poniedziałek, 30 grudnia 2013

Stanisław Michalkiewicz

Człowieki sowieckie się zatroskały


Z niczym nie ma tyle i takiej uciechy, jak z tak zwanymi „racjonalistami”. Chętnie nadymają się własnym gazem - jacy to są mądrzy, racjonalni i nowocześni. To takich pewnie miał na myśli Franciszek ks. de La Rochefoucauld, kiedy pisał, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy - ze swego rozumu”. A cóż dopiero racjonaliści, którzy wszystkich usiłują przekonywać o swojej rozumności? W czasach stalinowskich bywało, że racjonaliści sekretarzami partii mianowali analfabetów i pamiętam jak jeden taki, podczas akademii ku czci rewolucji październikowej, zmożony alkoholem nie tylko zasnął przy prezydialnym stole, ale nawet przez sen załatwił płynną potrzebę fizjologiczną, co mimo panującego wtedy przygnębienia, wzbudziło wśród publiczności wesołość i komentarze, że „partia się zeszczała”.
Przypomniała mi się tamta scena i tamten komentarz po wystąpieniu przewodniczącego SLD Leszka Millera, w którym dał wyraz zatroskaniu obniżaniem się poziomu intelektualnego polskich biskupów. Podobnie żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika zatroskała się, że JE abp Michalik zamienił bożonarodzeniowe kazanie na „manifest polityczny”. Najwyraźniej judeochrześcijanie, znaczy się - marranowie, nie tylko gorącą linię do Najwyższego, ale również polityczne zaangażowanie uznali za swój monopol.
Wracając tedy do przewodniczącego Millera, pretekstem był list w sprawie nowego lewicowego szamaństwa naukowego w postaci tzw. studiów genderowych, o których ja również tu pisałem, wskazując na ich podobieństwo do rewelacji Trofima Łysenki, przynajmniej w podstawowych założeniach. Gdyby tak, dajmy na to, Leszek Miller zamierzał zostać księdzem, jego troska o poziom intelektualny biskupów byłaby bardziej zrozumiała. Nic jednak nie wskazuje, by poczuł on wokację do stanu duchownego, bo przecież i żonaty, no i w ogóle - zaangażowany - więc jego zatroskanie jest osobliwe tym bardziej, że można mieć wątpliwości, czy akurat pod tym względem wykazuje wystarczające kompetencje.
Wprawdzie jest utytułowanym absolwentem sławnej akademii pierwszomajowej przy KC PZPR, ale przecież wiadomo, że marcowi docenci i inni tacy faszerowali tam elewów opowieściami o naukowym charakterze socjalizmu, wyższości socjalistycznego ustroju, o centralizmie demokratycznym, a więc czymś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie, słowem - gdzie specjaliści od duraczenia duraczyli prostaczków, żeby ci później duraczyli tak zwane „masy”, przerabiając w ten sposób ludzi normalnych na człowieków sowieckich. Jak wiadomo, człowiek sowiecki tym się różni od normalnego człowieka, że raz na zawsze wyrzekł się wolnej woli, podporządkowując swój umysł tak zwanej zbiorowej mądrości partii, to znaczy - każdorazowym urojeniom i fantasmagoriom aktualnego ścisłego kierownictwa.
Jak zauważył pewien autor, „głupiec zawsze znajdzie głupca, który go uwielbia”, toteż wypustnikom akademii pierwszomajowych niestety udało się oduraczyć sporą część naszego społeczeństwa. Nawiasem mówiąc, w tym właśnie upatrywałbym przyczynę nie tylko paroksyzmów, jakie wstrząsają naszym narodem, nie tylko naszych niepowodzeń w różnych dziedzinach, ale również, a może nawet przede wszystkim - przyczynę że tak źle się ze sobą czujemy. Rzeczywiście - obawiam się, że normalny człowiek z człowiekiem sowieckim nigdy się nie dogada, bo jakże tu dyskutować z osobnikiem, który raz na zawsze wyrzekł się wolnej woli? Z takim samym skutkiem można by przemawiać do ściany, więc tego rodzaju kohabitacja może być tylko źródłem niekończącej się udręki, rodzajem prefiguracji piekła.
Genderaki utrzymują, że zachowania określane jako „płciowe” są determinowane kulturowo, a nie biologicznie. No i pięknie - ale taki np. Konrad Lorenz, któremu nie tylko Leszek Miller, ale nawet Agnieszka Graff nie byłaby godna zawiązać rzemyka u sandałów - więc taki np. Konrad Lorenz uważał, iż zachowania uważane za kulturowe są w gruncie rzeczy determinowane biologicznie i to niekiedy w wysokim stopniu, np. ceremonialne zwroty typu „Wasza Wysokość” czy „uniżony sługa” są przejawami postawy imponującej i postawy pokory, występujących również w świecie zwierzęcym. No i co z tym zrobimy?
Stanisław Michalkiewicz  Felieton    „Nasz Dziennik”    28 grudnia 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz