyka zachorowań na daną chorobę i oczywiście korzyści ze szczepienia. Czyli typowy marketing handlowy. Już pierwszy akapit omawianego tekstu dezinformuje: szczepienia przeciwko chorobom, którym można zapobiegać przez szczepienia? A jakie to są choroby? Niestety na wszelki wypadek PT Autorki nie podają ich nazw. Tak wiec nie można sprawdzić poprawności wypowiedzi.

Za dezorientację rodziców, jak twierdzą PT Autorki, odpowiadają rzekomi specjaliści. Innymi słowy „my to jest namawiający, was- rodziców, do kupna towaru jakim są szczepionki jesteśmy specjalistami [chyba od handlu], a cała reszta to „rzekomi specjaliści”? Być może to prawda tylko z jakiej dziedziny są one specjalistkami? Po zapoznaniu się z tekstem jedyną dziedziną jaka się nasuwa to dezinformacja.

W Polsce uczono zawsze, że towar, który jest bardzo reklamowany, nie powinien być kupowany, musi posiadać istotne wady, która powoduje, że nie można go sprzedać bez reklamy.

Autorki twierdzą, że w pracy przedstawią wiarygodne dane o skuteczności szczepień. Ale praca nie zawiera ani jednego wykresu, tabeli, która by potwierdzała prawdziwość czy „wiarygodność”danych. Wręcz przeciwnie praca przypomina tzw. bełkot straganiarski.

Np. pomimo, że aż 17 niezależnych instytucji na całym świecie, przedstawiło dowody potwierdzające związek szczepionki MMR z autyzmem, autorki nadal oszukują swoich kolegów lekarzy twierdząc, że”należy powiedzieć rodzicom, iż pierwotne zarzuty okazały się fałszywe" i dalej, „Artykuł dr A.Wakefielda okazał się oszustwem”. I to pomimo licznych wyroków sądowych uznających związek szczepień z autyzmem.
Trudno sobie wyobrazić nawet taki stopień bezczelności osób rzekomo składających przysięgę Hipokratesa.
Pomimo tego, w następnym akapicie nadal posługują się pojęciem „uczciwości” i korzyściami wynikającymi ze szczepień. Niestety treść całkowicie przeczy pojęciu uczciwości przynajmniej w zrozumieniu cywilizacji łacińskiej.
„W Kanadzie ryzyko zachorowania nieszczepionych dzieci jest małe” [zgoda] ale przecież istnieją samoloty [rakiety także]. I zawsze z krajów niedźwiedzi można przecież przywieźć samolotem chorobę i co wtedy. Lepiej zabezpieczyć się”, twierdzą owe Panie. Wyraźnie widać, że wymienione Panie nie mają pojęcia o statystyce i rachunku prawdopodobieństwa. Z jakiego to rzekomo kraju miałyby przyjeżdżać te choroby? Znowu brak odpowiedzi.

Dalej ”rodzicom należy przypomnieć, że niezaszczepione dziecko na koklusz może zakazić, młodsze rodzeństwo, które nie było szczepione." Kilka dezinformacji delikatnie mówiąc, w jednym zdaniu. Po pierwsze; jak wykazały to doświadczenia ostatnich lat, epidemie wybuchły właśnie wśród dzieci i młodzieży szczepionej w 95%. I tak np.: epidemia świnki wybuchła wśród ortodoksyjnych wspólnot żydowskich w stanach Zjednoczonych w 2009 i 2010 roku wśród dzieci, które było w 89% zaszczepione prawidłowo dwoma dawkami szczepionki i 8% zaszczepionych jedną dawką. Czyli wg teorii wakcynologów [wacca to po hiszpańsku krowa, a wiadomo, że tylko krowa nie zmienia zdania] populacja posiadała odporność stada. Oczywiście tak wygląda rzetelność informacji tych„naukowców”.

Epidemia odry w 2009 roku zachorowali lekarze szczepieni dwoma dawkami MMR. Wielka epidemia odry w Quebec w 1989 roku [Kanada!! ojczyzna naszych Autorek] pomimo zaszczepienia w 99% dzieci epidemia objęła 1363 dzieci. Epidemia odry w rezerwacie Blackfeet w Montanie w 1985 roku, 82% chorujących było prawidłowo zaszczepionych. Po drugie; właśnie po szczepieniu dziecko wydala z kałem przez ok. 6 tygodni wirusa i może zakazić wszystkich dookoła. Przez ok.4 tygodnie wydala wirusa z oddechem i także może zakazić wszystkich dokoła np. przez bezpośredni kontakt chociażby tzw. buzi. Czyli szczepiąc dziecko tworzymy rezerwuar wirusa, który może spowodować epidemię. To nie jest teoria. Tak było np. w czasie epidemii kokluszu w żydowskiej szkole w Nowym Jorku.

Kolejny dogmat niczym niepotwierdzony: „szczepionki są bezpieczne i skuteczne, a dzieci i ich rodziny, które nie poddadzą się szczepieniu są obarczone ryzykiem poważnej choroby”. Znowu ani jednego dowodu na prawdziwość przytoczonej tezy. Brak chociażby jednego przykładu choroby, której szczepionki mogą zapobiec. Ani jednej choroby tzw. dziecięcej, która jest ryzykowna dla zdrowia dziecka. Ani słowa o możliwości wystąpienia powikłań poszczepiennych.
Po prostu ble, ble, ble,.
C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz