niedziela, 22 grudnia 2013

Stanisław Michalkiewicz Epidemia niewinności

Stanisław Michalkiewicz   Epidemia niewinności


Starsi ludzie z pewnością pamiętają, że za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka, zwłaszcza podczas Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to, jak wiadomo, nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem, więc i Polskie Radio w Wigilię nadawało „pastorałki”, czyli po prostu kolędy. Potem było jeszcze gorzej, chociaż generałowi Jaruzelskiemu, w nagrodę za usmirenije polskawo miatieża, caryca Leonida trochę śniegu dosypywała w ramach „bratniej pomocy”. Dzisiaj śniegu jak na lekarstwo, niby z powodu „globalnego ocieplenia”, ale jakie tam „ocieplenie”, kiedy zimno jest jak dawniej, tyle, że śniegu nie ma? Od razu widać, że to kryzys, bo w przeciwnym razie Nasza Złota Pani z Berlina, co to właśnie po raz trzeci została tamtejszym kanclerzem, śniegu by przecież nie żałowała nie tylko nam, ale przede wszystkim - Ukraińcom, którzy na Majdanie Niepodległości w Kijowie aż przebierają nogami, nie mogąc doczekać się Anschlussu Ukrainy do Rzeszy.
Ale to nie taka prosta sprawa, bo właśnie „kryminalista” - jak ukraińskiego prezydenta Janukowycza wyzywa z turmy piękna Julia - dogadał się z zimnym rosyjskim czekistą Putinem, który w zamian za pozostanie Ukrainy przy Matuszce Rasiei nie tylko obniżył prezydentu Janukowyczu cenę gazu o 35 procent, ale również obiecał wykupienie ukraińskich obligacji za całe 15 miliardów dolarów! Nasza Złota Pani śniegu może by Ukraińcom dała, ale o takich, a właściwie o żadnych pieniądzach dla nich nie chciała nawet słyszeć.
Toteż nowy niemiecki minister spraw zagranicznych, który zastąpił na tym stanowisku sodomitę Gwidona Westerwelle pewnie będzie w Warszawie namawiał Radka Sikorskiego, żeby - podobnie jak Jerzy Soros na Pomarańczową Rewolucję - wyłożył 20 milionów dolarów na podtrzymanie przywiązania Ukraińców do demokracji. Ale jeśli nawet nasz bufonowaty minister takie pieniądze by wyłożył, to cóż to znaczy wobec rosyjskich 15 miliardów? To nie znaczy nic, więc skoro nawet my się domyślamy, komu Ukraina teraz rozłoży nogi, to tym bardziej muszą się tego domyślać nie tyle może demonstranci, co ich liderzy; bokser Witalij Kliczko, który właśnie utracił tytuł mistrza świata, więc chciałby zostać przynajmniej prezydentem Ukrainy, no i banderowiec Oleg Tiahnybok, któremu też się marzy czapka Monomacha. Teraz jednak będą musieli szybko dogadać się z prezydentem Janukowyczem który dla świętego spokoju gotów jest zarekomendować ich do spółdzielni właścicieli Ukrainy - żeby trochę posunęli się na ławce, by zrobić im miejsce - tak samo jak soldateska w Polsce w 1989 roku.

Posunęła się na ławce, żeby zrobić miejsce dla Kuronia Michnika (Michnik to nazwisko), ale przecież z niej nie zeszła. Przeciwnie - rozpiera się aż miło popatrzeć i raz po raz uruchamia konfidentów - tym razem akurat w ramach „gry operacyjnej” przeciwko znienawidzonemu Antoniemu Macierewiczowi. Ale nawet po tandetności tej „gry” widać, że ta cała razwiedka to kupa gówna, która poza rozkradaniem państwa i rabowaniem obywateli niczego już nie potrafi. Oto bowiem w tygodniu „Wprost”, prowadzonym aktualnie przez Sylwestra Latkowskiego, kolegę Janusza Kaczmarka, co to na 40 piętrze warszawskiego hotelu Marriott o północy składał meldunek sytuacyjny swojemu prawdziwemu zwierzchnikowi, ukazał się sygnał do nagonki na Macierewicza, że mianowicie kazał przetłumaczyć na rosyjski Raport o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych.
Oliwy do ognia dolał niezawodny Kazio Marcinkiewicz, podczas przesłuchania u „Stokrotki” w TVN zeznając, iż Macierewicz „zachowuje się tak, jakby był rosyjskim agentem”. Ciekawe skąd Kazio wie, jak zachowują się rosyjscy agenci - bo przecież Izabel chyba mu o tym nie powiedziała? Ale mniejsza z tym, chociaż warto odnotować, że i „Stokrotka” łyknęła tę rewelację bez zdziwienia. Ale w jej przypadku to nic osobliwego; można powiedzieć, że wśród agentów się wychowała, podczas gdy Kazio debiutował na odcinku chrześcijańsko-narodowym. Ale już wkrótce się okazało, że to tylko taki dym bez ognia, że pełniący obowiązki szefa kontrrazwiedki wojskowej podpułkownik Piotr Pytel nie ma żadnych dowodów, że takie tłumaczenie w ogóle było zlecone. Słowem - kicha totalna i w rezultacie nieudolności soldateski, która najwyraźniej nie potrafi zmontować nawet porządnej prowokacji, na durniów wyszli nie tylko Umiłowani Przywódcy z SLD, Platformy i dziwnie osobliwej trzódki posła Palikota, ale nawet „Stokrotka” no i oczywiście - biedny Kazio. Ale nie ma co go żałować, skoro postanowił zostać celebrytą na razwiedkowych plecach. Już tam oni go powiozą, niechby i do piekła o którym przewielebny ksiądz profesor Wacław Hryniewicz utrzymuje, że go „nie ma”. W ten oto sposób piekło dołącza do rzeczy i zjawisk, w przypadku których oficjalne nieistnienie jest tylko wyższą formą obecności, jak na przykład: Wojskowe Służby Informacyjne, czy izraelska broń jądrowa. Warto w tym miejscu przypomnieć opinie prof. Tadeusza Kotarbinskiego, którego zdaniem „nieistnienie jest atrybutem zaszczytnym, przysługującym także Bogu i sprawiedliwości”.
Pewnie dlatego, w miarę postępowania „rzezi schetyniątek”, która jak dotąd doprowadziła do wymiksowania Grzegorza Schetyny ze wszystkich partyjnych stanowisk w PO, w czym upatruję zepchnięcie lansującej go watahy do głębokiej defensywy, rozlewa się po naszym nieszczęśliwym kraju prawdziwa epidemia niewinności. Oto prokuratura oczyściła, jak powiadają, z zarzutów korupcyjnych prezydenta Sopotu Karnowskiego, bo nagranie korupcyjnej oferty nie było oryginałem, tylko kopią. Uniewinniony został również senator Krzysztof Piesiewicz, bo nie udowodniono, by biały proszek, który zażywał przez nos, był kokainą, a nie, dajmy na to, niewinnym cukrem pudrem. Słowem - Polska staje się krajem ludzi niewinnych, co oznacza, że niezależna prokuratura i niezawisłe sądy dostały rozkaz uporządkowania wszystkich papierów. I pomyśleć, że były czasy, kiedy gwoli zobaczenia, jak wyglądają ludzie niewinni, trzeba było jechać na Okęcie, gdzie akurat wylądowali tzw. „karabinierzy”, którym amerykański sąd wystawił certyfikat niewinności w sprawie handlu bronią.
Na tym tle kontrastowo odbija się sprawa przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego, który otrzymał ostateczną decyzję Stolicy Apostolskiej w sprawie dekretu abpa Hosera, pozbawiającego go probostwa w Jasienicy. „Gazeta Wyborcza” strasznie z tego powodu ubolewa, a w tej sytuacji nie można wykluczyć, że po Bożym Narodzeniu michnikowszczyna podejmie próbę wykreowania „Kościoła Otwartego” w oparciu o kadrową bazę duchownych suspendowanych. Przewielebny ksiądz Lemański z racji swego zaangażowania w dialog z judaizmem wydaje się naturalnym kandydatem na głowę tego Kościoła, który z powodzeniem będzie pełnił rolę Żywej Cerkwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz